Mistrzostwo Polski zdobyte w zeszłym sezonie to wydarzenie, którego nigdy nie zapomnimy. Z ówczesnego składu w barwach Anwilu pozostali jednak tylko Kamil Łączyński,Josip Sobin, Szymon Szewczyk oraz Jarosław Zyskowski. Postanowiłem „rzucić okiem”, jak potoczyły się losy pozostałych graczy ze złotej ekipy.
Ostatnio wiele źródeł informowało o tym transferze. Pisałem też o tym na facebooku. Teraz nasz klub potwierdził, że roczny kontrakt z zespołem podpisał Vladimir Mihailović. Czarnogórzec jest graczem ciekawym i doświadczonym. Liczę, że będzie dla nas wzmocnieniem.
Przed sezonem 2017/2018 przygotowałem typowo statystyczne zestawienia najlepszych strzelców oraz najlepszych snajperów z dystansu w historii naszego klubu. Po mistrzowskiej kampanii przyszedł czas na aktualizację tych danych.
To był prawdziwy horror w Zielonej Górze. Niestety, bez szczęśliwego zakończenia dla Anwilu. Pod koniec czwartej kwarty nastąpił istny cud koszykarski i wyrównaliśmy, mimo że porażka wydawała się już nieunikniona. W dogrywce byliśmy na fali, ale Stelmet sprowadził nas na ziemię i wyszarpał niezwykle cenne zwycięstwo.
W starciu z GTK Gliwice nasz zespół był murowanym faworytem. Koszykarze oraz sztab szkoleniowy mieli tego świadomość i to zapewne wpłynęło na podejście do tego spotkania. Anwil kolejny raz w tym sezonie grał na większym rozluźnieniu i bez pełnego wykorzystania swojego potencjału.
Zespół z Górnego Śląska nie miał tak cudownego dnia, jak Asseco kilkanaście dni temu i wydawało się, że takie podejście w pełni wystarczy. Przebieg spotkania też na to wskazywał. Początek był jeszcze dość wyrównany, ale w drugiej kwarcie znacząco odjechaliśmy i wydawało się, że jest już „po zawodach”.
Nie wiem, czy nasi koszykarze tak bardzo chcieli zrewanżować się za porażkę w pierwszej rundzie, czy może natchnął ich ostatni transfer. Fakt jest taki, że Anwil po prostu rozegrał koncertowy rewanż z Turowem.
Nasz zespół już od pierwszego gwizdka był bardzo skupiony i zdeterminowany. Intensywność zarówno w obronie, jak i ataku budziła podziw. Znowu w grze Anwilu widoczny był ten błysk, który w ostatnich spotkaniach wyglądał na lekko wyblakły.
Już od dawna było słychać, że Anwil szuka wzmocnienia. Z dnia na dzień wiadomości były coraz głośniejsze aż niedawno wybuchła prawdziwa bomba.
Wydawało się, że priorytetem dla naszego zespołu jest rozgrywający. Na tej pozycji mamy wyraźne braki, bo tylko Kamil Łączyński jest prawdziwym kreatorem gry. Tymczasem kontrakt z Anwilem podpisał Quinton Hosley. To naprawdę duże zaskoczenie!
Podczas pierwszej kwart niedawnego meczu z Legią Warszawa strasznie bolały mnie oczy. Żadne krople nie pomagały. Ta sama przypadłość niestety wróciła w trakcie pojedynku z Miastem Szkła Krosno. Co gorsze, tym razem trwała przez całe spotkanie.
Uczciwie trzeba przyznać, że Anwil rozegrał bardzo słabe i brzydkie spotkanie. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy 68:66.
Kubeł zimnej głowy wylany na głowę. Zderzenie przy dużej prędkości z przeszkodą. Te uczucia chyba najlepiej obrazują to, co czułem po pierwszym minutach konfrontacji z Treflem Sopot. Anwilowcy weszli w to spotkanie wręcz koszmarnie. Wyglądali, jakby dopiero uczyli grać się w koszykówkę lub urządzili sobie wcześniejsze, mocno zakrapiane, świętowanie Nowego Roku. Nie poznawałem naszej drużyny. Byliśmy straszliwie nieporadni. Szczególnie atak wyglądał niczym z jakiegoś „kiczowatego” filmu komediowego.
Goście mogli wycisnąć z tego fragmentu znacznie więcej. Ostatecznie potrafili osiągnąć przewagę 6:20, co nie brzmi optymistycznie, ale naprawdę mogło być jeszcze gorzej. Na szczęście mecze koszykówki nie kończą się po pierwszej kwarcie i później było już lepiej.
Miałem obawy przed tym meczem. Jak się okazało, całkowicie słuszne. Kolejny raz nie udało się Anwilowi odnieść wyjazdowego zwycięstwa nad MKSem. Niegościnna ta Dąbrowa…
Uczciwie trzeba przyznać, że mecz mógł być naprawdę miły dla oka „niedzielnego” sympatyka koszykówki. Dużo się działo na parkiecie, nie brakowało efektownych akcji, a wynik niemal cały czas był „na styku”.