Nieudana kampania w Lidze Mistrzów

Po obronieniu Mistrzostwa Polski mieliśmy jasny cel, którym był „krok do przodu” w europejskich pucharach. Celem minimum wydawał się awans z grupy w Lidze Mistrzów, a po cichu można było pomyśleć nawet o jakieś bardziej spektakularnej niespodziance. Letnie transfery zdawały się potwierdzać nasze aspiracje. Anwil zbudował iście gwiazdorski skład i padały nawet teksty o „najlepszym obwodzie w Europie”. Nasze gorące głowy szybko ostudził jednak „zimny prysznic” i na zakończenie przyszło rozczarowanie, bo „Rottweilery” drugi rok z rzędu zakończyły swoje zmagania w BCL na fazie grupowej.

sezonie 2018/2019 powróciliśmy na „europejskie salony” po wielu latach absencji. To było dla nas takie przetarcie i przypomnienie o sobie na „Starym Kontynencie”. Dlatego oczekiwania nie był zbyt wygórowane. Ot nowa, ciekawa przygoda. W obecnych rozgrywkach plany był już o wiele bardziej konkretne, więc ten brak awansu należy traktować jako spore niepowodzenie. Trafiliśmy do ciężkiej grupy. Powiedziałbym, że nawet szalonej, bo każdy mógł wygrać z każdym. Mimo to, nasz awans był bardzo realny. Dlatego brak spełnienia przedsezonowych oczekiwań po prostu boli.

Zmagania, z bilansem 5-9, zakończyliśmy na szóstym miejscugrupie B. Lepiej niż przed rokiem, ale za słabo, abyśmy byli usatysfakcjonowani. Chociaż parę pozytywów w tej przygodzie też można odnaleźć.

Liga Mistrzów

Zimny prysznic w Niemczech

Pierwsze swoje spotkanie rozegraliśmy w Niemczech, gdzie naszym rywalem była Rasta Vechta. Od razu przywitał nas „zimny prysznic” i polegliśmy 89:76. Rezultat i styl, który zaprezentowaliśmy, to spore rozczarowanie. Mecz z niemiecką ekipą był pierwszym poważnym symptomem pokazującym, że ten wielki Anwil jednak nie jest taki wielki. Upadł pewien mit, w bardzo bolesny sposób, i od tego momentu wiedzieliśmy już, że kampania w Lidze Mistrzów będzie niezwykle ciężką przeprawą. W Europie znane nazwiska z Anwilu na nikim nie robiły wrażenia.

Kompromitujący finisz

Po wielkim zwycięstwieSan Pablo Burgos mieliśmy bilans 5-4. Tak zakończyliśmy grudzień i mogliśmy wejść w nowy rok z pełnym optymizmem. Awans wydawał się sprawą jak najbardziej otwartą. Szczególnie że w pozostałych pięciu spotkaniach trzykrotnie mierzyliśmy się z niżej rozstawionymi zespołami. Finisz zmagań grupowych w Lidze Mistrzów okazał się jednak wielką kompromitacją w wykonaniu Anwilu. Zanotowaliśmy bilans 0-5… W 2020 roku nie wygraliśmy żadnego spotkania w BCL! Troszkę wstyd biorąc pod uwagę nasze ambicje…

Porażki w meczach „do wygrania”

Przebieg wielu meczów pozwalał wierzyć w końcowy sukces. Niestety, w większości tych przypadków musieliśmy obejść się smakiem zwycięstwa. Najbardziej pamiętne są oczywiście starcia w Hali MistrzówAEK Ateny oraz Hapoelem Jerozolima. To były wspaniałe widowiska, ale w obu przypadkach nie potrafiliśmy przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. W meczach z takimi rywalami nie można jednak zakładać zwycięstwa. Wygrane byłyby czymś wspaniałym, ale również taką „wartością ekstra”. Bardziej bolą porażki z zespołami, których poziom jest zbliżony do naszego. W tych spotkaniach zwycięstwa były w naszych rękach, ale nie potrafiliśmy do końca pokazać swoich możliwości. Tak było we wspomnianym już meczu w Niemczech. Podobnie jak we Francji, w Antwerpii czy u siebieTeksutem Bandirma. W każdym z tych przypadków rywal był w naszym zasięgu, ale trochę na własne życzenie „oddawaliśmy pole” przeciwnikom. Anwil po prostu nie grał „swojej koszykówki”.

Obrona…

Anwil imponował w ofensywie. Średnio na mecz zdobywaliśmy aż 86,6 punktów. To drugi wynik w naszej grupie (lepszy tylko Hapoel – 89,6 pkt / mecz) oraz trzeci w całej Lidze Mistrzów. Niestety gorzej było w obronie. „Rottweilery” pozwalały rywalom na zdobywanie aż 91,4 punktów na mecz. To drugi, najgorszy, wynik w całym towarzystwie. Te otwarte pozycje przeciwników na obwodzie jeszcze długo będą śniły mi się po nocach… Chyba za bardzo skupialiśmy się na naszych nieprzeciętnych umiejętnościach indywidualnych w ataku. Często próbowaliśmy grać „na przerzucenie” przeciwników, co niezbyt często przynosiło pożądany rezultat.

Wyjazdowe problemy

Plany wywalczenia awansu z grupy, w dużej mierze, pokrzyżowała również nasza forma wyjazdowa. Hale rywali były bardzo niegościnne dla Anwilu. Wygraliśmy tylko raz, w Bandirmie, i to po niesamowitej walce do ostatnich sekund. Do zwycięstwa na tureckiej ziemi poprowadził nas Tony Wroten, a cała drużyna pokazała wielki charakter, bo potrafiła niekorzystną sytuację przełożyć na sukces. W pozostałych spotkaniach niestety zabrakło tej mentalności i efektem tego jest to, że tworzę wpis o niepowodzeniu w Lidze Mistrzów…

Garść pozytywów

Anwil rozczarował w Lidze Mistrzów, ale i tak ta przygoda wiąże się z pewną dawką pozytywów. Zmagania naszych koszykarzy dostarczyły nam naprawdę sporą dawkę emocji. Mecze z AEK, Hapoelem czy San Pablo to był prawdziwe spektakle. Wielkie koszykarskie show gościło w Hali Mistrzów. Możliwe, że te widowiska będziemy wspominać jeszcze latami.

Kolejny sezon w BCL to również kolejny krok w budowaniu naszej marki na „europejskich salonach”. Stajemy się coraz bardziej rozpoznawalni na „Starym Kontynencie”. Eksperci i sympatycy koszykówki nie przechodzili obojętnie obok wielkich (przegranych…) batalii, które toczyliśmy i łapali się za głowy po niezwykle efektownych zagraniach naszych graczy. Mówiąc kolokwialnie, Liga Mistrzów „jarała się” tym, co wyczyniał Wroten, Ricky Ledo czy Chris Dowe. Amerykańscy koszykarze byli takimi naszymi ambasadorami, dzięki którym o Anwilu było głośno.

Czynnikiem, który został bardzo pozytywnie odebrany w całej Europie, byli także nasi kibice. Fama, o tym, jak Włocławek żyje koszykówką oraz ile decybeli wytwarza Hala Mistrzów, na dobre wykroczyła już poza teren Polski. Podobnie jak forma wyjazdowa naszych fanów. Koszykarze zawodzili na obcym terenie, ale kibice pokazywali klasę. Trójkolorowi fanatycy nie byli obecni tylko w Bandirmie, ale za to urządzili prawdziwe najazdy na Niemcy, Belgię czy Grecję. Padały tam liczby wyjazdowe, które są nie do osiągnięcia dla większości ekip na krajowym podwórku. Europa to widziała i Europa to docenia. JEST MOC!

Nadzieja na przyszłość

Nasz drugi start w Lidze Mistrzów ponownie zakończył się na fazie grupowej. Tak jak jednak wspomniałem, marka Anwilu nabiera mocy. Myślę, że jesteśmy dobrym „produktem” dla BCL i bardzo chętnie włodarze tej organizacji dalej będą nas oglądać w swoich rozgrywkach.

Klub również zebrał kolejną dawkę cennego doświadczenia i liczę, że zostanie odpowiednio spożytkowane w przyszłości. Mam nadzieję, że swoje europejskie wojaże będziemy kontynuować w kolejnym sezonie i nikt nie myśli o kolejnej przerwie na lata. To naprawdę wspaniała przygoda, więc niech trwa!

Jedna odpowiedź do “Nieudana kampania w Lidze Mistrzów”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *