Przeprosiny dla Malika Williamsa

Przez te wszystkie lata obserwowałem wielu zawodników, którzy biegali po parkiecie w naszych barwach. Nikogo raczej nie zaskoczę, jeśli stwierdzę, że niektórzy po prostu nie przekonywali. Trafiali do nas gracze budzący poważne wątpliwości od samego początku, więc nic dziwnego, że szybko opuszczali szeregi Anwilu. Nie ma w tym nic dziwnego. Normalne ryzyko wpisane w budowanie zespołu. Nie ma szansy, aby każdy transfer był trafiony.

Byłem święcie przekonany, że w obecnym sezonie zawitał do Włocławka kolejny taki przypadek. Pierwsze tygodnie dobitnie na to wskazywały i moja wiara szybko uleciała. Tymczasem czas mijał i zostałem zweryfikowany. Dlatego pora posypać głowę popiołem i uderzyć się w pierś. Dokonałem błędnej oceny, a Malik Williams udowodnił nam wszystkim, że nie jest pomyłką transferową, a naprawdę solidnym koszykarzem.

Malik Williams Anwil WłocławekFOTO: Andrzej Romański / plk.pl

Z reguły jestem osobą cierpliwą i optymistyczną. W większości przypadków stroniłem od wydawania opinii o danym graczu po zaledwie kilku meczach. Raczej czekałem i wierzyłem. Tym razem było jednak inaczej. Williams zaliczył w barwach Anwilu potężny falstart i ciężko było dostrzec jakiekolwiek zwiastun poprawy. Pamiętam zawodników, którzy słabo zaczynali, ale swoją postawą wysyłali sygnały, że w każdej chwili mogą odpalić. W poczynaniach amerykańskiego środkowego nie było to widoczne. Powiedzieć, że Williams „nie wyglądał”, to jak nic nie powiedzieć.

W pierwszych czterech spotkaniach zdobył okrągłe 0 punktów i zanotował 0/10 z gry. Gorsza od statystyk była jednak mowa ciała naszego centra. Williams sprawiał wrażenie totalnie zagubionego na boisku. Wyglądał, jakby dopiero zaczynał swoją przygodę z koszykówką i nie miał pojęcia, co należy do jego obowiązków. Typowe „dziecko we mgle”. Wiedziałem, że miał sporą przerwę od grania i po raz pierwszy trafił do Europy, ale i tak nie potrafiłem uwierzyć, że z czasem wejdzie na wyższy poziom. Nie robił nic, aby zasiać we mnie ziarno optymizmu. Poza tym trener Przemysław Frasunkiewicz z meczu na mecz ograniczał minuty Amerykanina. To spowodowało, że moja pamięć zaczęła przywoływać najgorsze transfery w historii Anwilu. Nie ukrywam, że liczyłem na rozwiązanie umowy z tym środkowym. Szczególnie że „Rottweilery” przeżywały wówczas trudne chwile i potrzebowały nowego impulsu.

Wszystko uległo zmianie podczas wyjazdowego meczu z cypryjskim Keravnos BC. Williams wyszedł wówczas po raz pierwszy w pierwszej piątce i nareszcie dołożył coś od siebie. Spotkanie zakończył z dorobkiem 6 punktów oraz 4 zbiórek, a Anwil zwyciężył 78:65. Od tej pory było już tylko lepiej. Na początku może jeszcze trochę niemrawo, ale upływający czas działał na korzyść Amerykanina. Nastąpiło wyraźne przebudzenie i od tego momentu nie zaliczył już żadnego występu „na zero”.

Obecnie Williams jest bardzo solidnym elementem naszej rotacji. Przeszedł niesamowitą drogę! Nie jest to center w stylu dominatora i raczej nigdy nie dołączy do pocztu ligowych gwiazd. Cały czas ma pewne braki, które nie są dla nikogo zaskoczeniem. Na parkiecie jest jednak niesamowicie przydatny. Dysponuje świetnymi warunkami fizycznymi, a przy tym ma świetnie ułożony nadgarstek. Chętnie i skutecznie rzuca z półdystansu czy obwodu, co pozwala na rozciąganie gry. Klasycznym obrazkiem jest już jego zaskakujący rzut tuż sprzed twarzy obrońcy.

Dzięki swoim rozmiarom bardzo dobrze pilnuje także „pomalowanego” i samą obecnością zasiewa niepewność w poczynaniach przeciwników. Coraz lepiej wykorzystuje swoje atuty fizyczne. Poza tym dzielnie walczy o każdą piłkę i to nawet gdy jest potwornie obijany przez rywali. Ma chłopak charakter! Najważniejsze jednak, że emanuje zupełnie inną energią niż na początku. Wyraźnie wzrosła pewność siebie naszego środkowego, co widać na parkiecie. Mam wrażenie, że za sprawą tych wszystkich czynników może liczyć na ponadprzeciętną sympatię płynącą z trybun, a nie każdego spotyka taki zaszczyt.

Odliczając ten fatalny falstart, to Williams notuje statystyki na poziomie 8,7 punktów na skuteczności 54% z gry, 5,3 zbiórek oraz 0,9 bloków. Całkiem solidnie. Warto też wspomnieć, że dwukrotnie zapisał double-double na swoim koncie.

Czy jest mi głupio z powodu zbyt pochopnej oceny Williamsa? Nie, bo po tych pierwszych meczach jedyną reakcją na jego dyspozycję było skrywanie twarzy w dłoniach. W tej kwestii nie zmienię zdania. Mało zawodników wywoływało u mnie taką niechęć. Popełniłem jednak pomyłkę, bo nie widziałem szansy na progres Amerykanina. Twierdziłem, że w tym przypadku nie ma miejsca na cierpliwość. Mój błąd! Przyznaję się do tego i przepraszam Williamsa oraz „Franca”, który wynalazł tego centra i dał mu kredyt zaufania. Szczerze to cieszy mnie, że ta pomyłka poszła w stronę korzystną dla naszego klubu. Jestem omylny, nie każde moje spostrzeżenie jest trafne, ale mam tego świadomość i zawsze trzymam w kieszeni garść popiołu, aby móc posypać głowę. Przyznam, że nawet lubię się mylić, gdy moje opinie przywdziewają ciemne barwy. Tak właśnie było w przypadku Malika, więc można śmiało powiedzieć, że mój własny błąd sprawił mi sporo radości.

Jeszcze kilka tygodni temu chciałem rozwiązania kontraktu z Williamsem. Z czasem nastąpił natomiast taki szalony zwrot akcji, że teraz chciałbym jednak, aby został i to nawet na kolejny sezon. Dostrzegłem wreszcie potencjał naszego środkowego i wierzę, że jest w stanie wejść na jeszcze wyższy poziom. Zapewne przepracowanie pełnego okresu przygotowawczego z całym zespołem pomogłoby Williamsowi rozwinąć skrzydła. Cóż, jak widać, los bywa przewrotny, więc niczego nie można wykluczać 😉 .

2 odpowiedzi do “Przeprosiny dla Malika Williamsa”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *