Cypryjczycy rozgromieni w Hali Mistrzów

Anwil rozpoczął zmagania w kolejnej fazie FIBA Europe Cup od bardzo mocnego uderzenia. Do Włocławka zawitała cypryjska ekipa Keravnos BC i została wręcz zjedzona przez „Rottweilery”. Nasz zespół praktycznie cały czas kontrolował wydarzenia na parkiecie i zdecydowanie dominował. Oglądałem ten mecz ze spokojem, bo nawet przez chwilę nie czułem zagrożenia. Ostatecznie Anwil zwyciężył 92:63. BRAWO!

Szymon Szewczyk ostatni mecz (Anwil Włocławek - Keravnos BC)FOTO: Natalia Seklecka / ddwloclawek.pl

Rozgromiliśmy przyjezdnych, ale nie uważam, że rozegraliśmy jakieś genialne spotkanie. Wystarczyło jednak, że zagraliśmy bardzo solidnie i to wystarczyło, aby zniszczyć Cypryjczyków. W rekordowym momencie prowadziliśmy +30, a przez cały mecz górowaliśmy praktycznie w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła. Może zabrzmi to brutalnie, ale tego dnia zespół z Stowolos nie był dla nas godnym rywalem.

Anwil rozegrał ostatni mecz 11 dni wcześniej, co jest wręcz fenomenem przy walce na dwóch frontach, ale ta przerwa z całą pewnością wpłynęła pozytywnie na dyspozycję Trójkolorowych. W poczynaniach „Rottweilerów” było widać świeżość. Najbardziej ucieszyło mnie jednak, że graliśmy bardzo zespołowo. Obserwowaliśmy prawdziwą DRUŻYNĘ! Na dodatek taką spokojną i skoncentrowaną, która cierpliwie szukała przewag w niemal każdej możliwej sytuacji. To stworzyło różnicę i tak można streścić ten mecz w najkrótszy sposób. Oglądanie Anwilowców takim wydaniu to istna przyjemność. Ta ekipa, w bieżącym formacie, ciągle ma potencjał.

Za takie zwycięstwo cały zespół zasłużył na słowa uznania. Wchodząc w szczegóły należy jednak wyróżnić kilka nazwisk. Phil Greene IV grał na sporym luzie i został naszym najlepszym strzelcem. Amerykanin uzbierał 18 punktów oraz 4 zbiórki. Rewelacyjne „ciasteczka” od obwodowych otrzymywał Josip Sobin i ręka mu nie drżała. Dorobek Chorwata to 16 punktów (7/8 z gry) i 3 zbiórki (wszystkie w ataku!). Z kolei Luke Petrasek utrzymał swoją solidność i zakończył zawody z double-double na poziomie 12 punktów oraz 11 zbiórek.

Na trybunach w Hali Mistrzów panowała raczej senna atmosfera, ale w kilku momentach mieliśmy zdecydowany wzrost decybeli. Wszystko za sprawą największej gwiazdy tego wieczoru i nie mam na myśli żadnego z wcześniej wymienionych nazwisk. Tę rolę odegrał bez wątpienia Szymon Szewczyk, który po raz ostatni reprezentował barwy „Rottweilerów”. Weteran odpowiednio uczcił to wyjątkowe wydarzenie i przez 7,5 minuty trafił 3 trójki. Po każdej udanej próbie kibice wpadali w ekstazę. Miły akcent na zakończenie pięknej przygody. To był najlepszy występ „Szewca” w bieżącym sezonie, więc życie napisało nam taki trochę filmowy scenariusz. Na kilka słów pożegnań z mojej strony jeszcze przyjdzie pora, bo nie można przemilczeć rozstania z tak świetnym koszykarzem.

Na zakończenia warto wspomnieć, że kolejną porcję doświadczenia zebrał Bartosz Łazarski. Wysoka przewaga spowodowała, że trener Przemysław Frasunkiewicz obdarował nastolatka 3 minutami na parkiecie. W tym czasie ten młody chłopak znowu nie odczuwał strachu i twardo szedł „po swoje”. Nie uciekał nawet od rozgrywania. Wymusił faul przy zdecydowanym wejściu na kosz, a mecz zamknął celną trójką. Tym razem zanotował 4 punkty2 zbiórki. Oj Łazarski na pewno otrzyma tutaj oddzielny wpis pewnego dnia, bo naprawdę zaskakuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *