Problematyczna Rosa

Z całym szacunkiem, ale w obecnych rozgrywkach Rosa Radom nie powinna dla nas stanowić większego zagrożenia. Nawet na własnym terenie. Zespół ten w ostatnich latach należał do ścisłej czołówki PLK, ale letnie transfery pokazały, że przestało być tam tak kolorowo. Między naszymi drużynami (na „papierze”) jest naprawdę spora różnica.

Po meczu ze Spójnią obiecałem sobie jednak przyhamować z nadmiernym optymizmem. Jeszcze sporo wody w Wiśle upłynie, zanim znowu uwierzę, że jesteśmy w stanie bezproblemowo „przejeżdżać się” po słabszych rywalach. Na niekorzyść działał również fakt logistyczny, bo do Radomia przybyliśmy prosto z tureckiej Bandirmy. To oznaczało, że mieliśmy naprawdę mało czasu na regenerację oraz odpowiednie przygotowanie.

Ostatecznie wygraliśmy w Radomiu 68:81, ale nie obyło się bez problemów.

Simon (Rosa - Anwil)FOTO: echodnia.eu

  1. W pierwszej kwarcie poszło nam naprawdę dobrze. Spokojnie kontrolowaliśmy wydarzenia na parkiecie i kończyliśmy tę odsłonę z rezultatem 18:27. Mogło być jeszcze wyżej, ale nie ustrzegliśmy się błędów w defensywie.
  2. Myślałem, że to jest bardzo dobry znak, który zwiastuje nasze spokojne zwycięstwo bez nadmiernego wysiłku. Sądziłem, że wyrobimy sobie bezpieczną przewagę, którą będziemy kontrolować do samego końca spotkania. Wydarzenia na parkiecie jak najbardziej pozwalały wierzyć w taki scenariusz.
  3. Nadeszła jednak druga kwarta. Chciałbym o niej jak najszybciej zapomnieć, bo to, co wyprawiał nasz zespół „woła o pomstę do nieba”. Miałem wrażenie, że jakaś nieczysta siła podmieniła naszych koszykarzy. Anwil wręcz nie istniał w ataku. Graliśmy bez pomysłu i bez skuteczności. Byliśmy jak dzieci we mgle. Gra w koszykówkę nas po prostu męczyła. Na pierwsze punkty „Rottweilerów” w tej odsłonie musieliśmy czekać ponad 5,5 minuty. Mało brakowało, a byłaby to nasza jedyna zdobycz w tej kwarcie. Praktycznie dopiero w ostatniej minucie dołożył coś od siebie Parzeński, a dwa udane wejścia na kosz zaliczył Michalak. Mogło być naprawdę gorzej, ale w tej części gry zdobyliśmy zaledwie 8 punktów, co chwały na pewno nie przynosi. Marazm, który nas ogarnął był niesamowicie przytłaczający.
  4. Przy naszej niemocy Rosa wzięła się za odrabianie strat. Całe szczęście, że zabierali się do tego dość ślamazarnie. Osiągnęli swój cel, ale nie znokautowali chwiejącego się na nogach Anwilu.
  5. W trzeciej kwarcie nasz atak funkcjonował już lepiej, ale Rosa też była bardziej zmotywowana i wynik spotkania oscylował blisko remisu.
  6. Na szczęście w ostatniej odsłonie wróciliśmy na właściwe tory. Skuteczność wróciły i odzyskaliśmy swoją pewność. Na radomską ekipę to wystarczyło. Gospodarze nie byli już w stanie nawiązać z nami walki. Wyszła ta różnica klas obydwu zespołów.
  7. Po wyniku można wnioskować, że odnieśliśmy spokojne zwycięstwo bez fajerwerków, ale ja mam wrażenie, że końcowy rezultat jest lepszy niż gra na przestrzeni całego spotkania. Oczywiście zwycięstwo cieszy i to jest najważniejsze. Lepiej wygrywać nawet jednym punktem ze słabeuszem niż przegrywać. U naszych koszykarzy brakuje mi jednak swego rodzaju „ognia”, który budziłby w nich chęć gromienia rywali.
  8. Najlepszym strzelcem Anwilu był Chase Simon. Po słabiutkim meczu z Banvitem wrócił na swój tor i znowu błyszczał. Amerykanin bardzo dobrze wszedł w to spotkanie. Już po 3 minutach miał 3/3 zza linii 6,75 m. Później, razem z resztą zespołu, zanotował spory przestój, ale zdołał jeszcze odżyć przed końcową syreną i zaprezentował kilka ciekawych akcji. Simon zdobył w tym meczu 23 punkty z dobrą skutecznością zza łuku, która wyniosła 5/8. Do tego rezultatu dołożył jeszcze 4 zbiórki. Bez wątpienia był naszym najlepszym zawodnikiem.
  9. Na wyróżnienie zasługuje również Jarosław Zyskowski (10 pkt, 6 zb i 3 as). Widać, że dobry mecz w Turcji nie był jego jednorazowym wyskokiem. Wygląda na to, że forma „Zyzia” rośnie i to mnie bardzo cieszy. W Radomiu wyraźnie czuł grę. Czasami jednak mógłby częściej ryzykować z rzutami, bo zdarzało się, że mimo dogodnej pozycji, szukał na siłę podań.
  10. W ekipie gospodarzy wyróżniającą się postacią był Cullen Neal. Amerykanin nie grał w dwóch ostatnich spotkaniach z powodu urazu. Na mecz z Anwilem zdołał wrócić i całe szczęście dla Rosy. Momentami miałem wrażenie, że jest na zdecydowanie wyższym poziomie niż reszta radomskiej ekipy. Neal to typowy strzelec, który ma naturalny talent do szukania swoich rzutów. W meczu z nami zapisał przy swoim nazwisku 20 punktów. Nic dziwnego, że jest czołowym strzelcem całej ligi.
  11. Wydawało się, że w tej konfrontacji mamy sporą przewagę pod koszem. Cieszę się, że potwierdziliśmy to „na tablicach”. Zdecydowanie wygraliśmy zbiórki 21:40. Czasami można było odnieść wrażenie, że piłka całkiem przypadkiem trafiała w ręce gospodarzy, ale i tak nie zakłóciło to naszej dominacji w tym elemencie.
  12. Ciekawe jest to, że naszym najlepszym zbierającym został… Aaron Broussard. Amerykanin zaliczył aż 7 zbiórek. Po jego transferze spodziewałem się, że wzmocni nas w tej dziedzinie, ale nie spodziewałem się, że tak szybko i tak znacząco. Ogólnie Broussard ma już drugi mecz w Anwilu za sobą. Na pewno było lepiej niż w Bandirmie, bo oprócz wspomnianych zbiórek zdobył również 7 punktów. Jest progres, ale liczę, że to dopiero początek i będzie jeszcze zdecydowanie lepiej.
  13. Totalnie zawiedli nasi strzelcy dystansowi. Michał Michalak zaliczył 0/7 za trzy, a wtórował mu Walerij Lichodiej ze skutecznością 0/6 zza łuku. Rozczarowali totalnie, a najgorsze, że w większości przypadków rzucali z naprawdę dogodnych pozycji.
  14. Dla Lichodieja ten mecz był bardzo pechowy z jeszcze jednego względu. W jednej z akcji zderzył się z Marcinem Piechowiczem przy walce o piłkę. Zakończyło się to bardzo niefortunnie i Rosjanin trafił do szpitala. Według pierwszych informacji (Michał Falkowski na twitterze) wynika, że Lichodiej ma złamany nos, rozcięty łuk brwiowy oraz wstrząśnienie mózgu. Nie brzmi to optymistycznie… Mam wielką nadzieję, że szybko dojdzie do siebie, bo jest ważnym graczem naszej rotacji i bardzo potrzebujemy jego wsparcia.
  15. Teraz czas na praktycznie stały punkt pomeczowych spostrzeżeń, czyli rzuty wolne. Tym razem mieliśmy 8/13 (61,5 %). Taki rezultat na pewno nie może nas zadowalać. Klątwa trwa. A teraz najlepsze zobrazowanie tego problemu. W obecnym sezonie Anwil rzuca osobiste na skuteczności 61,7 % (przedostatni wynik w lidze…), a Josip Sobin notuje 63,6 % z linii. Dziękuję za uwagę. Do widzenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *