Anwil rozegrał naprawdę dobre zawody i to w konfrontacji z bardzo silnym rywalem. Dzielnie walczyliśmy i graliśmy „z zębem”. Wydaje mi się nawet, że to był najlepszy występ „Rottweilerów” w obecnym sezonie, ale ostatecznie to i tak nie wystarczyło. Ekipa AEK Ateny zwyciężyła we Włocławku po bardzo emocjonującym i dramatycznym spotkaniu. Mecz zakończył się wynikiem 77:79.
- Taki Anwil po prostu chciało się oglądać! Nasz zespół wyszedł na parkiet niezwykle zmotywowany oraz skoncentrowany. Włocławianie grali z niesamowitą determinacją. Na każdym kroku było widać, że po prostu bardzo chcieli tego zwycięstwa. Nie brakowało energii i takiego sportowego zacięcia. Grali, jakby to był jakiś ważny finał. W tym sezonie często narzekamy, że brakuje tych elementów w grze Anwilu, ale podczas spotkania z AEK przyszły i oby to był dobry prognostyk na przyszłość.
- Na osobny podpunkt zasługuje obrona, bo przez większość spotkania graliśmy naprawdę świetną defensywę. Często narzekam na ten element w wykonaniu Anwilu, ale tym razem nie mogę powiedzieć złego słowa. Oczywiście zdarzały się błędy, ale ogólny poziom defensywy trzeba docenić. Wreszcie nasi zawodnicy byli bardzo aktywni. Po prostu żyli w tej obronie. Następowały szybkie przekazania i reakcje na ruchy rywali. Nie było mowy o odpuszczaniu. Nawet gdy ustawialiśmy strefę, to wszystko jakoś tak płynnie się przemieszczało.
- Podejrzewam, że takie nastawienie Anwilu zaskoczyło gości z Aten, bo szczególnie na początku spotkania mieli spore problemy z kreowaniem akcji i skutecznością.
- AEK to jednak ekipa bardzo doświadczona, która posiada w swoich szeregach znakomite indywidualności i z czasem zaczęła dochodzić do głosu. Na początku trzeciej kwarty wydawało się nawet, że przejmą to spotkanie, bo Anwil wyraźnie zwolnił obroty. „Rottweilery” utrzymały jednak swoje charakterne nastawienie i tym sposobem wynik spotkania był sprawą otwartą niemal do ostatniej akcji.
- W decydującej sytuacji Tony Wroten popełnił błąd. Czekał na kolejny faul rywali i myśląc, że ten nastąpił, oddał rzut niemal z połowy boiska. Sędziowie jednak nie zareagowali, a prawda jest taka, że gra się do gwizdka. Z drugiej jednak strony Maciulis popełnił raczej sprytne i delikatne przewinienie, a jeśli nawet nie, to Wroten popełnił błąd połowy. Arbitrzy nie zareagowali na żadne z tych przekroczeń przepisów. Dziwne…
- Jestem bardzo daleki od usprawiedliwiania porażki decyzjami sędziów, ale nie podało mi się prowadzenie tego spotkania i to nie chodzi tylko o wspomnianą powyżej akcję. Mam wrażenie, że czasami było przyzwolenie na twardą grę, a innym razem mieliśmy gwizdki „aptekarskie”. Nie wiem też, co musiałoby nastąpić, aby ostro gestykulujące gwiazdy AEK zostały nagrodzone faulem technicznym. Dla takiego Langforda obowiązują inne standardy?
- Naszym największym problemem był rzuty wolne. Często to podkreślam i nawet sam jestem już tym znudzony, ale to jest fundament koszykówki. Problemy z osobistymi mogą być bardzo kosztowne podczas wyrównanych spotkań i tak właśnie było w starciu z AEK. Anwil trafił 14/23 z linii, czyli mieliśmy 60,9 % skuteczności. Na tym poziomie to stanowczo za mało. Właśnie tutaj zabrakło tych kilku decydujących punkcików.
- Prawdziwym synonimem naszej dobrej obrony był Michał Sokołowski. Polski skrzydłowy momentami był prawdziwym demonem dla graczy AEK. „Sokół” bronił bardzo aktywnie, agresywnie i twardo. Efektem tego były 4 przechwyty. Trochę został ostudzony przez problem z faulami, ale to cena za mocną defensywę, więc nie można mieć pretensji. Szkoda, że Sokołowski nie urozmaicił swojego występu dobrą grą „po drugiej stronie parkietu”. Trzeba przyznać, że w ataku miewał problemy (5 pkt, 2/5 z gry i 0/2 z wolnych). Szczególnie brakowało spokoju i koncentracji przy wykańczaniu szybkich ataków.
- Sporo energii do gry naszego zespołu wniósł Shawn Jones (8 pkt, 4 zb, 3 as i 2 bl). Gdy pojawił się na parkiecie, to bardzo ożywiliśmy się pod koszem. Jego blok na Maciulisie to była koszykówka najwyższych lotów! W późniejszym etapie spotkania Amerykanin jednak gdzieś nam przepadł, a szkoda.
- W ważnych momentach bardzo mądrze potrafił zachować się Rolands Freimanis (16 pkt i 8 zb). Łotysz kolejny raz udowodnił, że jest prawdziwą ostoją naszego zespołu. W meczu z AEK nie był może wybitny, ale na pewno bardzo solidny.
- Prawdziwą gwiazdą Anwilu był Ricky Ledo. Amerykanin zagrał tak, jak od niego oczekujemy. Przez cały czas był bardzo aktywny i potrafił robić niesamowite rzeczy. Żył tym meczem. Irytowały mnie (jak zawsze) niektóre jego decyzje rzutowe, ale gdy trafia, to przecież nie wypada narzekać ;). Gdy mieliśmy przestój w trzeciej kwarcie, to właśnie Ledo swoimi zagraniami przywrócił nas na właściwy tor. Mecz zakończył z bardzo ładną linijką statystyczną: 25 punktów, 10 zbiórek, 4 asysty oraz 3 przechwyty. Ledo tego dnia błyszczał jak prawdziwa gwiazda!
- Bardzo krótki epizod podczas tego spotkania zaliczył Krzysztof Sulima. „Żubr” spędził na parkiecie 1:46 min i to był bolesny czas. Nasz podkoszowy wydawał się przestraszony i raczej niegotowy, aby walczyć na tym poziomie. Wniósł więcej złego niż dobrego.
- Prawdziwym jokerem w talii trenera Iliasa Papatheodorou okazał się Charis Giannopoulos (12 pkt i 5 zb). Nasz scouting nie docenił chyba greckiego skrzydłowego, a to on był czołową postacią podczas najlepszych momentów AEK. Giannopoulos zaaplikował nam 4/4 za trzy! Co ciekawe, we wszystkich poprzednich meczach Ligi Mistrzów zanotował jedynie 2/19 z obwodu. Jak ja lubię, gdy tacy koszykarze rozgrywają „mecz sezonu” przeciwko naszemu Anwilowi…
- Najjaśniejszą postacią w AEK podczas obecnego sezonu jest Keith Langford. W Hali Mistrzów potwierdził swój gwiazdorski potencjał. Przez długie momenty mógł być niewidoczny, ale w najważniejszych chwilach potrafił „wziął sprawy w swoje ręce”. Zaliczył kluczową akcję 3+1. Przyszło nam się mierzyć z naprawdę wybitnym zawodnikiem. Langford zakończył to spotkanie z dorobkiem 16 punktów, 5 asyst i 3 zbiórek.
- Podejrzewam, że kilka lat temu Jonas Maciulis byłby w stanie w pojedynkę zdominować ten mecz. Teraz litewska gwiazda ma już jednak 34 lata i było to widać na parkiecie. Maciulis miewał spore problemy z naszymi zawodnikami, ale dzięki swojemu olbrzymiemu doświadczeniu i tak potrafił zaskakiwać. Zdobył 16 punktów i dołożył 6 zbiórek. Mimo że bliżej Litwinowi do emerytury niż szczytu kariery, to i tak miło oglądać takich graczy w konfrontacji z naszym Anwilem.
- Mario Chalmers to koleś z wieeeeelkim doświadczeniem w NBA (745 meczów i dwukrotne mistrzostwo!) i byłem bardzo ciekawy, jak poradzi sobie w naszej hali. Na parkiecie jego bogate CV nie miało jednak znaczenia i Amerykanin raczej nikogo nie oczarował swoją grą.
- Po tym spotkaniu pozostaje spory niedosyt. Anwil grał naprawdę świetnie, ale to nie wystarczyło do końcowego triumfu. Mimo porażki jestem dumny z naszego zespołu. Mam również nadzieję, że ten występ jest znakiem dobrze przebiegającego procesu i taki Anwil będziemy oglądać coraz częściej.
- Na półmetku fazy grupowej Ligi Mistrzów mamy bilans 3-4 i zajmujemy piąte miejsce w tabeli. Nie jest to ani zły, ani dobry rezultat. Najważniejsze, że cały czas jesteśmy w grze o awans. Przypomnę, że do kolejnej rundy przechodzą cztery ekipy, więc przy takim nastawieniu, jak w konfrontacji z AEK, mamy realne szanse, aby znaleźć się w tym elitarnym gronie. WALCZYĆ ANWIL WALCZYĆ !!!!
N⛔t in @Slim_J12's house! 🏠 #BasketballCL
— Basketball Champions League (@BasketballCL) December 4, 2019
📺 https://t.co/vnvxUNcs0Y@Anwil_official pic.twitter.com/WRSWzb2iTV
5 odpowiedzi do “Duma i spory niedosyt po konfrontacji z AEK”