Z Francji „na tarczy”

Niestety nasza dobra passa dobiegła końca. Przegraliśmy na wyjeździe z Pau-Lacq-Orthez i nasza sytuacja w Lidze Mistrzów troszkę się skomplikowała. Gracze Anwilu odczuwali zmęczenie po meczu w Toruniu i było to widoczne na parkiecie, a Francuzi skrupulatnie wykorzystali naszą niemoc. Spotkanie zakończyło się wynikiem 85:77.

Ricky Ledo (Pau-Lacq-Orthez - Anwil Włocławek)FOTO: championsleague.basketball
  1. Pau-Lacq-Orthez to bardzo fizyczna ekipa. Można było odnieść wrażenie, że przewyższali nas szybkością, siłą i skocznością. Szczególnie ten ostatni czynnik wydaje się kluczowy. Gospodarze zawężali strefę podkoszową i przez to robiło się tam niezwykle tłoczno. Nie mieliśmy łatwych wjazdów pod kosz, a co gorsze, każda walka o zbiórki to była dla nas prawdziwa batalia i bardzo cierpieliśmy z tego powodu. To była dla nas ciężka przeprawa pod oboma koszami.

  2. Szczególnie cierpieliśmy, gdy na parkiecie przebywał Szymon Szewczyk czy Rolands Freimanis. Z całym szacunkiem, ale ten duet Anwilowców odstawał od rywali. Nasz kapitan oraz Łotysz grali za miękko i nie byli w stanie nawiązać do przeciwników pod względem skoczności.

  3. Strasznie nie podobała mi się zbyt indywidualna gra Anwilu. Brakowało ruchu w ataku i kończyło się na samotnych popisach. Jeszcze kilka tygodni temu to był nasz wielki problem, ale w ostatnich meczach „Rottweilery” pokazywały o wiele bardziej zespołową stronę. We Francji stary demon znowu się przebudził. Nie wiem, czy to też objaw zmęczenia, czy raczej psychiki. Dowodem na słabe dzielenie się piłką jest tylko 10 asyst, które uzyskaliśmy w tym spotkaniu.

  4. Zupełnie inną koszykówkę zaprezentowała ekipa Pau-Lacq-Orthez. Gospodarze koncentrowali się na wymianie piłki i konstruowali swoje akcje poprzez niezliczoną ilość podań. Potrafili totalnie rozmontować naszą defensywę. Mogliśmy ustawić naprawdę dobrą obronę, ale przez aktywność rywali i tak gubiliśmy swoje szyki.

  5. W naszej indywidualnej grze najlepiej odnajdywał się oczywiście Ricky Ledo. Amerykanin kolejny raz czarował niesamowitymi rzutami i wjazdami na kosz. Był naszą jednoosobową armią i ciągnął grę Anwilu. Wydaje mi się, że jako jedyny był w stanie przełamać to spotkanie. Ledo zdobył 25 punków, ale nie dokończył spotkania, bo został zdyskwalifikowany. Bez wsparcia lidera nie byliśmy już w stanie nawiązać walki z gospodarzami. Straciłem już rachubę, który raz w obecnym sezonie nasz zawodnik został przedwcześnie odesłany przez sędziów do szatni…

  6. Chris Dowe grał przeciwko dawnemu pracodawcy, w hali którą dobrze zna i chyba była to dla niego dodatkowa motywacja. Amerykanin starał się szarpać naszą grę, ale to było stanowczo za mało. Braku ambicji i waleczności nie można jednak zarzucić naszemu rezerwowemu rozgrywającemu. Dowe, mimo pozycji na boisku oraz niezbyt pokaźnego wzrostu, maskował problemy naszych podkoszowych. Dzięki sprytowi oraz sercu był naszym najlepszym zbierającym. Amerykanin zaliczył w tym meczu double-double, na które złożyło się 14 punktów oraz 10 zbiórek, a do tego dołożył 4 asysty. W tej ostatniej kategorii też był naszym najlepszym zawodnikiem.

  7. Ogólnie nasi podkoszowi bardzo zawiedli i jedynie Shawn Jones nawiązywał walkę z rywalami. Nie miał większych szans, ale robił, co mógł. Jego dorobek to 13 punktów9 zbiórek.

  8. Bardzo zaimponował mi Justin Dentmon i te jego „kocie ruchy”. Amerykanin grał całym swoim ciałem. Samym balansem potrafił wprawić naszych obrońców w zakłopotanie. On nie biegał po parkiecie. On tańczył. Emanował pewnością siebie i trafiał naprawdę trudne rzuty. Prawdziwy motor napędowy Pau-Lacq-Orthez. Dentmon uzbierał w tym meczu 25 punktów, 5 asyst4 zbiórki.

  9. Prawdziwą „sieczkę” pod koszem urządził nam Ousmane Drame. Koszykarz z Gwinei nie miał sobie równych „na tablicach” i po prostu nie mieliśmy na niego odpowiedzi. Drame zanotował na swoim koncie 15 punktów oraz 17 zbiórek, z czego aż 11 w ataku! Prawdziwy specjalista od zbiórek, a do tego niezwykle skuteczny.

  10. Mieliśmy swoją szansę w tym spotkaniu, ale jej nie wykorzystaliśmy. Uczciwie trzeba przyznać, że rywale zasłużyli na to zwycięstwo, bo byli zespołem lepszym, a nam brakowało świeżości. Po tej porażce sytuacja Anwilu w grupie bardzo się skomplikowała, ale do końca pozostały jeszcze cztery mecze, więc wszystko jest cały czas możliwe. TRZEBA WIERZYĆ!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *