Bez pucharu, ale z powiewem optymizmu

Kolejna edycja Pucharu Polski za nami. Czołowe ekipy ponownie gościły w Lublinie (po raz ostatni!), a ostatecznie triumfował Trefl Sopot.

Niestety nasza klubowa gablota nie została przyozdobiona kolejnym trofeum. Anwil dotarł jednak do półfinału, gdzie poległ po niesamowitej walce z późniejszym triumfatorem imprezy. Wstydu czy rozczarowania na pewno nie było, a gra „Rottweilerów” momentami wręcz imponowała i napawała optymizmem.

Malik Williams Stal Ostrów Wielkopolski - Anwil Włocławek Puchar PolskiFOTO: Wojciech Figurski

Przyznam szczerze, że nie miałem żadnych oczekiwań przed tym turniejem. Cieszyło mnie, że Anwil zapewnił sobie miejsce w elitarnym gronie, ale podchodziłem do tego wszystkiego „na luzie”. Poważnie brałem pod uwagę powrót do Włocławka już po pierwszym meczu.

Tymczasem „Rottweilery” rozegrały dwa spotkania i to ze ścisłą czołówką PLK. Początek rzeczywiście nie był lekki, bo można śmiało powiedzieć, że Stal Ostrów Wielkopolski kontrolowała wydarzenia na parkiecie. Do przerwy przegrywaliśmy 47:38 i ciężko było o jakiś większy optymizm. Druga połowa miała jednak zupełnie inne oblicze. Anwil „rozwinął skrzydła” i zaczął dominować. Nasza ekipa momentami grała wręcz koncertowo! Znacznej poprawie uległa defensywa, odpowiednio przyspieszaliśmy i szukaliśmy przewag w każdy możliwym elemencie. Nie brakowało energii i przede wszystkim mądrej gry. Miałem wrażenie, że rywale zostali całkowicie rozpracowani, a trener Andrzej Urban nie potrafił odpowiednio zareagować na nową odsłonę „Rottweilerów”. W samej końcówce doprowadziliśmy niestety to małej nerwówki, ale na szczęście zakusy Stali zostały w porę ostudzone i ostatecznie wygraliśmy 80:89.

W półfinale byliśmy świadkami wielkiego starcia z Treflem Sopot. To był niezwykle fizyczny mecz przepełniony walką, a do tego niesamowicie wyrównany. Nawet przez chwilę różnica punktowa nie osiągnęła dwucyfrowego pułapu. Widać było, że naprzeciwko siebie stanęły ekipy z tego samego poziomu, co cieszy, bo Trefl zajmuje przecież o wiele lepszą pozycję w ligowej tabeli. Pachniało Play-Off i do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były aż dwie dogrywki. W kolejnej takiej konfrontacji każdy rezultat byłby możliwy. Przegraliśmy 91:93, ale zdecydowanie nie odstawaliśmy. To była walka, w której decydowały detale, a przeszkadzało zmęczenie. Każda kolejna minuta coraz bardziej wyniszczała zawodników. Podczas kilku sytuacji popełniliśmy lekkie błędy w obronie, a podopieczni trenera Zana Tabaka bezlitośnie to wykorzystali. Pozostaje liczyć, że przy następnej okazji włocławska maszyna będzie jeszcze lepiej skalibrowana.

Anwil nie zdobył pucharu, ale i tak jestem usatysfakcjonowany występem naszej ekipy. Udowodniliśmy, że potrafimy toczyć równą walkę z najmocniejszymi rywalami. Trefl prezentował świetną koszykówkę i zasłużenie wygrał cały turniej, ale „Rottweilery” stawiły zaciekły opór sopockiej ekipie. BRAWO! Nasza drużyna udowodniła, że nie powinna czuć strachu w żadnej konfrontacji. Mamy potencjał, aby zagrozić każdej drużynie w PLK. Teraz nie wyszło, ale Anwil wysłał wyraźny sygnał do rywali, że lepiej nas nie lekceważyć, bo kolejny tak wyrównany bój możemy już przechylić na swoją stronę.

Turniej w Lublinie pokazał, że w szeregach „Rottweilerów” coraz lepiej funkcjonują ostatnio zakontraktowani gracze – Malik WilliamsVictor Sanders. Amerykanie sprawili, że Anwil wręcz imponuje pod względem fizycznym, potrafi twardo bronić oraz jest groźny na wielu pozycjach. Trener Przemysław Frasunkiewicz ma w swoich rękach narzędzia, którymi może zaskakiwać. Sanders już teraz jest filarem naszej defensywy, a do tego błyskawicznie rozpoczyna ataki po zbiórce czy przechwycie. Z kolei Williams bardzo ciężko pracuje na wystosowanie przeze mnie oficjalnych przeprosin. Przeciwko Stali błyszczał i uzyskał pokaźne double-double na poziomie 17 punktów oraz 11 zbiórek, a do tego dołożył 2 bloki. Ustrzelił także trójkę z rogu boiska, która zamknęła mecz. W starciu z Treflem nie był już tak przebojowy (8 pkt, 7 zb, 4 as), ale z całą pewnością nie irytował, a to już COŚ w przypadku tego zawodnika ;). Williams wszedł na obiecującą drogę i oby żadne przeszkody nie wyhamowały już naszego środkowego.

Powiało optymizmem, ale to nie czas, aby „spocząć na laurach”. Wręcz przeciwnie. Pora podkręcić obroty. Przed Anwilem bardzo ciężka kampania, gdzie każde pojedyncze spotkanie waży już naprawdę sporo. Sytuacja naszej ekipy nie jest zbyt kolorowa, więc nie ma miejsca na potknięcia. Te spotkania w Pucharze Polski pokazały jednak, że w tej ekipie ciągle drzemie spory potencjał, aby jeszcze sporo wycisnąć z bieżącego sezonu. Zaskakująca zmiana, bo zaledwie kilka tygodni temu dobijaliśmy do granic cierpliwości. Wierzę, że teraz „Rottweilery” obrały odpowiedni kurs, z którego już nie zboczą. W Lublinie pokazaliśmy, że MOŻEMY, więc pracujmy nad detalami i idźmy po swoje!

PS. Aby nie było zbyt kolorowo, to wspomnę jeszcze, że podczas tego turnieju rozczarował Luke Petrasek. Nie mam na myśli meczów, a konkurs trójek. Amerykanin nie obronił tytułu sprzed roku i wypadł najgorzej ze wszystkich uczestników. Taka rywalizacja niby nic nie znaczy, ale i tak oczekiwałem czegoś więcej, bo indywidualny sukces Petraska byłby dla nas smakowitym dodatkiem do tej potrawy. Jeśli jednak będzie regularnie dziurawił kosz podczas ligowych starć, to szybko zapomnę o tej wpadce 😉 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *