Kolejna edycja Pucharu Polski za nami. Czołowe ekipy ponownie gościły w Lublinie (po raz ostatni!), a ostatecznie triumfował Trefl Sopot.
Niestety nasza klubowa gablota nie została przyozdobiona kolejnym trofeum. Anwil dotarł jednak do półfinału, gdzie poległ po niesamowitej walce z późniejszym triumfatorem imprezy. Wstydu czy rozczarowania na pewno nie było, a gra „Rottweilerów” momentami wręcz imponowała i napawała optymizmem.
Od kilku lat PLK, wzorem NBA, próbuje organizować prawdziwe hity w okresie świątecznym. Cieszy mnie, że Włocławek często zajmuje ważne miejsce w tych planach. Nic dziwnego, bo Hala Mistrzów potrafi jeszcze bardziej podgrzać „świąteczną gorączkę”. Tym razem, dzień przed wigilią, zawitał do nas Trefl Sopot. To zestawienie wyglądało na bardzo smakowitą potrawę świąteczną.
Niestety cała celebracja została trochę wypaczona przez zawiłość terminarza. Zaledwie dwa dni wcześniej Anwilrozgrywał spotkanie w Rumunii, po czym musiał wrócić autokarem i „podjąć rękawicę” w ligowym hicie. Pomimo tych niedogodności nie brakowało walki i można było poczuć zapach Play-Off, ale ostatecznie zwyciężyli goście 80:83.
Trener Przemysław Frasunkiewicz lubi wracać do graczy, których już poznał i którzy zapracowali na jego zaufanie. Wystarczy przypomnieć kilka przykładów. Krótko po podpisaniu kontraktu we Włocławku, trafił do nas także Kyndall Dykes. Tego lata umowę z „Rottweilerami” parafowałJosh Bostic. Można było usłyszeć również o zaawansowanych negocjacjach z Bartłomiejem Wołoszynem, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. „Wołek” był nawet kuszony jeszcze w trakcie minionego sezonu. Wszyscy wymienieni zawodnicy współpracowali z „Francem” w Gdyni. Teraz do tego grona dołącza jeszcze jedna postać, bo nowym koszykarzem Anwilu został Phil Greene IV.
FOTO: Andrzej Romański / plk.pl
Wiem, że niektórzy narzekają na „odgrzewane kotlety” transferowe, ale dla mnie to nic złego. Wręcz lubię, gdy polskie kluby wracają do zawodników, którzy już biegali po parkietach PLK. Szczególnie gdy chodzi o graczy z wyrobioną renomą. Czasami naprawdę lepiej ściągnąć kogoś już znanego, rozpoznawalnego przez kibiców niż sięgać po wielką niewiadomą, która może być niewypałem.
Czy Green IV jest koszykarzem, którego będziemy z radością ponownie oglądać w naszej lidze? Oto jest pytanie 😉 .
Kolejny rok dobiega końca, więc czas podtrzymać tradycję i opublikować subiektywne zestawienie najbardziej pamiętnych meczów Anwilu.
W pierwotnym założeniu ten format miał zawierać listę dziesięciu spotkań. Nie jestem jednak zwolennikiem wciskania czegokolwiek na siłę, więc stworzyłem TOP 8. Ciężko byłoby dodać coś więcej, bo przecież wszyscy pamiętamy, jak tragiczny sezon mamy za sobą. Co więcej, w 2021 roku „Rottweilery” po raz pierwszy od 5 lat nie zdobyły żadnego trofeum, a nie jest tajemnicą, że takie starcia najbardziej zapadają w pamięci. Całe szczęście, że początek bieżących rozgrywek dostarczył nam naprawdę sporo pozytywnych emocji.
Po 12 kolejkach bieżącego sezonu PLK nasz Anwil ma bilans 9-3 i utrzymuje pozycję w ścisłej czołówce. Nie ukrywam, że ten rezultat znacznie przekracza moje przedsezonowe oczekiwania. „Rottweilery” zaskakują charakterem oraz walecznością. Ponieśliśmy kilka porażek, ale nigdy nie poddawaliśmy meczu jeszcze przed końcową syreną. W wielu przypadkach gra długo nie szła po naszej myśli, ale nie zwieszaliśmy głów, tylko dalej walczyliśmy i potrafiliśmy wejść na wyższy poziom podczas najważniejszych momentów. Taki Anwil chcę oglądać! Statystyki tylko to potwierdzają, bo pokazują, że „Rottweilery” są prawdziwymi królami „drugich połówek”.
Anwil nie występuje w żadnych europejskich pucharach podczas obecnego sezonu. To nie powinno dziwić po dramacie z poprzedniego roku… Muszą nam wystarczyć regionalne rozgrywki European North Basketball League, co i tak jest miłym urozmaiceniem oraz dodatkową atrakcją.
W ramach europejskich pucharów rozpatrujemy następujące rozgrywki (kolejność wg hierarchii):
Euroliga
EuroCup
Liga Mistrzów
FIBA Europe Cup
Nie brakuje byłych „Rottweilerów”, którzy biegają obecnie po „europejskich parkietach” i to nie tylko w barwach polskich zespołów. Przypomnę, że nasz kraj reprezentują Śląsk Wrocław, Stal Ostrów Wielkopolski, Legia Warszawa oraz Trefl Sopot.
W ostatnich spotkaniach styl Anwilu raczej nie zachwycał. Przez trzy kwarty meczu z Treflem Sopot było podobnie. Czwarta odsłona jednak totalnie zmieniła ten obraz! Z każdą kolejną minutą „Rottweilery” rosły w siłę, a trójmiejska ekipa gasła. Wyprowadzaliśmy cios za ciosem, rywale byli ostro punktowani oraz rozbijani i nie potrafili odpowiednio zareagować. Anwil wygrał ostatnią kwartę aż 28:6, a cały mecz 81:61.
Przebudowa Anwilu cały czas trwa. Zaledwie wczoraj nowym trenerem naszej ekipy został Przemysław Frasunkiewicz. „Franc” nie miał jednak zbyt wiele czasu, aby jakoś zdecydowanie odmienić grę „Rottweilerów”. Co więcej, nasza drużyna zakończyła dopiero kwarantannę, przez co nie było praktycznie okazji do treningów. Ta cała sytuacja nie napawała optymizmem przed wyjazdowym starciem z Treflem Sopot. Na parkiecie rzeczywiście nie było niespodzianki i przegraliśmy 96:83.
Nasz Anwil kolejny raz rozczarował… Tym razem batalię w Hali Mistrzów wygrał Trefl Sopot. Końcowy wynik tego meczu to 74:89. Jeszcze w trzeciej kwarcie gospodarze wyraźnie prowadzili, ale później ich gra stanęła. To spotkanie brutalnie obnażyło wielkie problemy „Rottweilerów”.
Ostatni mecz nie był udany w wykonaniu naszego Anwilu… Pozostaje wyciągnąć wnioski i jak najlepiej przygotować się do kolejnego starcia. W najbliższej kolejce do Hali Mistrzów zawita Trefl Sopot. Wygrana to jedyna opcja!
Przy okazji tego spotkania postanowiłem kolejny raz uruchomić „wehikuł czasu” i przypomnieć nie jedno, a dwa pamiętne starcia z trójmiejską ekipą. W obu tych przypadkach można znaleźć wspólny mianownik, którym był Krzysztof Szubarga.