Anwil nie rozegrał jakoś szczególnie dobrego spotkania w Gliwicach. Zawsze powtarzam jednak, że wielką sztuką jest „przepychanie” takich meczów, w których długo mamy pod górkę. To normalne, że nie będziemy błyszczeć w każdym starciu. Tak właśnie było podczas pojedynku z GTK. Emocji nie brakowało, ale na szczęście w najważniejszych momentach potrafiliśmy przycisnąć i wracamy do Włocławka ze zwycięstwem 80:82.
Nic nie może wiecznie trwać i każda piękna przygoda ma swój koniec. Szymon Szewczyk wypełnił swój ostatni kontrakt z Anwilem i otrzymaliśmy oficjalny komunikat o nieprzedłużeniu umowy.
Już przed sezonem było wiadomo, że „Szewcu” ma przed sobą ostatnie rozgrywki w karierze. Najpierw pomagał „Rottweilerom” w treningach, a ostatecznie trener Przemysław Frasunkiewicz po raz kolejny przygarnął weterana pod swoje skrzydła. Teraz współpraca dobiegła końca, a mecz z cypryjskim Keravnos BC był ostatnim występem Szewczyka w koszulce Anwilu. Emocje ciągle mnie nie opuszczają.
Anwil rozpoczął zmagania w kolejnej fazie FIBA Europe Cup od bardzo mocnego uderzenia. Do Włocławka zawitała cypryjska ekipa Keravnos BC i została wręcz zjedzona przez „Rottweilery”. Nasz zespół praktycznie cały czas kontrolował wydarzenia na parkiecie i zdecydowanie dominował. Oglądałem ten mecz ze spokojem, bo nawet przez chwilę nie czułem zagrożenia. Ostatecznie Anwil zwyciężył 92:63. BRAWO!
Przed sezonem kibice Anwiluwybrali„Drużynę 30-lecia”. Do elitarnej dziesiątki trafił m.in. Gerrod Henderson. Głosy na Amerykanina spływały w pokaźnych ilościach, bo ostatecznie zajął trzecie miejsce wśród obrońców oraz piąte bez podziału na pozycje.
W ramach obchodów naszego 30-lecia w PLK emerytowany rozgrywający ponownie zawitał we Włocławku. Henderson był gościem specjalnym w Hali Mistrzów podczas meczu ze Startem Lublin. Anwil wygrał to spotkanie 86:63, ale odnoszę wrażenie, że główną uwagę skupił na sobie właśnie Gerrod, który obserwował pojedynek z poziomu trybun. Wizyta Amerykanina to było prawdziwe show. Nie brakowało zbijania piątek, wspólnych zdjęć czy odpowiedniego uhonorowania naszego byłego zawodnika. Fani byli zachwyceni, a Henderson tylko to wszystko nakręcał, bo nic nie stracił ze swojej charyzmy i widać było, że jest w swoim żywiole.
Przy okazji tego wydarzenia pewni znani w środowisku dziennikarze zakwestionowali wybór Hendersona do tak elitarnego grona. Czy słusznie?
Listopad za nami i trzeba przyznać, że to był całkiem udany miesiąc dla Anwilu. „Rottweilery” przegrały tylko jeden mecz i zanotowały bilans 5-1. Co więcej, wywalczyliśmy awans z grupy w FIBA Europe Cup.
Taki listopad spowodował, że comiesięczny wybór MVP był prawdziwą przyjemnością. W moim odczuciu dwóch zawodników wręcz zdystansowało całą resztę, ale na samym szczycie może być tylko jeden. To wyróżnienie otrzymuje ode mnie Lee Moore.
Josh Bostic to uznana marka w PLK. Przez lata, gdy grał w Arce Gdynia, miał status niekwestionowanej gwiazdy naszych rodzimych rozgrywek. Od bieżącego sezonu przywdziewa koszulkę Anwilu, ale zdecydowanie nie prezentuje poziomu, który chcielibyśmy podziwiać.
Amerykanin rozegrał do tej pory 71 meczów w polskiej lidze. Praktycznie wszystkie najgorsze występy zanotował w barwach „Rottweilerów”. To przytłaczające, szczególnie że ma na koncie zaledwie 10 występów we włocławskiej ekipie.
Dąbrowa Górnicza nigdy nie była łatwym terenem dla naszego Anwilu. Ponieśliśmy tam kilka zaskakujących i wręcz bolesnych porażek. Tym razem MKS też postawił „Rottweilerom” twarde warunki. Z całą pewnością nie było lekko. Na szczęście końcówka należała do włocławskiej ekipy i wracamy „z tarczą” po zwycięstwie 79:82.
Trochę zaspałem, ale pora podtrzymać tradycję oraz nadrobić zaległości i wybrać MVP za miniony miesiąc.
Październik był dla nas ciężkim miesiącem. Zbyt wiele problemów Anwilu „wyszło z szafy”, a to niestety miało przełożenie na wyniki. „Rottweilery” zanotowały bilans 3-5. Wygraliśmy tylko jedno spotkanie ligowe. Ponieśliśmy stanowczo zbyt wiele porażek po wyrównanych końcówkach. Wszystkie były w pewien sposób do siebie zbliżone. Nie takich wyników oczekiwaliśmy… Pozostaje mieć nadzieję, że to, co najgorsze już za nami i teraz będzie tylko lepiej!
Miesiąc był ciężki, ale nie miałem najmniejszych problemów z wyborem MVP. W moim odczuciu jeden z zawodników bezapelacyjnie wyrósł ponad resztę. Podobnie jak w oficjalnym głosowaniu kibiców, to wyjątkowe wyróżnienie na łamach mojego bloga otrzymuje Luke Petrasek.
O wiele większy problem miałem z przydzieleniem kolejnych miejsc. To był bardzo ciężki wybór. Ostatecznie postawiłem na serce kosztem „cyferek”.
Już na samym początku rywal przyjął bardzo mocny cios, po którym nogi zadrżały. Nie padł, ale już do końca był punktowany i kontrolowany.
Brzmi jak opis walki bokserskiej, ale pasuje także do ostatniego meczu naszego Anwilu. Włocławek odwiedzili Czarni Słupsk i musieli uznać wyższość gospodarzy. „Rottweilery” rozegrały fantastyczną pierwszą kwartę, która ustawiła dalsze losy rywalizacji. Ostatecznie zwyciężyliśmy 79:70.
Co by nie mówić, to zawsze miło pokonać Czarnych 😉 .
W Lizbonie urządziliśmy sobie strzelnicę i Sporting nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Rewanż w Hali Mistrzów to jednak zupełnie inna historia. Anwil był bardzo daleki od swojej optymalnej formy i musiał uznać wyższość rywali. Goście z Portugalii zwyciężyli 73:85, a odnoszę wrażenie, że ten wynik i tak jest lepszy niż gra „Rottweilerów”.