Kosmiczny mecz dla Hapoelu

To było niesamowite widowisko. Zostaliśmy uraczeni wszystkim, co w koszykówce najlepsze. Mecz miał niesamowite tempo i stał pod znakiem ofensywy. Do pełni szczęścia zabrakło tylko (albo aż) zwycięstwa Anwilu. Była wielka szansa, ale to goście okazali się lepszą ekipą. Ostatecznie Hapoel Jerozolima wygrał w Hali Mistrzów, po nerwowej końcówce, 102:107.

J’Covan Brown i Tony Wroten (Anwil Włocławek vs. Hapoel Jerozolima) / Liga Mistrzów / Basketball Champions LeagueFOTO: championsleague.basketball
  1. „Rottweilery” zagrały z wielkim zaangażowaniem i tego na pewno nie można odmówić naszej ekipie. Walczyliśmy, daliśmy z siebie wszystko, ale rywale mieli więcej argumentów po swojej stronie.

  2. W Jerozolimie strasznie odstawaliśmy pod koszem, ale teraz było odwrotnie. „Trumna” to był nasz teren. W tej strefie pewnie punktowaliśmy i zdecydowanie wygraliśmy walkę o zbiórki (36:23).

  3. Mecz był bardzo ofensywny i widać to po wyniku. Oba zespoły grał szybko i punktowały na wysokiej skuteczności. Ofensywna koszykówka jest teraz w modzie, a ten mecz był najlepszą reklamą takiego stylu. Byliśmy świadkami prawdziwej strzelaniny. Przez całe spotkanie szliśmy „łeb w łeb”. To była wymiana ciosów na najwyższym poziomie. Wydaje mi się jednak, że Hapoel miał po swojej stronie więcej talentu i lepiej poradził sobie z nerwami w samej końcówce.

  4. Główną siłą gości były rzuty z dystansu. Hapoel po prostu nas rozstrzelał. Już od pierwszych minut ekipa z Izraela trafiała seriami zza łuku i to często przy biernej postawie naszej defensywy. Miałem wręcz wrażenie, że chcemy, aby przeciwnicy się wystrzelali. Faktycznie takie podejście przyniosło skutek, bo w drugiej połowie Hapoel nie był już tak skuteczny. W samej końcówce ich moc jednak wróciła i trafili dwie trójki, które praktycznie zamknęły to spotkanie. W całym meczu Hapoel zaliczył rewelacyjne 17/32 z dystansu, czyli ponad 53 %.

  5. Gra ofensywna Anwilu bazowała głównie na akcjach indywidualnych. Nie jestem orędownikiem takiego stylu, ale tym razem mieliśmy z tego tytułu sporo korzyści. Nasze gwiazdy pokazały „pazur” i za sprawą swoich indywidualnych umiejętności prowadzili bardzo wyrównaną walkę z mocniejszym rywalem. To był istny kosmiczny mecz.

  6. „Pierwsze skrzypce” grali u nas Tony WrotenRicky Ledo. Znaczną większość akcji brali na swoje barki. Nasz gwiazdorski duet oddał w sumie 47 rzutów z gry, a cały zespół 78.

  7. Ledo grał w swoim stylu i samotnie potrafił pociągnąć cały zespół. Ten jego luz rzutowy cały czas budzi podziw. Amerykanin zanotował na swoim koncie 21 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst3 przechwyty. Szkoda tylko, że jego trójka na wagę dogrywki wypadła z kosza. Pozycja była bardzo trudna, ale Ledo jest w stanie trafiać takie niesamowite rzuty i tym razem było naprawdę blisko.

  8. Jeszcze bardziej grę Anwilu absorbował Wroten. Momentami zastanawiałem się, czy Tony nie chce wygrać tego meczu zupełnie w pojedynkę. Co ciekawsze, był tego bliski. Czasami jego wjazdy na kosz przypominały uderzanie głową w mur i kończyły się blokiem lub niecelnym rzutem. W innych przypadkach potrafił jednak tak zaczarować, że musiałem zbierać szczękę z podłogi. Cały Wroten. W tym meczu uzbierał aż 28 punktów, a do tego dołożył 6 zbiórek5 asyst. Amerykanin oddał aż 28 rzutów z gry!


  9. Na 46 sekund przed końcową syreną J’Covan Brown trafił trójkę sprzed nosa Wrotena, która wyprowadziła Hapoel na prowadzenie. Nasz rozgrywający wydawał się totalnie zaskoczony taką decyzją rywala. W kolejnym posiadaniu Wroten chciał odpowiedzieć tym samym, ale nie trafił i to praktycznie zamknęło ten mecz. Nie pochwalam tej decyzji Amerykanina, ale rozumiem. Tony to prawdziwa gwiazda, przez cały mecz grał jak prawdziwa gwiazda i chciał zakończyć to spotkanie jak prawdziwa gwiazda. Nie udało się, ale niewiele brakowało. Wroten grał tego dnia bardzo odważnie, czuł się mocny i chciał zakończyć ten mecz na swoich warunkach. Gdyby trafił, to byłby wielkim bohaterem, ale niestety…

  10. Ledo i Wroten zdominowali naszą ofensywę, a trzecią opcją okazał się Shawn Jones. Środkowy zdobył 18 punktów na skuteczności 8/11 z gry. Pewnie czuł się w „pomalowanym” i świetnie wykorzystywał dobre podania od kolegów. Martwi jedynie współczynnik +/- Jonesa, który wyniósł -21 i był najgorszy w całym zespole.

  11. W pierwszych minutach spotkania bardzo dobrze radził sobie Rolands Freimanis. Łotysz zaskakiwał trzeźwością umysłu i dzięki swojemu sprytowi skutecznie punktował. Później jednak bardzo przygasł. Pod koniec drugiej kwarty doznał lekkiego urazu i może to miało wpływ na jego postawę. Tego nie wiem i nigdy się nie dowiem, ale fakt jest taki, że zabrakło wsparcia Freimanisa w kluczowych momentach. Stał się niewidoczny w ataku i miękki w obronie. Łotysz zapisał w swoim dorobku 15 punktów na skuteczności 7/7 z gry oraz dołożył 3 zbiórki.

  12. Najlepszym strzelcem Hapoelu był John Holland (25 pkt, 5×3, 4 zb i 3 as). Obywatel Portoryko niedawno dołączył do izraelskiej ekipy, ale szybko okazał się wielkim wzmocnieniem. Zbyt często Holland otrzymywał od nas sporo miejsca na obwodzie i bezlitośnie wykorzystywał te prezenty.

  13. Świetne spotkanie rozegrał również James Feldeine. Wielki koszykarz, który potrafił czarować na parkiecie, a statystyki tylko to potwierdzają: 23 punkty, 7/10 za trzy oraz 8 asyst. Amerykanin zachwycał swoją dojrzałością na parkiecie oraz wiarą we własny rzut. Co ciekawe, Feldeine zagrał niemal bliźniaczy mecz jak w pierwszym starciu naszych ekip. Wówczas też zdobył 23 punkty i trafił 6/9 z dystansu.

  14. W moich oczach J’Covan Brown jest prawdziwym liderem izraelskiej ekipy i kolejny raz to potwierdził. Amerykanin nie musiał błyszczeć przez cały mecz, ale w najważniejszych momentach pociągnął grę swojego zespołu. Przypomnę, że to właśnie Brown trafił zaskakującą trójkę, która rozstrzygnęła ten pojedynek. Uzyskał również bardzo ciekawe statystyki: 21 punktów, 10 asyst6 zbiórek.

  15. Gdy Hapoel przestał skupiać się na rzutach z dystansu, to dogrywał piłki pod sam kosz, gdzie świetnie radził sobie TaShawn Thomas (23 pkt). Amerykanin z dużą łatwością kreował sobie dogodne pozycje rzutowe. Szczególnie szalał w trzeciej kwarcie i nie mogliśmy znaleźć na niego odpowiedzi. Thomas był bez wątpienia ważnym punktem swojego zespołu.

  16. Ten mecz zapamiętamy na długo. Podobnie jak w starciu z AEK zostawiliśmy po sobie dobre wrażenie, ale ulegliśmy mocniejszemu rywalowi. To kolejna piękna porażka na naszym koncie. Mamy prawo odczuwać dumę z gry Anwilu, ale takie przegrane bolą najbardziej. Teraz nasza trudna sytuacja w grupie jest jeszcze trudniejsza. Gdybyśmy pokonali na swoim parkiecie dwie czołowe ekipy, to byłoby zupełnie inaczej. Te ewentualne wygrane to byłoby jednak coś ekstra. Nie możemy oczekiwać zwycięstw z takimi markami jak AEK czy Hapoel. Wygranych na wagę awansu trzeba było szukać w Niemczech czy we Francji, bo te drużyny były w naszym zasięgu i przebieg wspomnianych meczów pozwalał wierzyć w końcowy sukces.

  17. Nasze szanse na awans do kolejnej rundy Ligi Mistrzów nie prezentują się zbyt kolorowo. Do końca zostały jednak trzy kolejki, więc trzeba wierzyć. Wszystko jest jeszcze możliwe, szczególnie w naszej grupie, gdzie każdy może wygrać z każdym.

Jedna odpowiedź do “Kosmiczny mecz dla Hapoelu”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *