Granice cierpliwości…

Jestem kibicem i kocham Anwil. Potrafię zaakceptować porażki, bo to nieodzowna część sportu. Szczególnie gdy widzę walkę oraz zaangażowanie na parkiecie, to jestem w stanie „przymknąć oko” na niepowodzenia. Rozumiem także poważniejsze dołki naszej ekipy. W takich sytuacjach nie szczędzę słów krytyki, ale ta kibicowska wiara ciągle żyje. Cierpliwości również mi nie brakuje, ale pamiętajmy, że wszystko ma swoje granice.

Ostatnio „Rottweilery” ostro testują granice mojej cierpliwości. To powoduje, że wiara w obecny zespół powoli gaśnie. Nie mam na myśli klubu, bo to nasz klub, który będę kochał i wspierał ZAWSZE. Chodzi mi o aktualne zestawienie kadrowe. My zostaniemy i będziemy trwać, a pewne nazwiska przeminą niczym kolejne stracone szanse na sukces.

Powoli zapominamy, jak smakuje zwycięstwo, bo Anwil ma na swoim koncie bolesną serię porażek. To jeszcze można zrozumieć i przecierpieć, ale zamiast wychodzić z kryzysu, to nasza ekipa popada w coraz gorsze bagno. Mieliśmy świetną okazję na przełamanie, bo do Hali Mistrzów zawitał Sokół Łańcut. Teoretycznie beniaminek to zupełnie inny poziom niż „Rottweilery”, ale boisko brutalnie nas zweryfikowało. Anwil rozegrał wręcz żenujące spotkanie i został rozbity na własnym terenie. Kryzys nie został zażegnany tylko ostro pogłębiony. Wcześniej staliśmy na chwiejnych nogach, a ten mecz spowodował, że zaliczyliśmy brutalny upadek na plecy. Czy jeszcze powstaniemy? Aktualna sytuacja przywołała brutalne wspomnienie z sezonu 2020/2021. To ciągle świeża historia i te traumatyczne obrazy spowodowały, że moja granica cierpliwości została mocno naruszona. Wtedy nie powstaliśmy i zostaliśmy zmieleni przez chaos, a ja naprawdę nie chcę ponownie tego przeżywać!

Josh Bostic AnwilFOTO: Andrzej Romański / plk.pl

Sokół przeleciał nad Włocławkiem

Mecz z Sokołem był najgorszym występem „Rottweilerów” w bieżących rozgrywkach. Serce bolało od obserwowania naszych koszykarzy. Stanowiliśmy tylko tło dla ambitnego beniaminka. Anwilowcom zdecydowanie brakowało odpowiedniego zaangażowania. W pewnym momencie przegrywaliśmy nawet -24. W czwartej kwarcie zaliczyliśmy niezły zryw, ale za późno i goście nie wypuścili już tego zwycięstwa ze swoich rąk. Ostatecznie polegliśmy 78:89. Mam jednak wrażenie, że wynik końcowy jest i tak lepszy niż obraz gry.

Akcja z poniższego filmiku idealnie podsumowuje to spotkanie.

Ten mecz brutalnie obnażył sytuację naszej ekipy. Tym razem ciężko szukać pozytywów, bo jest naprawdę źle. Bardzo źle…

Granice cierpliwości

Wierzyłem i cierpliwie czekałem na lepsze dni. Wmawiałem sobie, że wszelkie problemy są tylko przejściowe. Byłem w błędzie. Prawda uderzyła mnie za pośrednictwem trójek Mateusza Szczypińskiego i totalnej bezradności Anwilu. Nie ma już miejsca na „mydlenie oczu”. Włocławski okręt dryfuje nieporadnie i bezwiednie po oceanie PLK. Wszyscy już chyba zapomnieli o wcześniej obranym kursie i pozwolili, aby silny prąd prowadził prosto ku ciemnym rejonom tabeli. Azymut został zgubiony…

Na chwilę obecną po prostu „nie wyglądamy”. Wcześniej mieliśmy już swoje problemy, ale potrafiliśmy wyjść na prostą. Teraz jest jednak znacznie gorzej. Anwil niknie w oczach, tak jak niknie nadzieja na sukces w trwającym sezonie. Z aktualną formą to Play-Off będziemy oglądać jedynie w kapciach przed TV. Jeszcze w grudniu dobijaliśmy do czołówki, a teraz mamy bilans 8-9 i balansujemy na granicy ósemki. Obecny Anwil sprawia wrażenie wypalonego projektu, który może zostać rozbity przez każdego rywala. Szczególnie boli ofensywa, bo nie mijamy i nie widać w tym wszystkim jakiegoś konkretnego pomysłu.

Na wygraną czekamy ponad miesiąc, a najbliższa przyszłość jest najeżona poważnymi sprawdzianami. Jeszcze przed Pucharem Polski zagramy ze Śląskiem, Legią oraz Spójnią. Biorąc pod uwagę dyspozycję „Rottweilerów”, to nadchodząca seria napawa poważnym niepokojem. Dodatkowo Lee Moore wypadł z gry na kilka tygodni przez kontuzję. Plus, że Kamil Łączyński otrzymał od lekarzy „zielone światło”, bo kapitan jest niezwykle ważnym elementem zespołu. Obecność „Łączki” nie jest jednak plastrem na wszystkie nasze rany.

Doszliśmy do momentu, gdy nie można już tylko czekać, bo granica cierpliwości została osiągnięta. Czy zostanie całkowicie przekroczona? Jeśli nie chcemy spisać tego sezonu na straty, to Anwil potrzebuje wstrząsu oraz nowego impulsu. Z drugiej jednak strony trzeba działać ostrożnie, aby nie wpaść znowu w pułapkę chaotycznych i nerwowych zmian. Jeśli teraz zostaną popełnione poważne błędy, to możemy cierpieć nie tylko przez najbliższe miesiące, ale również przez najbliższe lata. Na szczęście nasz zarząd działa raczej pragmatycznie, więc najczarniejszy scenariusz jest mało realny.

Przyszłość trenera

W tak ciężkiej sytuacji główne zastrzeżenia spadają oczywiście na trenera. To takie naturalne spojrzenie na sprawę i Przemysław Frasunkiewicz też budzi moje coraz większe wątpliwości. Czy zmiana szkoleniowca jest jednak najlepszym rozwiązaniem? Na pewno najprostszym, ale w szerszym spojrzeniu kreuje nowe problemy. Na tym etapie ciężko będzie znaleźć trenera, który z miejsca odmieni oblicze „Rottweilerów”. Nasza drużyna jest wewnętrznie rozbita i widać wyraźne błędy popełnione na etapie budowana składu. Następca „Franca” zapewne chciałby wprowadzić swoje zmiany kadrowe, a nasz budżet nie jest zbyt pokaźny. Taka roszada nie jest po prostu gwarantem sukcesu, a może mocno naciągnąć wydatki klubu. Pora oraz okoliczności nie sprzyjają takim decyzjom. Nawet jeśli cierpliwość osiąga swój limit, to nie można zapominać o rozsądku.

Pożegnanie Bostica

Ten głęboki kryzys i tak skłonił jednak do pewnej zmiany. Na dodatek takiej, której wielu fanów oczekiwało już od dawna. Według oficjalnego oświadczenia Josh Bostic został odsunięty od drużyny i trwają rozmowy na temat rozwiązania umowy oraz intensywne poszukiwania nowego zawodnika. Decyzja odważna, ale na pewno niezaskakująca. Amerykanin to uznana marka na polskich parkietach, ale w bieżącym sezonie strasznie rozczarowuje. Notuje 8,2 punktów, 3,6 zbiórek, 2,5 asysty oraz 1,4 przechwytów. Najgorsze, że ma spory problem z tym, co w koszykówce najważniejsze. Skuteczność Bostica strasznie kuleje – 22% za trzy oraz 30% z gry. Przez ostatnie lata Amerykanin stracił sporo swoich atutów i widać, że to już nie te nogi, co kiedyś.

Bostic słabo rozpoczął, a później było jeszcze gorzej, bo zaliczył swoje najgorsze występy w PLK, ale cały czas nie brakowało zaufania ze strony trenera. W sumie nic dziwnego, bo przed sezonem był jednym z priorytetów transferowych „Franca”. Szczerze, to myślałem, że zostaniemy z Joshem do końca sezonu. Moja „kibicowska wiara” podpowiadała nawet, że w najważniejszych momentach nastąpi nagłe przebudzenie weterana. Do tego jednak nie dojdzie, bo granica cierpliwości naszych włodarzy została przekroczona. Podziękowanie Bosticowi to taki znak, że nie poddajemy tego sezonu, tylko jeszcze próbujemy i walczymy. Szukamy pewnego impulsu. Mam tylko nadzieję, że zbyt wiele nie stracimy finansowo na rozwiązaniu tej umowy, ale mam spore obawy, bo Amerykanin sprawia wrażenie nieustępliwego…

Kolejne zmiany?

Oczywiście zastąpienie Bostica nie jest lekarstwem na wszelkie zło dotykające nasz zespół. Podobno szukamy nowego zawodnika na tę pozycję, ale przypomnę, że to nie jest łatwy proces. Wystarczy spojrzeć na nasze ostatnie wzmocnienie. W sumie to Malika Williamsa ciężko określić mianem „wzmocnienia”. Amerykanin rozegrał w naszych barwach już 4 spotkania, ale ja na razie nie jest żadną wartością dodaną. Do tej pory uzbierał w sumie 0/10 z gry. Ciekawy przypadek… Nie wiem, czy w całej naszej historii był drugi taki „ananas”. Do sprawdzenia.

Williams nie wygląda jak zawodnik gotowy do gry. Na parkiecie sprawia wrażenie totalnie zagubionego. Wszystko wskazuje, że granica cierpliwości też jest tutaj prawie osiągnięta. Widać to nawet po decyzjach trenera, bo Amerykanin z meczu na mecz gra coraz mniej. Dłuższy staż w klubie powinien raczej wpływać na odwrotną tendencję. Moja wiara w Amerykanina praktycznie już nie istnieje i jestem pewien, że wielu podziela moją opinię. Dlatego stawiam „dolary przeciwko orzechom”, że ta współpraca nie potrwa długo. Nasz klub wybrał drogę małej przebudowy, więc kolejny ruch sam się nasuwa.

Nutka optymizmu?

Z reguły, nawet gdy jestem sceptycznie nastawiony do pewnych wydarzeń, to na koniec wyszukuję choćby małą nutkę optymizmu. To takie podświadome działanie wynikające ze wspomnianej „wiary kibica”. Obecnie bardzo ciężko o takie nastawienie… Dzisiaj nic nie wskazuje, że nagle będzie lepiej, a już na pewno nic nie wskazuje, że Anwil spełni przedsezonowe oczekiwania. Dlatego serce mi krwawi, ale moje „różowe okulary” zyskały bardzo głęboką rysę. Nie odwracam jednak głowy i cały czas będę z naszym klubem. To jeszcze nie koniec sezonu, a Anwilowcy nie schodzą z parkietu. Nie ma może pozytywnych przesłanek, ale pamiętajmy, że sport lubi pisać różne ciekawe historie. Granice cierpliwości mogą upaść, ale wiara oraz nadzieja umierają ostatnie. Co innego pozostało kibicom? Co ma być, to będzie, a my zostaniemy z Anwilem na zawsze!

8 odpowiedzi do “Granice cierpliwości…”

  1. A propo Malika…. to z zawodników amerykańskich przychodzi mi do głowy jedynie Alton Ford i jego słabe występy. 2 mecze, razem 3 pkt. Wielka nadwaga i zadyszka po minucie gry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *