Niespodzianki nie było i Anwil odniósł zwycięstwo w kolejnej odsłonie „Świętej Wojny”. Droga do tego celu nie należała jednak do łatwych. Trzeba przyznać, że Śląsk Wrocław zagrał bardzo ambitnie i przez długi czas „trzymał się w grze”.

Moje luźne przemyślenia o przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości ANWILU WŁOCŁAWEK
Niespodzianki nie było i Anwil odniósł zwycięstwo w kolejnej odsłonie „Świętej Wojny”. Droga do tego celu nie należała jednak do łatwych. Trzeba przyznać, że Śląsk Wrocław zagrał bardzo ambitnie i przez długi czas „trzymał się w grze”.
O to właśnie chodzi! Do Włocławka zawitała ekipa z dolnych rejonów tabeli, GTK Gliwice, i zebrała „srogie baty”. Bez niepotrzebnej nerwówki, a za to z wyraźną dominacją. Tak powinno być za każdym razem, gdy ekipy tego pokroju odwiedzają Halę Mistrzów. Anwil zmiażdżył swoich rywali i zwyciężył aż 118:74.
Hapoel Jerozolima na własnym terenie był zdecydowanym faworytem w starciu z Anwilem. Biorąc pod uwagę naszą ostatnią dyspozycję, to tylko cud mógł nas uratować. Tak się jednak nie stało, ale trzeba przyznać, że dzielnie trzymaliśmy się praktycznie przez trzy kwarty. Dopiero w ostatniej odsłonie gospodarze ostro odjechali i mecz zakończył się wynikiem 112:94.
Październik nie był dla nas łatwym miesiącem. Można powiedzieć, że przeżyliśmy zderzenie ze ścianą. Wielkie, przedsezonowe zapowiedzi zostały brutalnie zweryfikowane przez rzeczywistość. Ponieśliśmy brutalne porażki, a nawet jak wygrywaliśmy, to raczej bez większego blasku. W minionym miesiącu zanotowaliśmy dodatni bilans, ale i tak gra Anwilu, pozostawiała sporo do życzenia.
Z wyborem MVP za październik nie miałem jednak większego problemu. Na największe uznanie, w moich oczach, zasłużył Tony Wroten.
W trzeciej kolejce Ligi Mistrzów wreszcie odnieśliśmy wyczekiwane zwycięstwo. Do Włocławka zawitała ekipa Pau-Lacq-Orthez, czyli spotkały się dwie ekipy, które rozpoczęły te rozgrywki od bilansu 0-2. Tym razem to jednak Anwil był lepszy, więc francuska ekipa pozostała jedyną bez zwycięstwa w naszej grupie. Mecz zakończył się wynikiem 95:87.
W tym sezonie Anwil miał zabłyszczeć w Lidze Mistrzów. Cel piękny, ale już na starcie wszystko się skomplikowało, bo w pierwszym spotkaniu przegraliśmy 89:76. Naszym rywalem była niemiecka ekipa Rasta Vechta, czyli debiutant w europejskich pucharach i zespół powszechnie uważany za najsłabszy w naszej grupie. „Rottweilery” zaprezentowały się jednak znacznie poniżej oczekiwań, a gospodarze chętnie korzystali z naszych błędów, więc końcowy wynik nie jest zaskoczeniem.
Kolejny mecz i kolejne zwycięstwo. Tym razem na własnym parkiecie podejmowała nas Spójnia Stargard. Anwil nie dał szans rywalom i zwyciężył 82:95. Końcowy wynik może być trochę mylący, bo przez całe spotkanie to nasz zespół kontrolował wydarzenia na parkiecie.
Anwil zrealizował swój plan i wygrał w Warszawie 87:94. Wiele osób spodziewało się kolejnego pogromu i pokazu dominacji. Tak się jednak nie stało i można było mieć pewne zastrzeżenia do gry naszego zespołu, ale wygrana jest wygraną, a to zawsze powód do radości.
Kolejny sezon PLK wreszcie wystartował! Na inaugurację do Włocławka zawitała Polpharma Starogard Gdański. „Farmaceuci”, w obecnych rozgrywkach, są skazywani raczej na walkę o utrzymanie i parkiet to potwierdził. Anwil rozgromił rywali aż 110:72. Nasz zespół grał koncertowo, a spotkanie miało wyjątkową otoczkę.
Anwil kontynuuje zdobywanie trofeów. Do klubowej gabloty doszedł wczoraj kolejny Superpuchar Polski. To już trzeci w naszej historii.
Spotkanie o to trofeum zainaugurowało sezon 2019/2020. Naszym rywalem, czyli Mistrza Polski, była Stal Ostrów Wielkopolski, która w poprzednich rozgrywkach wywalczyła Puchar Polski. Mecz zakończył się naszym zdecydowanym zwycięstwem 95:66 i mamy powody do radości!