Udało się! Arka Gdynia kolejny raz poległa we Włocławku. Tym razem było 90:85. Dzięki tej wygranej Anwil wyrównał stan rywalizacji. Jest 2:2 i decydujące będzie niedzielne spotkanie w Gdyni. To jest właśnie faza Play-Off! Emocje sięgają zenitu!
FOTO: q4.pl
- Nie było lekko. To był kolejny twardy mecz. Kwintesencja Play-Off!
- Przyznam szczerze, że w pewnym momencie miałem już spore obawy. Marnowaliśmy sporo stosunkowo łatwych rzutów. Totalnie nie siedziała nam „trójka”. Miałem również wrażenie, że nasza defensywa też nie jest aż tak szczelna, jak w poprzednich spotkaniach.
- Arka na tym korzystała i na półmetku wyszli na +10, a na początku trzeciej kwarty było nawet +13 dla gości. Naprawdę nie wyglądało to za dobrze.
- Po stronie gości szalał James Florence. Ciężko znaleźć słowa opisujące grę Amerykanina. Florence był po prostu NIESAMOWITY! Taka gra nie jest spotykana w PLK. „Flo” robił wręcz to, na co tylko miał ochotę. Był zagrożeniem dosłownie w każdym miejscu na parkiecie. Odległość nie miała dla niego żadnego znaczenia. Te jego rzuty z dystansu były niesamowite i zaskakujące. Wydawał się wręcz niemożliwy do upilnowania. Jeśli nie rzucał zza łuku, to wchodził na kosz i to też bardzo dobre wychodziło. Florence zdobył w tym meczu aż 38 punktów (8/16 za trzy!) i dołożył jeszcze 4 asysty.
- Przy takiej grze Florence’a i naszych problemach można było mieć naprawdę „czarne myśli”.
- Włocławska determinacja znowu dała jednak znać o sobie. Nie poddawaliśmy się, ale kombinowaliśmy i szukaliśmy najlepszych opcji. Konsekwentnie dążyliśmy do celu i już na koniec trzeciej kwarty objęliśmy prowadzenie.
- W ostatniej odsłonie walka trwała w najlepsze, ale to Anwil miał więcej argumentów po swojej stronie. Ważne trafienia zaliczyli Broussard, Lichodiej czy Ignerski.
- Odniosłem wrażenie, że w pewnym momencie Arka jakby zgubiła swój rytm i przede wszystkim waleczność. Indywidualne popisy Florence’a też jakby odebrały pewność reszcie zespołu.
- Drugim strzelcem gości był Josh Bostic (18 pkt i 5 zb). Mam jednak wrażenie, że nie był tak zabójczy, jak w poprzednich spotkaniach. Znalazł się w cieniu przy wielkim blasku Florence’a.
- Kolejny raz naszym motorem napędowym był Aaron Broussard. Amerykanin wywiązał się z tej roli jeszcze lepiej niż podczas trzeciego spotkania. Był niesamowity! W pewnych momentach tylko Broussard ciągnął naszą grę. Nie bał się grać z obrońcami Arki i czasami zabierał ich na przejażdżkę karuzelą. Bez takiej formy Aarona zwycięstwo w tym meczu nie było możliwe. Broussard zapisał na swoim koncie 25 punktów i 4 zbiórki.
- Ważną rolę, kolejny raz, odegrał Walerij Lichodiej. Kilka razy pisałem, że Rosjanin może być bardzo ważnym czynnikiem w tej serii. Jak widać, to nie była pomyłka. Lichodiej trafił kilka naprawdę ważnych rzutów i to wszystko na wielkim spokoju. Ostatnio chyba wszedł na jakiś wyższy poziom i oby utrzymał taką formę. W czwartym meczu półfinałowym zanotował 16 punktów i 4 zbiórki.
- W końcówce spotkania prowadziliśmy trzema punktami i piłka była w rękach Arki. Florence trafił tego dnia mnóstwo trójek z nieprawdopodobnych pozycji, ale tym razem postanowił wjechać na kosz. Próba okazała się nieskuteczna. Czemu „Flo” zdecydował się na taki krok? Od meczu już trochę minęło, ale cały czas nie mogę znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Na szczęście to nie nasz problem.
- Ostatnią kwestią, którą chciałbym poruszyć, jest pomeczowa konferencja prasowa. Byliśmy świadkami totalnego odlotu trenera Przemysława Frasunkiewicza. Widać, że młody szkoleniowiec nie wytrzymał ciśnienia i totalnie się zagotował. Śmiesznie brzmią słowa „Franca” odnośnie brudnej gry Anwilu, gdy przypomnimy sobie jak w tej serii gra Arka. Oby takie negatywne emocje dały mu się również we znaki podczas piątego spotkania.
Jedna odpowiedź do “Wracamy do Gdyni!”