Z ostatniego meczu derbowego cały czas mam w pamięci jedną akcję. Pod koniec czwartej kwarty Polski Cukier wyraźnie łapał „wiatr w żagle”. Przegrywaliśmy czterema punktami, ale Josip Sobin świetnie przechwycił piłkę. W kontrze Kamil Łączyński oddał rzut za trzy. Niestety, nie trafił. To mogła być akcja na przełamanie. W następstwie Glenn Cosey rozpoczął swoją kanonadę i było „po zawodach”. Patrząc na ostatnią formę rzutową „Łączki” nie można jednak dziwić się, że ten rzut nie znalazł drogi do kosza.
FOTO: Andrzej Romański / plk.pl„Łączka” w meczu o Superpuchar
Podczas pierwszej rundy graliśmy ze Startem Lublin w okolicach Halloween. Z racji tego, że to „święto strachu”, to nasi koszykarze zafundowali nam 10 minut niepokoju. Jak w takim razie nazwać sytuację z meczu rewanżowego? Cały czas trzęsą mi się ręce i nie wiem jak się do tego odnieść. Trzy dogrywki uwieńczone zwycięstwem… Alfred Hitchcock byłby dumny…
FOTO: http://lublin.eska.plIvan Almeida i Chavaughn Lewis
Derby, derby i po derbach. Uczciwie trzeba przyznać, że konfrontacja Polskiego Cukru Toruń z Anwilem Włocławek znacznie zyskała na swojej randze w ostatnim czasie. To już pojedynek, który emocjonuje nie tylko nasz region, ale niemal całą koszykarską Polskę. Nic dziwnego, bo obydwa zespoły prezentują bardzo wysoki poziom, mają aspiracje medalowe oraz ich starcia gwarantują prawdziwy żywioł na trybunach.
Atmosfera przed tym meczem była dość gęsta i ostatecznie byliśmy świadkami bardzo wyrównanego meczu przepełnionego walką.
W marcu byliśmy świadkami ciekawych transferów, które jeszcze bardziej rozbudziły nadzieje kibiców oraz ważnych zwycięstw, które umocniły nas na pierwszym miejscu w tabeli. Gdyby nie porażka z Asseco to byłby całkowicie udany miesiąc. Pamiętajmy jednak, że takie wpadki w sporcie są rzeczą normalną i nie można z tego powodu dramatyzować.
Kto był najlepszym graczem Anwilu w miesiącu marcu?
W NBA mieli Kareema Abdula-Jabbara, a my mieliśmy Henia Wardacha
Dawno temu, podczas wesołej rozmowy, kolega uraczył mnie powyższym zdaniem. Chodzi oczywiście o to, że cechą tych dwóch graczy był rzut hakiem. To taka ich wizytówka. Niestety słowo „mieliśmy” okazuje się tutaj kluczowe. Kilka dni temu, mając 54 lata na karku, Henryk Wardach opuścił ten świat…
W starciu z GTK Gliwice nasz zespół był murowanym faworytem. Koszykarze oraz sztab szkoleniowy mieli tego świadomość i to zapewne wpłynęło na podejście do tego spotkania. Anwil kolejny raz w tym sezonie grał na większym rozluźnieniu i bez pełnego wykorzystania swojego potencjału.
Zespół z Górnego Śląska nie miał tak cudownego dnia, jak Asseco kilkanaście dni temu i wydawało się, że takie podejście w pełni wystarczy. Przebieg spotkania też na to wskazywał. Początek był jeszcze dość wyrównany, ale w drugiej kwarcie znacząco odjechaliśmy i wydawało się, że jest już „po zawodach”.
TransferQuintona Hosley’a do Anwilu wywołał spory szum w społeczności koszykarskiej. Nic dziwnego, bo to przecież gracz bardzo miło wspominany w naszej lidze. Swego czasu, w barwach Stelmetu, trochę poszalał na parkietach PLK.
Jak, ten były reprezentant Gruzji, radził sobie we Włocławku podczas dotychczasowych meczów? Czy możemy być zadowoleni z jego postawy?
Wyjazdowe spotkanie ze Stalą Ostrów Wielkopolski już za nami. Miało być ciężko i lekko rzeczywiście nie było. Najważniejsze jednak, że odnieśliśmy kolejne zwycięstwo i to na trudnym terenie. Prowadziliśmy od pierwszej minuty aż do końcowej syreny. Nawet na chwilę nie straciliśmy inicjatywy. Walki z obydwu stron jednak nie brakowało.
Presja we Włocławku od niepamiętnych czasów jest na zdecydowanie wyższym poziomie niż w pozostałych ośrodkach koszykarskich. Potwierdziło to wielu naszych koszykarzy czy trenerów. W naszym mieście po prostu wszyscy tęsknią sukcesami i zawsze będą myśleć o najwyższych celach.
Mam wrażenie, że obecnie ta presja wskoczyła na najwyższy poziom od wielu lat. Jej ciężar spada głównie na barki trenera, Igora Milicicia.
Nie spodziewałem się takiego ruchu z naszej strony na zakończenie okna transferowego. Myślałem raczej, że jeśli uda sprowadzić się jakiegoś zawodnika, to bardziej na zasadzie zapełnienia składu polskim paszportem. Taki transfer na zasadzie głosu rozsądku.
Tymczasem mocnym ciosem zakończyliśmy okno transferowe. Jednym ruchem upiekliśmy trzy pieczenie:
silne wzmocnienie polskiej rotacji
załatanie dziury podkoszowej
długo wyczekiwane odciążenie pozycji rozgrywającego
Już nie wspomnę nawet o „polu do popisu”, jakie ma obecnie trener Igor Milicić przy desygnowaniu graczy na parkiet. Niezwykle szeroki skład i mnóstwo kombinacji.
We Włocławku prosto z włoskiego Betalandu Capo d’Orlando wylądowali Jakub Wojciechowski oraz Mario Ihring i to oni są sprawcami tego całego zamieszania. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu.
„Czapki z głów” przed naszym zarządem, bo to naprawdę wielki i zarazem trudny ruch transferowy. Dwóch zawodników z jednego klubu, ale z różnych agencji, wyrwanych w trakcie sezonu to nie lada wyczyn.