MKS Dąbrowa Górnicza to zespół, który rozpoczął bieżące rozgrywki nadspodziewanie dobrze. Przez jakiś czas byli nawet liderem PLK. Nasz Anwil również posmakował porażki w starciu z podopiecznymi trenera Jacka Winnickiego.
Od jakiegoś czasu MKS nie gra nawet „w kratkę”, ale poniżej wszelkich oczekiwań. Ich wyjazd do Włocławka nie zmienił obrazu sytuacji, bo nasza ekipa odniosła gładkie zwycięstwo.
Luty to był bardzo krótki miesiąc. Nie tylko, jeśli chodzi o liczbę dni, ale przede wszystkim liczbę meczów. W tym okresie rozegraliśmy raptem jedno spotkanie ligowe (z Turowem) oraz dwa w ramach Pucharu Polski. W PLK pewnie wygraliśmy, a udział w pucharze zakończyliśmy na półfinale. Nie było tak źle.
Teraz nadszedł czas na wybór MVP za luty. W mojej opinii, po raz kolejny w tym sezonie, jeden z naszych graczy wyskoczył wyżej niż reszta ekipy.
Przemysław Karnowski od lat uważany jest za wielki talent w naszym kraju. Nie chodzi tylko o jego ponadprzeciętne gabaryty, ale chłopak po prostu ma papiery na poważne granie. Wydaje mi się, że na szerokie wody wypłynął od czasu Mistrzostw Świata U17 w 2010 roku. Polska była wtedy rewelacją turnieju i zakończyła zmagania ze srebrnymi krążkami. Karnowski należał do ścisłego grona pierwszoplanowych postaci całej imprezy.
Swoją dalszą karierę rozplanował tak, że przed wyjazdem do USA zakotwiczył jeszcze na rok w rodzimej, seniorskiej, koszykówce. Miał wówczas zaledwie 18 lat i ważnym czynnikiem przy wyborze klubu była ilość minut na parkiecie. Z tego powodu „Big Mamba” na sezon 2011/2012 wybrał Siarkę Tarnobrzeg. Zespół, który nie walczył o wysokie cele, ale gwarantował Karnowskiemu ogranie.
Niestety. W tym roku Anwil nie dołoży kolejnego trofeum do klubowej gabloty. Odpadliśmy w półfinale Pucharu Polski. Lepszy okazał się Stelmet Zielona Góra i to podopieczni Andreja Urlepa będą mieli okazję obronić ten tytuł. Mimo porażki Anwil jednak nie ma czego się wstydzić.
Anwil Włocławek cały czas jest w grze o Puchar Polski. W ćwierćfinałowym starciu pokonaliśmy Asseco Gdynia 87:73. Wynik tego spotkania zszedł jednak na dalszy plan.
W miniony weekend Anwil miał rozegrać kolejne ligowe spotkanie z Czarnymi Słupsk. Z wiadomych względów nie doszło do tego spotkania… W przeszłości przypominałem już nasz pierwszy mecz z Czarnymi oraz popis Dante Swansona. Teraz jest dobra okazja na kolejne wspomnienie. Tym razem z sezonu 2009/2010.
Przy transferzeQuintona Hosley’a przejrzałem na spokojnie jego CV i zrobiłem wielkie WOW. Amerykanin w swojej karierze zwiedził naprawdę potężne kluby. Skłoniło mnie to do przemyśleń, który zawodnik jako pierwszy, wiążąc się z naszym klubem, wywołał u mnie podobną reakcję ze względu na swoją przeszłość. Bez wątpienia był to Alan Gregov. W 1998 roku podpisanie przez Chorwata kontraktu z Nobilesem to była prawdziwa bomba transferowa.
Nie wiem, czy nasi koszykarze tak bardzo chcieli zrewanżować się za porażkę w pierwszej rundzie, czy może natchnął ich ostatni transfer. Fakt jest taki, że Anwil po prostu rozegrał koncertowy rewanż z Turowem.
Nasz zespół już od pierwszego gwizdka był bardzo skupiony i zdeterminowany. Intensywność zarówno w obronie, jak i ataku budziła podziw. Znowu w grze Anwilu widoczny był ten błysk, który w ostatnich spotkaniach wyglądał na lekko wyblakły.
Już od dawna było słychać, że Anwil szuka wzmocnienia. Z dnia na dzień wiadomości były coraz głośniejsze aż niedawno wybuchła prawdziwa bomba.
Wydawało się, że priorytetem dla naszego zespołu jest rozgrywający. Na tej pozycji mamy wyraźne braki, bo tylko Kamil Łączyński jest prawdziwym kreatorem gry. Tymczasem kontrakt z Anwilem podpisał Quinton Hosley. To naprawdę duże zaskoczenie!