Anwil w półfinale FIBA Europe Cup!

Sporo czasu minęło od ostatniego występu Anwilu w półfinale europejskich pucharów. To już 21 lat! Wtedy graliśmy w 1/2 finału Pucharu Saporty, a teraz osiągnęliśmy ten sam etap, ale w FIBA Europe Cup. Poziom niby zupełnie inny, ale i tak odczuwam ogromną radość oraz dumę. Szczególnie że wywalczyliśmy ten awans po koncertowej grze.

W ćwierćfinale „Rottweilery” nie miały łatwej przeprawy, bo Gaziantep Basketbol to nie jest drużyna z przypadku. Pierwszy meczHali Mistrzów potwierdził tę opinię. Walczyliśmy, ale minimalnie polegliśmy, więc do rewanżu w Turcji na pewno nie przystępowaliśmy w roli faworyta. Anwil kolejny raz udowodnił jednak, że jest nieobliczalny i rozegrał niesamowite spotkanie! Gaziantep był chyba zaskoczony takim obrotem spraw, bo przez większość meczu stanowił jedynie tło dla naszej ekipy. Ostatecznie zwyciężyliśmy 75:91 i tym samym trafiliśmy do najlepszej czwórki tych europejskich rozgrywek. BRAWO!

Victor Sanders Anwil FIBA Europe CupFOTO: fiba.basketball

Choćbym chciał, to ciężko byłoby mi znaleźć jakieś rażące mankamenty w grze „Rottweilerów”, bo rozegraliśmy jeden z najlepszych meczów podczas bieżącego sezonu. Na myśl przychodzą same komplementy. Anwil prezentował taką formę, że nawet na siłę nie mam ochoty szukać negatywów. Dlatego dzisiaj uskuteczniam wyjątkowo tylko pozytywną narrację 😉 .

To nie powinno dziwić, bo nasz zespół rozegrał PIĘKNE spotkanie! Gaziantep został rozbity. Stosując nomenklaturę pięściarską, powiedziałbym, że Turcy zostali znokautowani. W pewnym momencie nasza przewaga sięgała +26.

Oczywiście taka różnica nie była dziełem przypadku, bo mieliśmy przyjemność oglądać Anwil w najlepszym wydaniu. „Rottweilery” imponowały spokojem oraz koncentracją. Tworzyliśmy DRUŻYNĘ, która żyła i szukała najlepszych rozwiązań. Właśnie ta zespołowość oraz energia były naszymi największymi atutami. W obronie nie odpuszczaliśmy, a podczas akcji ofensywnych piłka krążyła „jak po sznurku”. Dobrą i mądrą grę poparliśmy bardzo solidną skutecznością, gdyż trafialiśmy 55,9% za dwa oraz 43,3% za trzy.

Tego dnia dominowaliśmy. Potwierdzenie tego faktu można znaleźć nie tylko w wyniku czy optycznej ocenie spotkania, ale także w pojedynczych statystykach. Anwil był lepszy od swoich rywali praktycznie pod każdym względem. Skuteczność z gry, zbiórki, przechwyty, asysty, straty, bloki, faule, punkty ze strat, punkty z szybkiego ataku, punkty drugiej szansy, punkty z „pomalowanego”, punkty z ławki – te wszystkie kategorie padły łupem „Rottweilerów”! Gaziantep wypadł lepiej jedynie pod względem skuteczności rzutów wolnych, ale nawet tutaj nie było przepaści, bo Turcy trafiali z linii na poziomie 88,2%, a włocławski zespół uzyskał solidne 82,4%. Nawet do tego elementu nie mogę się przyczepić 😉 .

Gospodarze przyjęli mocny cios, który chyba trochę ich zaskoczył. Z tego powodu dopadła ich mała nerwówka i nawet trener Tutku Acik miał problem, aby zachować spokój. To spowodowało, że w pewnych momentach próbowali zaatakować nas z maksymalną mocą. Trafili „pod ścianę” i rzucili na szalę wszystkie swoje siły. Za sprawą naporu próbowali zasiać chaos w głowach „Rottweilerów”. Anwil poczuł już jednak taką siłę, że nie pozwolił na wypuszczenie tego meczu z rąk. Włocławska ekipa nawet przez chwilę nie straciła koncentracji. Nie pozwalaliśmy Gaziantepowi na podkręcenie obrotów. Warto zaznaczyć, że przez całe spotkanie zanotowaliśmy zaledwie 6 strat. To o czymś świadczy!

Po takim spotkaniu ciężko wyróżnić pojedynczych graczy. Cała drużyna zasłużyła na wielkie brawa! Ten sukces ma wielu ojców. Luke Petrasek (15 pkt, 5 zb), Lee Moore (16 pkt, 4 zb, 4 as), Josip Sobin (12 pkt, 7 zb, 3 as), Phil Greene IV (18 pkt, 5 as) – oni wszyscy odegrali kluczową rolę w tej batalii. Każdy z nich poniósł to ciężkie brzemię na swoich barkach. Zaprezentowali nam swoje najlepsze wersje i stworzyli niezwykle mocne fundamenty tego sukcesu. Gdybym musiał jednak wybrać tylko jednego zawodnika, to najbardziej zaimponował mi Victor Sanders. Amerykanin był bardzo aktywny po obu stronach parkietu. Wprowadzał sporo szumu na boisku, uciekał obrońcom, w defensywie naciskał i dodał od siebie szczyptę efektownych fajerwerków. Sanders zapisał na swoim koncie 19 punktów, 3 zbiórki2 przechwyty.

W półfinale naszym rywalem będzie Karhu Basket. Ekipa znana, bo rywalizowaliśmy już podczas pierwszej fazy grupowej. We Włocławku minimalnie przegraliśmy, ale w Finlandii poszło nam znacznie lepiej i wygraliśmy 87:93. Nie ma co sztucznie studzić emocji, bo naprawdę mamy sporą szansę na awans do finału. Daleki jestem jednak od lekceważenia rywali. Oj zdecydowanie! Karhu w obecnej edycji FIBA Europe Cup ma na swoim koncie tylko dwie porażki. Najpierw przegrali z nami, a później nieznacznie z BC Budivelnyk Kijów (62:65). Nie polegli w żadnym wyjazdowym meczu. Tym samym mają najlepszy bilans ze wszystkich drużyn grających w FEC. Dlatego „Rottweilery” muszą po raz kolejny zagrać koncertowo!

Jedna odpowiedź do “Anwil w półfinale FIBA Europe Cup!”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *