Przedświąteczna walka na korzyść Trefla

Od kilku lat PLK, wzorem NBA, próbuje organizować prawdziwe hity w okresie świątecznym. Cieszy mnie, że Włocławek często zajmuje ważne miejsce w tych planach. Nic dziwnego, bo Hala Mistrzów potrafi jeszcze bardziej podgrzać „świąteczną gorączkę”. Tym razem, dzień przed wigilią, zawitał do nas Trefl Sopot. To zestawienie wyglądało na bardzo smakowitą potrawę świąteczną.

Niestety cała celebracja została trochę wypaczona przez zawiłość terminarza. Zaledwie dwa dni wcześniej Anwil rozgrywał spotkanie w Rumunii, po czym musiał wrócić autokarem i „podjąć rękawicę” w ligowym hicie. Pomimo tych niedogodności nie brakowało walki i można było poczuć zapach Play-Off, ale ostatecznie zwyciężyli goście 80:83.

Phil Greene IV (Anwil Włocławek - Trefl Sopot)FOTO: Andrzej Romański / plk.pl

W poczynaniach naszej ekipy można było zaobserwować pewien brak świeżości. Czasami brakowało odpowiednio szybkiej reakcji. Np. zostawiliśmy rywalom kilka centymetrów za dużo, nie wychodziliśmy na pozycję w tempo czy nie doskakiwaliśmy do niektórych piłek. Takie detale, które wpływały na obraz tego starcia. Szczególnie że dyspozycja Trefla budziła podziw. Imponowali szczelną defensywą. Musieliśmy bardzo ciężko pracować na wykreowanie niemal każdej pozycji rzutowej. Zdobywanie punktów kosztowało nas mnóstwo sił. Atak przyjezdnych charakteryzował spokój oraz celność, czyli dwa dość istotne czynniki w koszykówce.

„Rottweilery” miały także problem w strefie podkoszowej. Trefl górował nad naszym zespołem. Goście wyłuskali zdecydowanie zbyt wiele piłek na tablicach oraz momentami zbyt łatwo ogrywali naszych zawodników. Przegraliśmy zbiórki 28:40. Rywale zaliczyli aż 13 zbiórek ofensywnych. Najlepszym potwierdzeniem tych słów niech będzie fakt, że kilka prawdziwych lekcji gry „w trumnie” udzielił nam stary znajomy Ivica Radić. Chorwat uzyskał 10 punktów oraz 5 zbiórek (4 w ataku!).

Takim sposobem niemal w połowie trzeciej kwarty przegrywaliśmy 42:61. Mieliśmy -19, nasza gra „nie wyglądała”, a Trefl był na fali i sprawiał wrażenie pełnej kontroli. Taki obraz zabijał resztki optymizmu. Zawsze wierzę jednak we „włocławski charakter”. Niezależnie czy wygrywamy, czy przegrywamy, to ja liczę na walkę i zostawianie serca na parkiecie. W tym przypadku było trochę inaczej, bo wyeksploatowania nie oszukasz i miałem tego świadomość. Otrzymałem jednak wspaniały prezent świąteczny. Anwil wykrzesał dodatkowe siły i wrócił do gry!

Znacznej poprawie uległa defensywa „Rottweilerów”. Od pewnego momentu Trefl zaczął mieć spore problemy z konstruowaniem akcji, a to nas tylko nakręcało. Zaliczyliśmy serię 13:3 i stopniowo skubaliśmy rywali. W czwartej kwarcie tendencja została utrzymana i zdołaliśmy nawet wyjść na jednopunktowe prowadzenie.

Jak łatwo zauważyć, te ostatnie 1,5 kwarty wygraliśmy 38:22. Problem w tym, że Trefl zdobył 7 punktów w ostatnich minutach. Te akcje zadecydowały. Zabrakło nam czegoś (sił?) w tej końcówce i przez to nie odwróciliśmy losów rywalizacji. Ciekawe jest to, że dobił nas Andrzej Pluta, który trafił trójkę ustalającą wynik. Duża pewność siebie tego młodego chłopaka. Pluta zaliczył kilka naprawdę bardzo dobrych momentów w tym starciu. Zaskakiwał swoją odwagą oraz wyobraźnią. Miło patrzeć na rozwój tego zawodnika i pozostaje żałować, że trafił do nas w tak przykrych czasach, ale życie lubi pisać różne scenariusze, więc jeszcze może kiedyś przywdzieje koszulkę Anwilu 😉 . Najlepsze, że poczynania swojego syna obserwował z poziomu trybun Andrzej Pluta senior, który był gościem specjalnym naszego klubu z okazji uhonorowania „Drużyny 30-lecia”. Oj sport lubi takie historie 😉 .

Przegraliśmy, ale biorąc pod uwagę trudność terminarza, to nie jest zaskoczenie oraz powód do smutku czy złości. Pomimo niekorzystnego rezultatu ja jestem dumny z naszej ekipy, bo mówiąc kolokwialnie, pokazaliśmy jaja! Walczyliśmy i to była piękna walka. Naprawdę niewiele zabrakło do świątecznego cudu.

Główną rolę w tej naszej pogoni odgrywał ponownie Phil Greene IV. Amerykanin ciągnął grę Anwilu swoimi niesamowitymi rzutami. Nie brakowało w tych zagraniach prawdziwej świątecznej magii. Zawody zakończył z dorobkiem 23 punktów. Czas chyba oswoić się z myślą, że PGIV to jednak kawał konkretnego gracza 😉 . W gronie wyróżnionych miejsce zajmują także Lee Moore (16 pkt, 4 as i 3 zb) oraz Michał Nowakowski (12 pkt). Panowie zagrali solidny basket!

Tak tylko delikatnie wspomnę, że Josh Bostic w ośmiu ostatnich meczach PLK zanotował 3/23 za trzy, co daje nam jakieś 13% skuteczności. Amerykanin ostatnią trójkę na polskich parkietach trafił 17 listopada…

Trefl nie miał z nami łatwej przeprawy, ale udowodnił, że jest klasową drużyną ze sporym potencjałem. Trener Zan Tabak przygotował mnóstwo rozwiązań, które robiły różnicę. Podopieczni chorwackiego szkoleniowca bardzo rozważnie i spokojnie „szukali gry”. Sporo problemów sprawił nam kolejny stary znajomy, czyli Rolands Freimanis, który zanotował 13 punktów6 zbiórek. Zostawianie zbyt wielkiej przestrzeni Łotyszowi było samobójstwem. Ciekawym zawodnikiem w szeregach żółto-czarnych jest Jean Salumu (13 pkt). Kibice Trefla długo czekali na powrót do zdrowia tego obwodowego, ale chyba było warto. Belg jest bardzo szybki i ma taką specyficzną lekkość w rozbijaniu defensywy rywali. Warto obserwować to nazwisko.

PS. Przy okazji chciałbym życzyć wszystkim WESOŁYCH ŚWIĄT! Dużo spokoju oraz radości (szczególnie z wyników Anwilu)!

Jedna odpowiedź do “Przedświąteczna walka na korzyść Trefla”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *