Turcy rozwiali nasze marzenia w Lidze Mistrzów

To już jest koniec nadziei na awans z grupy w Lidze Mistrzów. Anwil doznał kolejnej porażki i teraz możemy skupić się jedynie na krajowym podwórku. Były wielkie plany przed sezonem, ale znowu nie wyszło. Pretensje możemy mieć jedynie do siebie, ale przyjdzie jeszcze czas podsumowania naszych występów na europejskich parkietach. Ostatnich złudzeń pozbawił nas Teksut Bandirma. Turcy wygrali w Hali Mistrzów po dobrej końcówce 84:89.

Kobe Bryant RIP (Anwil Włocławek - Teksut Bandirma)FOTO: championsleague.basketball
  1. Spotkanie zaczęło się od bardzo wyniosłego wydarzenia. Niedawno opuścił nas w tragicznych okolicznościach Kobe Bryant. Postać, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Koszykówka straciła bardzo wiele i Hala Mistrzów dołączyła do pożegnań LEGENDY. Mieliśmy minutę ciszy, a zawodnicy obu zespołów rozpoczęli od błędów 8 oraz 24 sekund (numery Kobe’go). Wzruszająca chwila na którą „Black Mamba” z całą pewnością zasłużył.


  2. Jeśli chodzi o sam mecz, to brakowało nam energii. Przez długie momenty graliśmy zbyt niemrawo. Brakowało odpowiedniego zacięcia w naszych poczynaniach na parkiecie.

  3. W obronie mieliśmy naprawdę niezłe chwile, ale w ogólnym rozrachunku nie było dobrze. Pozwalaliśmy rywalom na stanowczo zbyt wiele. Teksut tego dnia był rewelacyjnie dysponowany rzutowo, a my nie zrobiliśmy dostatecznie wiele, aby ograniczyć poczynania naszych rywali. Stanowczo zbyt wiele razy zostawialiśmy im o te kilka(naście) centymetrów za dużo wolnej przestrzeni. Turecka ekipa osiągnęła rewelacyjną skuteczność 62,3 % z gry. Trafili 20/28 (71,4 %) za dwa oraz 13/25 (52 %) za trzy. Ciężko wygrać z tak dobrze skalibrowanymi celownikami, jeśli defensywa nie zostanie wzniesiona na odpowiedni poziom, a tego u nas zabrakło.

  4. Po stronie Anwilu zabrakło mi również takiego „pierwiastka gwiazdorstwa”. W naszych szeregach nie brakuje indywidualności i podczas wielu poprzednich spotkań byliśmy świadkami pojedynczych akcji, które niszczyły obronę rywali. W starciu z Teksutem nie było tego widać.

  5. Ricky Ledo długo szukał swojego rzutu. Próbował przełamać swoją niemoc i nastąpiło to dopiero w trzeciej kwarcie, ale nie poszedł za ciosem. Zabrakło tych wielkich rzutów Amerykanina. To nie był dzień Ledo, który zdecydowanie nie mógł złapać swojego rytmu. Mecz zakończył z dorobkiem 8 punktów, skuteczności 3/13 z gry, 9 asyst oraz 3 zbiórek. Za mało…

  6. Tony Wroten potrafił fajnie naciskać w obronie, swój repertuar rozwinął o rzuty z dystansu, mądrze podawał i był wsparciem „na deskach”. Firmowe akcje Amerykanina, czyli wjazdy na kosz, jednak w ogóle nie istniały. Zaliczył wstydliwe 1/7 za dwa. Bez swojej głównej broni Wroten nie był w stanie zdominować rywali. W całym spotkaniu zdobył 15 punktów oraz dołożył 6 zbiórek4 asysty.

  7. Nie chcę nawet wspominać, ile łatwych punktów zaprzepaścił nasz zespół. Mówię o sytuacjach najprostszych z możliwych, czyli zawodnik vs. obręcz. Zbyt często przegrywaliśmy takie pojedynki, a to były wyzwania na poziomie początkującego juniora. Takim sposobem straciliśmy jakieś 6-8 „oczek”. Nie trzeba być wybitnym matematykiem, aby wyliczyć, jak cenne mogły to być trafienia.

  8. Teksut zaskakiwał skutecznością, a my byliśmy daleko od wyżyn własnych umiejętności, ale mecz i tak był bardzo wyrównany. W czwartej kwarcie prowadziliśmy kilkoma punktami i wydawało mi się, że jesteśmy na dobrej drodze, aby przejąć kontrolę nad tym spotkaniem. Co więcej, goście mieli kłopoty z faulami, ale Anwil nie wykorzystał tego faktu. Nie zadaliśmy ostatecznego ciosu. Ekipa z Bandirmy była skupiona na wyeliminowaniu naszych wjazdów na kosz, a my nie staraliśmy się tego przełamać, tylko szukaliśmy rzutów z dystansu. Taka gra zemściła się na naszej drużynie.

  9. Kolejny raz, w decydującym momencie, dała znać o sobie nasza strefa. Teksut wymienił kilka podań i Kalinoski znalazł się zupełnie niekryty w narożniku boiska. Amerykanin wykorzystał dogodną pozycję i zaaplikował nam trójkę, po której zrobiło się 79:85. To zabiło ten mecz.

  10. Teksut tego dnia był do ogrania. Podobnie jak podczas meczu w Turcji, nie wywarli na mnie piorunującego wrażenia.

  11. Najlepszym zawodnikiem Anwilu był bez wątpienia Chris Dowe. Amerykanin sprawiał wrażenie najbardziej nakręconego spośród całej naszej ekipy. Dwoił się i troił oraz był bardzo aktywny w defensywie. Nawet jak przegrywał swoją pozycję, to błyskawicznie z powrotem doskakiwał do rywala. W ataku też starał się szukać wielu sposobów na zdobycie punktów, a jego dynamiczny wsad był prawdziwą ozdobą tego spotkania. Dowe zaliczył 14 punktów3 asysty.


  12. Najlepszym strzelcem naszej ekipy był Rolands Freimanis, który zdobył 17 punktów. Przyzwoity występ Łotysza, ale na pewno nie wybitny. Był po prostu za miękki, co szczególnie wadziło w obronie. Zdarzył mu się również straszny babol spod samej obręczy. Cieszy jednak aktywność Freimanisa po atakowanej stronie boiska.

  13. Dobre zawody rozegrał Szymon Szewczyk. Nasz kapitan nie unikał twardej gry i świetnie wykorzystywał swoje bogate doświadczenie. Sporo wniósł do naszego ataku, a po drugiej stronie parkietu braki w skoczności cwanie nadrabiał swoją siłą. Mam jednak wrażenie, że w czwartej kwarcie trochę za bardzo się podpalił. Po kilku trafieniach chyba za bardzo uwierzył w swój rzut i starał się dołożyć kolejną trójkę przy każdej sposobności, ale zabrakło już skuteczności. „Szewcu” zapisał na swoim koncie 12 punktów5 zbiórek.

  14. Głównym żądłem tureckiej ekipy był Tyler Kalinoski. Amerykanin rewelacyjnie wywiązywał się z roli snajpera i potrafił również pomóc swoim kolegom na zbiórce czy mądrze podać. Kalinoski to nie jest gracz, któremu można zostawiać zbyt wiele wolnego miejsca, a my niestety za często sobie na to pozwalaliśmy i zostaliśmy skarceni. Kalinoski zdobył 19 punktów, trafił 5 trójek oraz dołożył 6 asyst5 zbiórek. Z nim na boisku Teksut był na +10. To jedyny zawodnik z obu zespołów, którego współczynnik +/- był dwucyfrowy.

  15. Emanuel Terry zagrał jak typowy lotnik i zaliczył double-double na poziomie 11 punktów oraz 13 zbiórek. Amerykanin czuł się najlepiej nad obręczą, co zresztą potwierdził kończąc efektownie kilka akcji typu alley oop. W bardziej skomplikowanej koszykówce gubił się jednak dość łatwo. Terry miał wyraźne problemy techniczne, ale dzięki swojej skoczności oraz dynamice i tak był wartością dodatnią dla swojej drużyny.

Jedna odpowiedź do “Turcy rozwiali nasze marzenia w Lidze Mistrzów”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *