Puchar nie dla nas

Niestety. W tym roku Anwil nie dołoży kolejnego trofeum do klubowej gabloty. Odpadliśmy w półfinale Pucharu Polski. Lepszy okazał się Stelmet Zielona Góra i to podopieczni Andreja Urlepa będą mieli okazję obronić ten tytuł. Mimo porażki Anwil jednak nie ma czego się wstydzić.

almeida_geceviciusFOTO: Andrzej Romański / plk.pl
Almeida kontra Gecevicius

Spotkanie stało na naprawdę wysokim poziomie. Intensywność obydwu zespołów zaskakiwała i była to dobra uczta dla oczu. Czuć było zapach Play-Off.

Anwil wyglądał na drużynę mocno zdeterminowaną, której bardzo zależy na zwycięstwie. Postawiliśmy Mistrzowi Polski bardzo twarde warunki. Nie odpuszczaliśmy zarówno w obronie, jak i ataku. Przez znaczną część spotkania utrzymywaliśmy się w grze. Stelmet nie mógł pozwolić sobie na chwile rozluźnienia, bo wtedy Anwil na pewno by tego nie zmarnował.

Główną różnicę stworzyli obwodowi naszych rywali. Zielonogórzanie dysponują naprawdę całą plejadą świetnych graczy, którzy w każdej chwili mogą wziąć ciężar zdobywania punktów na swoje barki. Tak było tym razem. Rzuty za trzy były czynnikiem decydującym. Stelmet zanotował rewelacyjne 14/26 w tym elemencie. Sporo z tych rzutów to były trójki, które nie powinny się zdarzyć. Jakieś rzuty całkowicie przez ręce lub ze znacznej odległości w ostatnich chwilach akcji. To są rzuty, których nawet najlepsza defensywa nie jest w stanie wyeliminować. Można kombinować „ile wlezie”, ale jeśli po drugiej stronie są wyborni strzelcy, którzy na dodatek mają swój dzień, to i tak nic nie pomoże.

Stelmet ma właśnie takich zawodników w swoim składzie. Swoje strzeleckie talenty obudzili Martynas Gecevicius oraz Thomas Kelati. Litwin zdobył 21 punktów przy skuteczności 6/9 za trzy. Z kolei dorobek Kelatiego to 16 punktów4/7 za trzy. Nie mogliśmy znaleźć na ich odpowiedzi. To po prostu strzelcy z wyższej półki i podczas tego meczu udowodnili swoją wartość.

Na dodatek tryb lidera włączył się u Łukasza Koszarka. Dawno nie widziałem reprezentacyjnego rozgrywającego w takiej formie. To właśnie „Koszar” napędzał swój zespół. Zdobył 22 punkty (6/7 z gry), a do tego dołożył 6 zbiórek5 asyst. Oczywiście też popisał się kilkoma trafieniami z wręcz niewiarygodnych pozycji… Koszarek to zasłużony MVP tego spotkania.

W Anwilu bardzo długo grał Ivan Almeida, bo aż 38,5 minuty. „El Condor” po raz kolejny spełniał rolę prawdziwego lidera w układance trenera Igora Milicicia. Przez całe spotkanie był bardzo aktywny. Cyferki mówią za siebie – 25 punktów, 7 zbiórek5 asyst. Pokazał, że nie ma obawy przed żadnym rywalem i każdego potrafi wkręcić w parkiet.

Bardzo odważnie zagrał również Jarosław Zyskowski. Takiego „Zyzia” właśnie potrzebujemy. Jego gra dostarczyła 12 punktów oraz 6 zbiórek. Kolejny raz zaskakiwał rywali swoją… hmm… nieprzewidywalnością. Mam wrażenie, że niektóre jego akcje są jakby spoza wszelkich schematów. Tak samo zresztą, jak dobrze wszystkim znana technika rzutu. Najważniejsze jednak, aby to przynosiło korzyści dla zespołu tak jak w starciu ze Stelmetem.

Pierwszy raz w pierwszej piątce naszego zespołu wyszedł Quinton Hosley. Uczcił to naprawdę niezłym występem. Widać, że jego proces adaptacji do drużyny nie został jeszcze zakończony. Z drugiej strony widać jednak również wielki „luz naturalny” w jego ruchach oraz wyższą kulturę gry. Tym razem zdobył 14 punktów, ale jestem przekonany, że z czasem będzie jeszcze lepiej.

Na zakończenie wspomnę jeszcze raz. Przegraliśmy, ale zrobiliśmy niemal wszystko, co mogliśmy i możemy mieć podniesione głowy. Polegliśmy, ale do Włocławka i tak możemy wracać „z tarczą”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *