Sensacyjna Spójnia

Nie tak to miało wyglądać… Mecz ze Spójnią Stargard miał być dla Anwilu spacerkiem zwieńczonym pokaźnym zwycięstwem. Własna hala i beniaminek po drugiej stronie tylko utwierdzały w tym przekonaniu. Nasi koszykarze zaprezentowali nam jednak zbyt wiele wręcz cyrkowych zagrań (w negatywnym znaczeniu…), a przy walecznych gościach, to wystarczyło. Spójnia sensacyjnie wygrała we Włocławku 80:81.

Pamuła (Spójnia) - Kostrzewski (Anwil)FOTO: q4.pl
Piotr Pamuła – Mateusz Kostrzewski

  1. Mecz ze Spójnią graliśmy w osłabieniu. Vladimir Mihailović leczy kontuzję już od dłuższego czasu, a teraz dołączył do niego Kamil Łączyński. Jak wiadomo, nasz kapitan, już od dłuższego czasu zmaga się z urazem. Problem w tym, że w kadrze Anwilu nie ma innego gracza tak pewnego na rozegraniu. Łączyński jednak potrzebował odpoczynku, a mecz z beniaminkiem we własnej hali wydawał się do tego idealną okazją. „Na papierze” jest zbyt wielka różnica między naszymi drużynami, żeby absencja „Łączki” miała wpływ na końcowy rezultat. Życie jednak pokazało coś innego…
  2. Początek tego meczu w wykonaniu Anwilu był wręcz TRAUMATYCZNA. Graliśmy ospale i nie trafialiśmy żadnych rzutów. Nawet tych najłatwiejszych. Nie wiem, czy myśleliśmy, że Spójnia położy się przed nami, czy powód był jakiś inny. Oczy krwawiły od oglądania poczynań naszych graczy. A goście ze Stargardu prezentowali zupełnie przeciwną koszykówkę. Odnaleźli luz w ataku, a rzuty im „siedziały” i w pełni to wykorzystywali. Zamiast już w pierwszych minutach wybić koszykówkę z głów przyjezdnych, to my pozwoliliśmy im rozwinąć skrzydła. Dzięki tym pierwszym akcjom Spójnia uwierzyła, że niespodziewany sukces jest tego dnia w ich zasięgu. Nic dziwnego, że aktywowali u siebie taką mentalność, bo po 6 minutach gry prowadzili aż 5:23. Tragicznie to wyglądało, a ja naiwny myślałem, że tego dnia nic gorszego już mnie nie spotka…
  3. Trener Igor Milicić zareagował, wprowadzając kilku rezerwowych. To trochę pomogło i rozpoczęliśmy bardzo mozolne odrabianie strat i pod koniec trzeciej kwarty wyszliśmy na pierwsze prowadzenie w tym meczu.
  4. Kolejny, ciekawy, mecz rozegrał Nikola Marković. Wszedł do gry z ławki i zaprezentował kilka bardzo inteligentnych zagrań. Potrafił, jak na podkoszowego, wspaniale rozdzielać piłki. Bez wątpienia, pojawienia się Serba na placu gry bardzo rozruszało naszą ofensywę. Brakuje mi jeszcze u niego większego brania odpowiedzialności w ataku na własne barki. Myśli o szukaniu podań, a jakby zapomniał, że sam również może coś tam dorzucić. W meczu ze Spójnią zapisał na swoim koncie 4 punkty, 6 zbiórek6 asyst.
  5. Bardzo dobrze wychodziły nam akcje dwójkowe ze ścięciami pod kosz. Marković świetnie rozdawał takie piłki, a reszta na tym korzystała. Szczególnie brylował w tym elemencie Mateusz Kostrzewski (15 pkt). Widać, że „Kostek” uwielbia takie granie
  6. W pierwszej połowie Szymon Szewczyk „nie powąchał” nawet parkietu. Na boisku pojawił się dopiero w trzeciej odsłonie i „zrobił robotę”! „Szewcu” wspaniale wykorzystywał swoje doświadczenie oraz gabaryt. Siał prawdziwe spustoszenie w strefie podkoszowej Spójni. Dostarczył drużynie 10 punktów8 zbiórek. Żałuję tylko, że w pewnym momencie przestaliśmy grać na niego, bo to naprawdę wychodziło.
  7. Gdy wreszcie odrobiliśmy straty i wyszliśmy na swoje pierwsze prowadzenie pod koniec trzeciej kwarty, to myślałem, że przejęliśmy to spotkanie. Myślałem, że trauma z pierwszych minut została już zapomniana i pewnie idziemy po swoje. Byłem wręcz o to całkowicie spokojny. Spójnia jednak nie odpuszczała. To niesamowite otwarcie spotkania wlało w ich serca niesamowite pokłady waleczności. W połowie ostatniej kwarty Hickey wygarnął piłkę z kozła Simonowi i zdobył łatwe punkty, doprowadzając do remisu 69:69. To był moment, gdy to spotkanie rozpoczęło się na nowo…
  8. Spójnia miała jeden bardzo silny motor napędowy, którym był właśnie Anthony Hickey. Po doprowadzeniu do remisu odpalił jeszcze dwie „trójki” z rzędu i pokazał, że goście naprawdę chcą tutaj coś ugrać. Na przestrzeni całego spotkania Amerykanin był niezwykle pewnym punktem swojego zespołu. Bardzo szybki oraz dysponujący pewnym rzutem. Zaaplikował nam aż sześć celnych rzutów z dystansu. W całym meczu uzbierał 25 punktów, 8 zbiórek oraz 7 asyst. MVP tego spotkania!
  9. Hickey przywrócił swój zespół „do żywych” w tej czwartej kwarcie, ale my też coś tam potrafiliśmy cały czas „ukłuć” i doprowadziliśmy do remisu 75:75. Wtedy miała miejsce decydująca akcja spotkania. Piotr Pamuła został całkowicie odpuszczony w rogu boiska i trafił za trzy. Nasza strefa nie zadziałała prawidłowo. Od dawna wiadomo, że minusem takiej obrony są odkryte te nieszczęsne rogi boiska. Dlaczego nie zadbaliśmy o to w tak ważnym momencie? Dlaczego odpuściliśmy takiego strzelca jak Pamuła? Nasz były zawodnik od dawna ma łatkę świetnego strzelca, a tego dnia był rewelacyjnie dysponowany. Rzucił nam 23 punkty, a w tym 4/8 za trzy.
  10. Ten rzut Piotrka postawił nas w bardzo niekorzystnej sytuacji. Los dał nam jednak jeszcze jedną szansę. W ostatnich sekundach przegrywaliśmy tylko 79:81 i wszystko znalazło się w naszych rękach.
  11. Do przypomnienia sobie sekwencji zdarzeń z ostatnich sekund tego spotkania proponuję włączyć w tle odpowiedni podkład muzyczny… Trauma z początku spotkania? Naprawdę optymistycznie wierzyłem, że to może być najgorsze, co zobaczymy…
  12. Na jakieś 10 sekund przed końcową syreną zanotowaliśmy przechwyt. Zupełnie niewidoczny tego dnia Michał Michalak chciał odpalić szybką „trójkę”, ale piłka nie znalazła drogi do kosza. Zebrał jednak Simon, ale… przestrzelił spod samej obręczy! Szczęście się do nas znowu uśmiechnęło, bo ten rzut zebrał Michalak, ale… też nie trafił! Całe szczęście, że piłkę dorwał kolejny raz Simon. Do trzech razy sztuka? Nie tym razem… Piłka po rzucie Amerykanina wykręciła się z kosza… Trzy pudła spod samego kosza w wykonaniu profesjonalnej drużyny, która walczy o najwyższe cele? CYRK!
  13. Przy tej ostatniej dobitce Chase Simon był jednak faulowany. Miał kolejną szansę na doprowadzenie do remisu, ale wykorzystał tylko 1/2 z linii… Amerykanin był bardzo aktywny przez całe spotkanie i jako jeden z nielicznych Anwilowców prezentował się równo (18 pkt i 11 zb), ale końcówkę zawalił totalnie. Dwie niecelne dobitki spod samego kosza i przestrzelony osobisty na wagę remisu. Te wydarzenia rzuciły spory cień na wcześniejsze dokonania Amerykanina. To nie jest droga bohatera…
  14. To nie koniec sekwencji cyrkowych zdarzeń. W ostatnich sekundach Spójnia wznawiała jeszcze z boku. Szybki faul pozostawał jedyną nadzieją dla nas, ale goście wspaniale uciekali z piłką, a nasi obrońcy nie mogli ich dogonić. To wyglądało, jakby malutkie dziecko goniło dorosłą osobę i idealnie podsumowało ten cały mecz.
  15. Spójnia miała jeszcze jednego zawodnika, który zrobił na mnie wielkie wrażenie. Marcel Wilczek nie jest już młodzieniaszkiem i zapewne każdy kibic polskiej koszykówki kojarzy to nazwisko. Do tej pory zwiedził mnóstwo klubów, głównie w niższych ligach, i naprawdę nie spodziewałem się, że jest w stanie rozegrać spotkanie na takim poziomie w PLK. Wilczek okazał się niezwykle uniwersalnym graczem, który ugrał na nas double-double na poziomie 13 punktów13 zbiórek, a do tego dołożył 4 asysty. Wielkie brawa dla niego! Ciekawe jak wypada jego pensja w porównaniu z niektórymi naszymi graczami ;).
  16. Podczas tej konfrontacji z beniaminkiem bardzo irytował mnie Walerij Lichodiej. Statystycznie nie wypadł tragicznie, ale ma taki potencjał, że sam mógłby zdominować ten mecz. Nie zrobił tego jednak, bo grał jakoś tak „obok” tego spotkania. Mieliśmy przewagę pod koszem, ale Lichodiej za bardzo nie szukał tam punktów. Na przestrzeni całego spotkania zdecydowanie lepiej oglądało mi się duet Marković – Szewczyk. Od Rosjanina musimy wymagać więcej.
  17. Doczekałem się wreszcie meczu, gdy Jakub Parzeński zanotował więcej punktów niż fauli! Tylko… co z tego? „Parzyk” spędził na parkiecie zaledwie 5 minut i nie pokazał nic dobrego. Coś nie może odnaleźć się w Anwilu. Teraz wręcz śmieszne wydają się przedsezonowe przewidywania niektórych ekspertów stawiających w naszej rotacji Szewczyka za Parzeńskim. Czy doczekamy się meczu, gdy ten środkowy zaprezentuje coś naprawdę ciekawego? Ja powoli tracę nadzieję.
  18. Na zakończenie pozostawiłem sobie dwa aspekty, które są naszą największą bolączką w obecnych rozgrywkach. Pierwszy to rzuty za trzy. Nie rozumiem tego w ogóle, ale „trójki” w ogóle nie są naszą bronią. Mamy dobrych strzelców w swoich szeregach, ale nie wykorzystujemy tego na parkiecie. Rzucamy mało i, co gorsze, niecelnie. W meczu ze Spójnią zanotowaliśmy słabiutkie 4/17 zza łuku, czyli niecałe 24%. Dla porównania duet Hickey i Pamuła rzucił nam 10/18 z dystansu. Trzeba to jakoś poprawić, bo te”trójki” powinny być naszą wielką siłą. Kolejna bolączka to oczywiście rzuty wolne. Ten element prezentuje się u nas zdecydowanie poniżej oczekiwań. W starciu ze stargardzką ekipą też nie błysnęliśmy i mieliśmy 18/29 z linii (62%). Spójnia była jeszcze gorsza (59%), ale pod tym względem nie możemy oglądać się na rywali, tylko musimy skupić się na sobie. Anwil jest jedną z najgorzej wykonujących osobiste drużyn w całej PLK. Nie wiem już, czy to brak umiejętności, czy może jakaś mentalna blokada. Fakt jest taki, że bardzo na tym cierpimy. Takie mecze najbardziej obrazują zaistniały problem. Tutaj jeden, jedyny punkcik mógłby naprawdę wiele zmienić, a szczególnie nasze humory.
  19. Spójnia zasłużyła na wielki szacunek za to zwycięstwo. Spełnili największą sensację w obecnych rozgrywkach, a wszystko obserwowała dość liczna i głośna grupa ich kibiców. Dla nich to naprawdę wielka chwila, a sport uwielbia takie historie. Szkoda tylko, że to wszystko osiągnęli kosztem naszego Anwilu ;).
  20. Przegraliśmy i rozczarowaliśmy? Nie da się ukryć. Nikt z nas nie chce oglądać Anwilu w takim wydaniu. To już jednak za nami i czasu nie cofniemy. Trzeba przyjąć tę porażkę „na klatę” i „posypać głowę popiołem”. Ważne jest wyciągnięcie jakichś wniosków. Czasami takie bolesne porażki potrafią wywołać pozytywną przemianę. Trzeba wierzyć. Szczególnie że osoby, które są w naszym klubie, na to zaufanie z pewnością zasłużyły. Pamiętajmy również, że ANWIL TO MY WSZYSCY. Nie tylko zawodnicy i sztab szkoleniowy. My wszyscy jesteśmy tą drużyną, która zasługuje na pełne wsparcie. „Nóż w kieszeni” mi się otwiera, czytając niektóre komentarze w internecie. To nie czas ostatecznego oceniania, bo droga do mety jeszcze daleka. To czas wspólnego działania, aby na tej mecie czekało szczęście.

9 odpowiedzi do “Sensacyjna Spójnia”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *