Ostudzenie w Zgorzelcu

Byłem pewny, że nasza seria zwycięstw pewnego dnia dobiegnie końca. Boli jednak, że nastąpiło to wczoraj podczas wyjazdowego meczu z Turowem Zgorzelec. Boli, bo wydawało się, że ten mecz mamy już w kieszeni.

Igor MilicićFOTO: http://ksturow.eu

Początek był niemrawy w naszym wykonaniu, ale z każdą kolejną minutą Anwilowcy łapali rytm. W czwartej kwarcie prowadziliśmy nawet 57:73. To był moment, gdy z uśmiechem na twarzy oczekiwałem końcowej syreny. Niestety zawodnicy wzięli ze mnie przykład i zamiast grać tylko czekali. Wszystko wtedy siadło. Turów niesamowitym zrywem zdołał nas dogonić, doprowadzić do dogrywki i ostatecznie odnieść zwycięstwo. Coś niebywałego…

Takie roztrwonienie przewagi nie ma prawa bytu w przypadku drużyny mającej medalowe aspiracje. Szczególnie, że to nie była pierwsza czy druga kwarta, ale decydujący fragment spotkania. Nie można sobie pozwalać na takie przestoje w grze, gdy rywal jest już podany na talerzu. Widać, że to porażka natury psychicznej zarówno trenera jak i zawodników.

Drugi aspekt na który warto zwrócić uwagę i który miał naprawdę duży wpływ na końcowy rezultat to rzuty wolne. Osobiste to trochę taki niedoceniany fundament koszykówki. Wśród profesjonalistów w większości powinny być to łatwe punkty. Nam jednak tego zabrakło. Zanotowaliśmy w tym elemencie marne 11/22. Dla mnie to jest wynik wręcz koszmarny. Koszykówka jest takim sportem, gdzie te pojedyncze punkciki mogą być decydujące w końcowym rozrachunku i tak właśnie było tym razem. W tej mizerności brylował szczególnie Ivan Almeida. Zawodnik, którego sam kreowałem (i nadal kreuję) na lidera Anwilu ostro „dał ciała”. Jego statystyki rzutów wolnych to wręcz śmieszne 3/11, a w tym trzy osobiste nietrafione w kluczowym momencie. Po nim na pewno nie spodziewałbym się takiego występu. Pech? Zapytajcie np. Pana Andrzeja Plutę co myśli o takim pechu…

Trzeci aspekt to defensywa. Turów miał za łatwo. Nie potrafiliśmy skutecznie zneutralizować graczy rywali. Przez cztery kwarty straciliśmy 88 punktów. O wiele za dużo jeśli myślimy o pozytywnych wynikach.

Wymieniłem trzy aspekty, które funkcjonowały zdecydowanie poniżej poziomu, którego możemy wymagać. Mimo to, aż do ostatniej syreny utrzymywaliśmy się w grze. Na dobrą sprawę wystarczyło wyeliminować tylko jeden z tych problemów i do Włocławka wrócilibyśmy z tarczą… Dlatego ta porażka tak boli…

Z naszych zawodników najbardziej szkoda mi Michała Nowakowskiego. Nasz silny skrzydłowy miał prawdziwy „dzień konia”. Zdobył 23 punkty trafiając 4/4 z obwodu i dołożył jeszcze 6 zbiórek. Na kolejny taki mecz Nowakowskiego będziemy musieli pewnie jeszcze sporo poczekać, więc szkoda, że nie przypieczętował tego występu zwycięstwem.

Na zakończenie kilka słów optymistycznych. Liczę, że ten mecz będzie miał pozytywny wpływ na Anwil. Nie będzie to jakiś wstrząs niszczący drużynę, a raczej wielkie wiadro niesamowicie lodowatej wody, która wszystkich orzeźwi. Mam nadzieję, że zarówno trener Igor Milicić, Ivan Almeida czy wszyscy pozostali zawodnicy przekują wczorajszą porażkę w naukę, która pozwoli uniknąć kolejnej takiej wpadki. Jeśli taka porażka musiała się przytrafić to lepiej teraz niż np. po sezonie zasadniczym…

Teraz na rozkładzie mamy Czarnych SłupskHali Mistrzów. Po tej wczorajszej wpadce, po ostatnich ćwierćfinałach i za ogólną wzajemną „sympatię” chciałbym, aby Anwil po raz kolejny pokazał swoją siłę i po prostu rozniósł przeciwnika.

7 odpowiedzi do “Ostudzenie w Zgorzelcu”

  1. Fajne podsumowanie tak hu*jowego meczu. Dwa mecze z rzędu gdy roztrwoniono 20pkt przewagę. Z Rosą udało się opanować sytuację i Anwil wrócił do gry i ostatecznie uchronił się przed przegraną. Z Krowami już się ten zabieg nie udał :/ Zawodnicy przegrali ten mecz na własne życzenie! IM powinien reagować wcześniej na sytuację boiskową, może udało by się coś z tym zrobić. IM jednak nie trzyma piłki i nie rzuca więc …. czyja to wina???

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *