Sezon 2022/2023 w rozdziałach

Sezon 2022/2023 niestety jest już dla nas tylko wspomnieniem. Anwil dotarł do Play-Off, ale odpadł już w pierwszej rundzie, bo King Szczecin był po prostu lepszy.

Minione rozgrywki dostarczyły nam sporo radości, ale nie brakowało też chwil smutku czy złości. Na nudę na pewno nie mogliśmy narzekać. Dlatego stworzyłem subiektywną listę kluczowych wydarzeń z tego sezonu. Podzieliłem wszystko na rozdziały, które w moim odczuciu były przełomowymi momentami na przestrzeni tych długich miesięcy.

Anwil Włocławek 2022/2023FOTO: q4.pl

1. Kontuzja Joesaara

Janari Joesaar miał stanowić bardzo ważny element w układance trenera Przemysława Frasunkiewicza. Początek rzeczywiście wypadł bardzo obiecująco, ale niestety ta przygoda nie potrwała zbyt długo. Estończyk rozegrał w naszych barwach zaledwie 3 spotkania. Spędził na parkiecie w sumie niecałe 74 minuty. W tym czasie notował 9 punktów (54,5% za trzy!), 6,3 zbiórek, 2,3 asysty oraz 1 przechwyt. Nieszczęśliwie podczas meczu ze Śląskiem doznał zerwania więzadła rzepki, co oznaczało koniec sezonu.

Ten pechowy uraz oznaczał, że straciliśmy zawodnika, który miał odgrywać kluczową rolę w naszym zespole. Wizja trenera Frasunkiewicza szybko upadła i zaczął dominować chaos. W efekcie przegraliśmy kilka meczów, które zdecydowanie były do wyciągnięcia.

Strasznie żałuję, że nie mogliśmy podziwiać gry Joesaara przez dłuższy czas, bo jestem głęboko przekonany, że ten zawodnik miał naprawdę wiele do zaoferowania.

2. Moore i powiew świeżości

Po kontuzji Estończyka główna koncepcja Anwilu musiała ulec zmianie. „Franc” zapewne nie przespał wielu nocy i kombinował, jak to wszystko poukładać na nowo. Ostatecznie zmienił główną ideę i tym sposobem do Włocławka trafił Lee Moore. Od samego początku Amerykanin dał naszej ekipie prawdziwy powiew świeżości. Szeregi „Rottweilerów” zasilił zawodnik, który był w stanie samemu coś wykreować i tym samym rozruszać ofensywę. Indywidualna gra Moore’a były wówczas dla nas lekarstwem i pozwoliła odnieść kilka zwycięstw. Wystarczy wspomnieć mecz w Dąbrowie Górniczej, gdy Amerykanin w pojedynkę przejął spotkanie podczas wyrównanej końcówki. Zanotował wówczas 31 punktów (24 w samej czwartej kwarcie!), 7 asyst oraz 4 zbiórki.

Moore zaliczył ostre wejście do naszego zespołu i dał nam sporo szczęścia. Z czasem stracił jednak ten blask i znacznie obniżył loty. Szczególnie słabo wyglądał pod koniec sezonu zasadniczego. W PLK zanotował serię 9 meczów z jednocyfrową zdobyczą punktową. Zbyt często oddawał nieprzygotowane rzuty, nie widział lepiej ustawionych kolegów i popełniał straty, po których skrywałem twarz w dłoniach.

3. Blamaż z Sokołem

Na przełomie grudnia i stycznia Anwil wpadł w kolejny dołek. Apogeum miało miejsce podczas meczu z Sokołem Łańcut. Beniaminek zawitał do Hali Mistrzów i zaserwował nam lekcję koszykówki. Goście zdecydowanie przeważali i grali niesamowicie ambitnie, a „Rottweilery” sprawiały wrażenie bezradnych oraz zagubionych. Ostatecznie Sokół zwyciężył 89:78. Nie ukrywam, że ten rezultat strasznie zabolał. Dobiliśmy niemal do granicy cierpliwości, bo to była szósta porażka Anwilu z rzędu. Przez cały sezon nie zanotowaliśmy dłuższej serii bez wygranej.

4. Zmiany kadrowe

Trudna sytuacja wymusiła zmiany kadrowe. Josh Bostic praktycznie od początku grał znacznie poniżej oczekiwań. Trener Frasunkiewicz długo wykazywał cierpliwość, ale w końcu nie wytrzymał i miejsce weterana zajął Victor Sanders. Wcześniej nasze szeregi zasilił Malik Williams.

Początki Williams były bardzo trudne. Krótko mówiąc – nie wyglądał. Sprawiał wrażenie bardzo nietrafionego transferu. Sam nie wierzyłem, że coś będzie z tego środkowego, ale ostatecznie musiałem przeprosić, bo Williams w końcu rozwinął skrzydła. Zyskaliśmy centra, który nie tylko dzielnie walczył „w pomalowanym”, ale także świetnie rozciągał grę. Williams podczas swojej pierwszej przygody w PLK notował średnio 8,1 punktów oraz 5 zbiórek. To były pierwsze miesiące tego chłopaka w Europie i jestem przekonany, że ma ja jeszcze sporo do zaoferowania.

https://youtu.be/ilN2bClSIxo

Natomiast Sanders budził pewne wątpliwości ze względu na swoje nieprofesjonalne występki z przeszłości. Rzeczywistość szybko pokazała jednak, że te obawy były przesadzone. Amerykanin nie sprawiał żadnych problemów i od razu dodał sporo kolorytu do gry Anwilu. Swoim szaleństwem oraz nieprzewidywalnością potrafił rozruszać naszą ofensywę. Nie miał również kłopotów z wywieraniem ostrego nacisku w defensywie. Wiele spektakularnych zagrań Sandersa na długo pozostanie w naszej pamięci. W PLK notował 14,5 punktów, 2,2 asyst, 2,1 zbiórek oraz 1,2 przechwytów.

Nie da się ukryć, że zakontraktowanie obu wspomnianych zawodników miało znaczny wpływ na obraz gry „Rottweilerów”. Ciężko wyobrazić sobie te najlepsze mecze Anwilu bez tego amerykańskiego duetu.

5. Wielka wyprawa turecka

Jeśli miałbym wskazać jeden mecz, który był momentem zwrotnym dla naszego zespołu, to postawiłbym na wyjazdowe spotkanieGaziantepem Basketbol w ramach ćwierćfinału FIBA Europe Cup. We Włocławku przegraliśmy jednym punktem i ciężko było o optymizm przed rewanżem. Rywalizowaliśmy przecież z klubem dysponującym znacznie większymi środkami finansowymi, a co za tym idzie – większymi aspiracjami. Poza tym Anwil miał za sobą serię czterech porażek, a przy szerszym spojrzeniu nasz bilans wynosił 5-12.

Tymczasem „Rottweilery” rozegrały w Turcji koncertowe spotkanie! Rozbiliśmy gospodarzy 91:75 i mogliśmy świętować awans do półfinału. Od tego meczu wszystko uległo zmianie i Anwil wszedł na wyższy poziom. Zanotowaliśmy serię 12 zwycięstw z rzędu. Wyrośliśmy na niesamowicie mocną ekipę i pozostawaliśmy niepokonani przez 49 dni. Próżno szukać podobnego wyczynu na przestrzeni kilku ostatnich latach.

6. FIBA Europe Cup w naszych rękach!

Za sprawą świetnej dyspozycji wywalczyliśmy awans do finału FIBA Europe Cup, gdzie czekał na nas Cholet Basket. Francuski klub z całą pewnością nie należy do słabeuszy i raczej nie byliśmy faworytem tego starcia. Anwil jednak znowu zaskoczył i dwukrotnie pokonał mocnego rywala. Tym samym osiągnęliśmy NIESAMOWITY sukces, przeszliśmy do historii i wywołaliśmy wielki szum medialny. O Anwilu było naprawdę głośno. Osiągnęliśmy coś wielkiego, zyskaliśmy wielki powód do dumy i to już pozostanie z nami na zawsze! Nawet teraz, gdy wspominam ten sukces po czasie, to mam ciarki na całym ciele!

7. Play-Off z Kingiem

Spora ilość wpadek spowodowała, że musieliśmy drżeć o udział w Play-Off niemal do ostatniej kolejki. Ostatecznie zakotwiczyliśmy na 7 miejscu i tym samym trafiliśmy na Kinga Szczecin w pierwszej rundzie. Podopieczni trenera Arkadiusza Miłoszewskiego mieli za sobą bardzo udany sezon regularny, ale raczej byli w naszym zasięgu. Doprowadziliśmy do piątego spotkania, ale niestety całą serię przegraliśmy 3:2.

Ćwierćfinał nie dostarczył nam magicznych wrażeń. To nie był spektakl, o którym będziemy opowiadać przyszłym pokoleniom. W Play-Off nikt jednak nie przyznaje dodatkowych punktów za styl. Na tym etapie chodzi tylko o zwycięstwa, a każda, nawet drobna, pomyłka może wiele kosztować. Tak właśnie wyglądała nasza seria z Kingiem. Przeżywaliśmy bardzo wyrównane i przede wszystkim twarde starcia. Wynik kilku meczów mógł być zupełnie inny.

Odnoszę jednak wrażenie, że podczas całej serii to King był stroną przeważającą. „Miły” świetnie przygotował swoich zawodników i po prostu wyglądali lepiej. Szczecińska drużyna bardzo twardo broniła, czasami na całym parkiecie i ograniczała „nasze granie”. Mieliśmy spory problem z konstruowaniem klasycznych akcji dwójkowych. Nie sądziłem, że King potrafi grać aż tak twardo i zawzięcie. Ta ekipa ma charakter! Zbyt wiele piłek niczyich padało łupem naszych przeciwników. Można odnieść wrażenie, że wykazywali więcej chęci.

Osobnym tematem jest sędziowanie. Przy tak fizycznej i twardej grze arbitrzy bardzo często używali gwizdków. Momentami takie działania wręcz zabijały przyjemność płynącą z oglądania koszykówki. Ten element wpłynął znacząco na atrakcyjność całej serii. Nie brakowało też dziwnych i kontrowersyjnych decyzji. Nie mam na myśli, że zostaliśmy skrzywdzeni przez sędziów, bo gwizdki szalały w obie strony. Chociaż cały czas nie mogę zrozumieć ofensywnego przewinienia Petraska z końcówki trzeciego spotkania…

8. Piąty mecz w Szczecinie

Mam wrażenie, że Anwil nie mógł wejść na swój standardowy poziom. Cały czas graliśmy poniżej możliwości. Pomimo tego szala zwycięstwa w czterech pierwszych meczach mogła być przechylona na każdą stronę. Inną sprawą jest piąte, decydujące spotkanie. To było starcie o być albo nie być.

Takie mecze generują niesamowite emocje. W wyjątkowy sposób pobudzają kibiców oraz zawodników. W tym przypadku nie do końca jednak wyszło, bo naszych koszykarzy przygniotła chyba presja. Mówiąc kolokwialnie – Anwilowcy nie dojechali do Szczecina. Pierwsze chwile wyglądały jeszcze obiecująco i sprawialiśmy wrażenie zespołu skoncentrowanego, który doskonale zna stawkę pojedynku.

Niestety, rzeczywistość szybko i brutalnie nas uderzyła. Z każdą minutą „Rottweilery” coraz bardziej gasły w oczach, a King podkreślał swoją dominację. Szczególnie pierwsza połowa wywołała ogromny ból głowy. Do przerwy Anwil zdobył zaledwie 19 punktów, trafiając 1/11 za trzy oraz zanotował aż 14 strat. Przez całą pierwszą połowę trafiliśmy zaledwie 7 rzutów z gry, z czego w drugiej kwarcie tylko 2. Ciężko znaleźć słowa na obronę takiej dyspozycji, więc nawet nie próbuję. Z taką grą nie można myśleć o półfinale. Przez wiele minut stanowiliśmy jedynie tło dla odpowiednio zmotywowanych gospodarzy. Przykre, że nie potrafiliśmy podjąć rękawicy w najważniejszym meczu całej serii. Luźniejszy i skuteczniejszy atak przyszedł dopiero w końcówce, gdy zespół gospodarzy myślał już o kolejnej rundzie. Stanowczo za późno…

9. Rozczarowanie?

Ciężko jednoznacznie ocenić minione rozgrywki. To była prawdziwa sinusoida ze sporą ilością błędów, ale nie brakowało też świetnych momentów. OLBRZYMIM sukcesem jest zwycięstwo w FIBA Europe Cup i to osiągnięcie zmienia pogląd na sezon 2022/2023. Z kolei 7 miejsce na lokalnym podwórku jest dla mnie rozczarowaniem. Nie można jednak ograniczać naszej lokaty do porażki w Play-Off z Kingiem. To pokłosie wielu wcześniejszych problemów oraz nietrafionych decyzji. Mam wrażenie, że trener Frasunkiewicz długo poszukiwał odpowiedniego kształtu tej ekipy, a gra na dwa fronty odbijała swoje piętno. W efekcie zawaliliśmy kilka meczów, które zdecydowanie były w naszym zasięgu i przez to skomplikowaliśmy swoją sytuację w ligowej tabeli.

Niezależnie jak długo będę myślał, to i tak nie wydam jasnego werdyktu na temat minionego sezonu. Dlatego po prostu doceńmy niesamowity sukces w Europie i wyciągnijmy wnioski z błędów popełnionych na krajowym podwórku. Na pewno nie było tragedii, historia zapamięta nasz wyczyn, ale można było wycisnąć jeszcze więcej z tego wszystkiego.

10. Ciąg dalszy nastąpi…

Wrota sezonu 2022/2023 zostały już dla nas zamknięte. Czas wyciągnąć wnioski i zacząć planować przyszłość. Wiadomo, że „Rottweilery” znowu będą prowadzone przez trenera Frasunkiewicza. W pełni rozumiem kontynuowanie współpracy. Zdecydowanie nie było idealnie, ale „Franc” sporo osiągnął z naszą ekipą, więc zasługuje na kolejną szansę. Wierzę przy tym, że odrobi pracę domową, ma świadomość popełnionych błędów i dokona odpowiedniej analizy, żeby nie było przykrej powtórki.

Na razie trwa jeszcze cisza na rynku transferowym, ale wiadomo, że za kulisami toczą się już rozmowy. Podejrzewam, że w najbliższych dniach poznamy pierwsze szczegóły. Tak naprawdę już weszliśmy w sezon 2023/2024, bo przypomnę, że odpowiedni dobór zawodników w okresie letnim znacznie przybliża do końcowego sukcesu. Pozostaje czekać i trzymać kciuki za odpowiednią selekcję trenera Frasunkiewicza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *