Po przerwie nadeszła pora, aby nagrać nowy odcinek „Anwilowych Wieści”. Tym razem wprowadziłem pewną innowację, gdyż towarzyszył mi Michał. We dwójkę porozmawialiśmy na luzie o ostatnich meczach Anwilu oraz aktualnej sytuacji w klubie i nadchodzących wyzwaniach. Poruszyliśmy temat naszych rozgrywających, a krótki komentarz dotyczył także takich zawodników, jak Kalif Young, Tanner Groves, Janari Joesaar czy Jakub Garbacz.
Do trzech razy sztuka? Mateusz Kostrzewski postanowił sprawdzić to powiedzenie i po raz trzeci podpisał kontrakt z Anwilem. „Kostek” reprezentował barwy naszego klubu w sezonach 2013/2014 oraz 2018/2019. Wówczas nie święcił żadnych znaczących sukcesów z „Rottweilerami”, a podczas tej drugiej przygody zmienił pracodawcę w trakcie trwania rozgrywek. Pozostaje trzymać kciuki, aby trzecie podejście było bardziej owocne.
Play-Off to najbardziej gorąca część każdego sezonu. Magiczna faza rozgrywek, która wyzwala niesamowite emocje. Drużyny wchodzą na wyższy poziom, a kibice żyją każdym kolejnym pojedynkiem. Wszystkie te odczucia są jeszcze bardziej spotęgowane, gdy dochodzi do ostatecznego pojedynku w serii. Na parkiet wybiegają dwa zespoły i walczą o „być albo nie być”. Nie ma już miejsca na żadne kalkulacje. Po końcowej syrenie jedna strona nie ukrywa uśmiechów, a druga może jedynie szykować sprzęt do wędkowania, bo zaczyna wakacje.
W niedawno zakończonym sezonie 2022/2003 doświadczyliśmy tego najwyższego stopnia emocji, ale niestety tym razem zabrakło sukcesu. W bogatej historii naszego klubu było jednak o wiele więcej takich meczów, a niektóre otworzyły nam wrota do chwil, które zapamiętamy na zawsze.
Przygotowałem mały przegląd takich ostatecznych spotkań z udziałem naszego klubu. Patrząc w przeszłość, brałem pod uwagę jedynie serie rozgrywane do trzech lub czterech zwycięstw.
Trener Przemysław Frasunkiewicz dopiął swego. Dwuletni kontrakt z Anwilem podpisał Jakub Garbacz. Można powiedzieć, że wreszcie, bo zawodnik był już bardzo blisko naszego klubu podczas sezonu 2021/2022. Ofertę „Rottweilerów” w ostatniej chwili przebiła jednak Stal Ostrów Wielkopolski. „Franc” pomimo tego nie wykreślił Garbacza ze swojego notatnika i teraz wykorzystał sytuację, aby ponownie poprowadzić tego gracza.
Nazwisko głośne, więc nic dziwnego, że ten transfer wywołał spory szum i to nie tylko na włocławskim podwórku. Przy tym wystąpiła pewna polaryzacja, bo jedni chwalą, a inni ganią ten ruch.
Sezon 2022/2023 niestety jest już dla nas tylko wspomnieniem. Anwil dotarł do Play-Off, ale odpadł już w pierwszej rundzie, bo King Szczecin był po prostu lepszy.
Minione rozgrywki dostarczyły nam sporo radości, ale nie brakowało też chwil smutku czy złości. Na nudę na pewno nie mogliśmy narzekać. Dlatego stworzyłem subiektywną listę kluczowych wydarzeń z tego sezonu. Podzieliłem wszystko na rozdziały, które w moim odczuciu były przełomowymi momentami na przestrzeni tych długich miesięcy.
Anwil przeszedł wyboistą drogę najeżoną cierniami, ale cel został osiągnięty. „Rottweilery” ostatecznie zakończyły sezon regularny na 7. miejscu i zamiast szykowania wędek, zaczynamy walkę w Play-Off. Łatwo nie było, ale to już nie ma znaczenia. Przed nami najbardziej magiczna faza rozgrywek, w której zawodnicy wchodzą na wyższy poziom i nie ma miejsca na błędy.
Jeszcze kilka tygodni temu byliśmy w naprawę ciężkim położeniu. Wówczas trzymałem kciuki, żeby nasz zespół jakoś zakotwiczył w tej ósemce. Nieważne jak, ale żeby po prostu prześlizgnął się do tego elitarnego grona. Pozycja nie miała dla mnie znaczenia, bo przecież Play-Off to zupełnie inne granie. To jest etap, w którym wszystko zaczynamy od nowa. Na szczęście Anwil świetnie finiszował i ten awans przyszedł łatwiej, niż przypuszczałem. Rewelacyjna dyspozycja naszego zespołu rozbudziła nadzieje, ale nie zapominajmy, że w PO wszystko jest możliwe.
Faul w ostatnich sekundach, przy trzypunktowym prowadzeniu, miałby sens? Możliwe.
Szukanie innych rozwiązań niż rzuty z dystansu w akcjach na zwycięstwo to byłby dobry pomysł? Możliwe.
Anwil miał sporo możliwości, ale bolesne fakty są takie, że totalnie zawaliliśmy końcówkę i wypuściliśmy zwycięstwo z rąk. King Szczecin przez długie minuty gonił, doprowadził do dogrywki i ostatecznie wygrał 88:87. Ta porażka bardzo boli. Szczególnie patrząc na naszą aktualną sytuację w tabeli…
Jak ten czas szybko leci! Od zakończenia sezonu 2021/2022 minęło już kilka tygodni, Anwil zaczyna budowę nowego składu, a ja ciągle rozmyślam o tych minionych rozgrywkach. W sumie nic dziwnego, bo jest co wspominać! Cały czas mam w pamięci moment, gdy wychodziłem z domu na mecz z Zastalem Zielona Góra. To była druga kolejka PLK. Jakie myśli krążyły wówczas w mojej głowie? Terminarz mieliśmy ciężki, ale byliśmy świeżo po zwycięstwie w Lublinie. To mogło napawać pewnym optymizmem. Ja jednak nie myślałem w takich kategoriach. Nie miałem żadnych oczekiwań, bo z całym szacunkiem, ale Zastal to nie Start. Mecz ostatecznie wygraliśmy, a spragniona koszykarskich emocji Hala Mistrzów odleciała. „Rottweilery” udowodniły, że pomimo braku wielkich deklaracji są w stanie walczyć z najlepszymi. W takim wspaniałym stylu rozpoczęliśmy marsz, który dostarczył nam mnóstwo radości.
Koszykówka to piękny sport i chyba nikt, kto tutaj zagląda nie ma najmniejszych wątpliwości 😉 . Nie brakuje wartkiej akcji, mecz w podstawowym wymiarze czasu trwa 40 minut, a często o wszystkim decydują dopiero końcowe fragmenty! Właśnie te wyrównane końcówki przenoszą emocje na wyższy poziom i to jest piękne!
Uwielbiam te momenty, więc postanowiłem „rzucić okiem”, jak Anwil radził sobie podczas takich sytuacji w sezonie 2021/2022.
Anwil zakończył zmagania o Puchar Polski na ćwierćfinale. Na tym chciałbym zakończyć, ale nie mogę… Rywalem „Rottweilerów” był King Szczecin. Zaledwie kilka dni wcześniej polegliśmy z tym zespołem w meczu ligowym, więc mieliśmy idealną okazję na szybki rewanż. W pierwszej połowie przecierałem oczy ze zdumienia, bo Anwil grał fantastycznie i odegranie było na wyciągnięcie ręki. Pod koniec drugiej kwarty prowadziliśmy nawet +26. Później przyszła jednak druga połowa i na parkiet wybiegły chyba zupełnie inne zespoły, bo obraz meczu uległ totalnej przemianie. To był istny DRAMAT! Ostatecznie przegraliśmy po dogrywce 94:98…
Nie licząc tej bolesnej przygody „Rottweilerów”, to była naprawdę ciekawa impreza. Oglądaliśmy sporo niezłej koszykówki, nie brakowało standardowych konkursów, a Luke Petrasek wygrał „trójki”. Takie małe, lecz sympatyczne pocieszenie 😉 .