Ostatnie spotkanie Ligi Mistrzów rozgrywaliśmy w słynnej hali O.A.C.A., która w 2004 roku była areną Igrzysk Olimpijskich. Naszym rywalem była dobrze wszystkim znana ekipa AEK Ateny. Mecz nie miał dla nas już większego znaczenia, ale na pewno chcieliśmy godnie pożegnać się z europejskimi pucharami. Gospodarze okazali się jednak zespołem z wyższej półki i zwyciężyli 83:72.
- Podeszliśmy do tego spotkania bardzo ambitnie. Nie czuliśmy przesadnego respektu przed bardziej znanym rywalem. Graliśmy odważnie i wydawało się, że z pomysłem. W pierwszej kwarcie byliśmy stroną dominującą i po tej części spotkania prowadziliśmy nawet 19:20. Później było jednak tylko gorzej.
- Uczciwie trzeba przyznać, że na przestrzeni całego spotkania AEK był zespołem zdecydowanie lepszym. Po prostu wyższa półka. Dobrze nie rozpoczęli, ale z czasem wprowadzili odpowiednie korekty i niemal całkowicie ograniczyli nasze poczynania. Anwil szczególnie zaczął się gubić w trzeciej kwarcie. Nie potrafiliśmy znaleźć sposobu na rywali. Przegraliśmy zasłużenie, ale wstydu nie było, chociaż mam wrażenie, że końcowy wynik jest lepszy niż gra „Rottweilerów”.
- Nasza ofensywa cierpiała. Nie mieliśmy za bardzo pomysłu na rozmontowanie obrony rywali i bazowaliśmy na indywidualnych akcjach. Zanotowaliśmy tylko 11 asyst, które rozłożyły się na trzech zawodników (Dowe 6, Moore 3 i Ledo 2). Po części można to zrozumieć przez ostatnie zawirowania kadrowe, ale na pewno gra zespołowo jest elementem, który trzeba jak najszybciej poprawić. Popełniliśmy też zbyt wiele łatwych strat (16 w całym meczu), które były „wodą na młyn” dla AEK.
- W obronie, na obwodzie, pozwalaliśmy gospodarzom na stanowczo zbyt wiele. Grecki zespół miał wiele otwartych pozycji do rzutów za trzy i tym nas skarcili. Dzięki temu elementowi AEK trzymał się blisko nas w pierwszej kwarcie, a później te trafienie „zza łuku” pozwoliły im na odjazd. W całym meczu żólto-czarni zanotowali 16/34 z obwodu, co daje bardzo dobre 47 % skuteczności.
- Świetne zawody w barwach Anwilu rozegrał Shawn Jones. Amerykanin był prawdziwą bestią w strefie podkoszowej. Zbierał, dobijał i sam też bardzo pewnie zamieniał podania od kolegów na punkty. Jones zagrał na rewelacyjnej skuteczności 8/9 z gry oraz osiągnął wspaniałe double-double na poziomie 21 punktów i 14 zbiórek, a do tego wszystkiego dołożył jeszcze 2 przechwyty. W końcówce spotkania przymierzył nawet z dystansu i trafił! Na filmikach z treningów można było zaobserwować, że Jones całkiem nieźle czuje się w tym elemencie, a teraz po raz pierwszy skorzystał z tej zdolności podczas meczu. Może to będzie nasza tajna broń na Play-Off? Świetny występ Amerykanina to było jednak za mało, ale zmienić losy tego spotkania.
- Ricky Ledo zdobył 18 punktów i zaliczył 4 zbiórki. Całkiem nieźle, ale martwi inna kwestia. Podobnie jak w meczu z Astorią, zanotował aż 7 strat. Amerykanin próbował „ciągnąć” nasze indywidualne ataki, ale chyba znowu jego koncentracja była zbyt zaburzona. Oby jak najszybciej uspokoił te niedobre emocje…
- Podczas tego meczu swój debiut w koszulce Anwilu zaliczył McKenzie Moore. Amerykanin rozpoczął od niezłej defensywy, ale później starał się chyba za bardzo brać ciężar gry w ataku „na swoje barki”. Sporo grał „1 na 1” i to może być mocna broń naszego nowego obwodowego, chociaż miałem wrażenie, że kilka rzutów oddał wręcz „na siłę”. W pewnym momencie nie wytrzymał również pod względem emocjonalnym i przez swoje głupie zagranie został nagrodzony faulem technicznym. Aż przypomniał się pewien rozgrywający, który obecnie biega po hiszpańskich parkietach ;). Ogólnie od Moore’a oczekuję więcej gry zespołowej, ale w Atenach wybiegł na parkiet niemal prosto z samolotu, więc liczę, że będzie lepiej pod tym względem, gdy pozna swoich nowych kolegów. W debiucie Amerykanin spędził na parkiecie niemal 19 minut i zanotował 11 punktów (3/9 z gry) oraz 3 asysty. Czekamy na progres!
- AEK też ma swoje problemy kadrowe i absencja jednych zawodników okazała się idealną okazją dla innych. Sytuację najlepiej wykorzystał Nikos Rogkavopoulos. Chłopak w czerwcu skończy dopiero 19 lat i jest uważany za spory talent europejskiej koszykówki. Mecz z Anwilem był dla niego pierwszą, poważną szansą na zaprezentowanie swoich umiejętności w Lidze Mistrzów. Wcześniej grał tylko jakieś „ogony”. Tym razem otrzymał od trenera aż 12,5 min i wykorzystał ten czas bardzo produktywnie. Rogkavopoulos zagrał bez strachu i ze spokojem wykorzystywał nasze błędy w obronie. Zbyt wiele razy zostawiliśmy temu nastolatkowi mnóstwo miejsca na obwodzie. Grek ustrzelił 15 punktów, trafiając 4/6 za trzy. Trzeba zapamiętać to nazwisko i sprawdzić za kilka lat jak potoczyła się jego kariera, bo podejrzewam, że ma przed sobą świetlaną przyszłość.
- Swoje bardzo bogate doświadczenie sprytnie wykorzystał Jonas Maciulis. Przypomnę, że podobnie było we Włocławku. Widać, że to zawodnik z bardzo wysokiej półki. Tym razem Litwin zdobył 14 punktów, trafiając 4/7 z dystansu. Co by nie mówić, miło rywalizować z takimi gwiazdami i to nawet jeśli są już u schyłku kariery, bo cały czas można dostrzec wielką klasę w ich poczynaniach na parkiecie.
- Na zakończenie muszę wspomnieć o naszych fantastycznych kibicach. Do Aten zawitało blisko 200 sympatyków Anwilu i bardzo głośnym dopingiem wspierało koszykarzy. Byli bardzo dobrze słyszalni podczas transmisji. SZACUNEK! Zdecydowana czołówka BCL!. JEST MOC!
💙💚
— Klub Koszykówki Włocławek (@Anwil_official) February 5, 2020
The best of the best 💥#GłodniZwycięstw #BCL #BasketballCL @BasketballCL pic.twitter.com/x3zvOCqcCC