Przed nami Puchar Polski

Czas na przerwę od ligowej rzeczywistości, ale to nie oznacza braku emocji. Przed nami Puchar Polski. Turniej, po raz kolejny, odbędzie się w Warszawie, ale tutaj nie będę tego komentował… Zawsze miło wygrywa się trofea, a Anwil podobno ma jeszcze miejsce w swojej bogatej gablocie, więc jedziemy do stolicy z wiadomym nastawieniem. Jesteśmy Mistrzem Polski, dawno nie mieliśmy tego pucharu w swoim posiadaniu i na pewno mamy chrapkę na potrójną koronę. Wiele osób upatruje w naszej ekipie faworyta turnieju. Czy słusznie?

Puchar Polski 2020

Szansa Anwilu

Nie da się ukryć, że Anwil znalazł się po teoretycznie słabszej stronie drabinki. Największe marki ostatnich lat znalazły się na jednej gałęzi i pomiędzy sobą będą musiały rozstrzygnąć kwestię awansu do finału, a nasza droga, na pierwszy rzut oka, przypomina autostradę.

Dla mnie „Rottweilery” nie są jednak murowanym faworytem. Wierzę i bardzo chcę końcowego zwycięstwa, ale nie będę zaskoczony, jeśli do tego nie dojdzie. Mam wrażenie, że Anwil przechodzi obecnie taką małą przebudowę i potrzeba czasu, aby to wszystko weszło na pożądany tor. Swoją rolę odgrywa również plaga kontuzji, która niedawno nawiedziła naszą ekipę.

Najważniejsze jest jednak to, że Puchar Polski rządzi się swoimi prawami. W historii wiele razy mieliśmy wręcz sensacyjnych zwycięzców. Drużyny ze ścisłej czołówki często podchodzą do takich rozgrywek bez odpowiedniego nastawienia mentalnego, a mniejsze ekipy czują swoją szansę i robią wszystko, aby jak najlepiej zaprezentować to na parkiecie. Wiele poprzednich edycji to potwierdza.

Czas na rewanż

Pierwszym rywalem Anwilu będzie Start Lublin. Drużyna, której na pewno nie można lekceważyć. Ta marka może nie elektryzuje kibiców, ale niedawno byli określani mianem ligowej rewelacji, a teraz to już ligowa czołówka obecnego sezonu, bo nie zwalniają tempa ze swoimi dobrymi wynikami. Swoją drogą Start idealnie pasuje mi na „czarnego konia” tego turnieju. Ekipa niestawiana w gronie faworytów, ale grająca naprawdę dobrze oraz z wielkimi chęciami, aby udowodnić wszystkim swoją wartość. Idealny materiał na sensację turnieju.

Starcie ze Startem to dla nas idealna okazja na wielki rewanż. Wszyscy zapewne pamiętamy tęgie lanie, które zebraliśmy w Lublinie podczas ligowe konfrontacji. Niedawno zrehabilitowaliśmy się Treflowi Sopot, więc dobrze byłoby iść za ciosem i zmazać kolejną plamę z pierwszej części sezonu zasadniczego PLK. Musimy to zrobić, bo to już trochę taka sprawa honoru.

Puchar Polski w przeszłości

Jak już zaznaczyłem, bardzo chcę zdobycia Pucharu Polski. Marzy mi się potrójna korona. Dotychczas trzykrotnie wywalczyliśmy to trofeum. Jak na klub z takimi tradycjami to niewiele. Po raz pierwszy triumfowaliśmy w 1995 roku, pokonując w finale Mazowszankę Pruszków. Sukces powtórzyliśmy rok później, a naszym rywalem była AZS Elana Toruń. Na kolejny Puchar Polski i zarazem nasz ostatni musieliśmy czekać aż do 2007 roku. Wówczas słabszy od nas okazał się wielki Prokom Trefl Sopot. Anwil wygrał to spotkanie 72:66. Najlepszym strzelcem naszej ekipy w finałowym spotkaniu był Otis Hill, który zdobył 18 punktów, a statuetkę MVP całej imprezy zgarnął Andrzej Pluta.

Również trzykrotnie polegliśmy w finale Pucharu Polski. Miało to miejsce w latach 2004, 2011 oraz 2017. W tym pierwszym przypadku turniej finałowy rozgrywany był w naszej hali, ale triumfował Śląsk Wrocław, który pokonał nasz zespół 72:78. Nie wystarczyło, że trzecią kwartę rozstrzygnęliśmy na swoją korzyść wynikiem 17:2. Fenomenalne spotkanie rozegrał wówczas Lynn Greer, który zanotował 36 punktów, 5 asyst oraz 5 zbiórek. Amerykanin został oczywiście MVP tego turnieju.

2017 roku turniej finałowy po raz pierwszy rozgrywany był w Warszawie, a naszym rywalem w walce o puchar był Stelmet Zielona Góra. Próbowaliśmy, kombinowaliśmy, ale przeciwnik był stanowczo za mocny i mecz zakończył się wynikiem 79:57.

Najbardziej boli mnie jednak porażka z 2011 roku. Prawdziwą rewelacją okazała się wtedy Polpharma Starogard Gdański. „Kociewskie Diabły” wywalczył awans do rundy finałowej i tam najpierw wygrały z PBG Basket Poznań (71:62), a podczas półfinałowej konfrontacji niespodziewanie odprawili Prokom, zwyciężając 66:67. Wydawało się, że Anwil ma prostą drogę do wywalczenie trofeum, ale w finale Polpharma ponownie pokazała charakter. Mecz zakończył się naszą porażką 67:75.

Robert Skibniewski zanotował w tym spotkaniu 13 punktów oraz 7 asyst. Został również MVP całego turnieju. Co ciekawe, tamten sezon „Skiba” zaczynał w naszych barwach, ale szybko zrezygnowaliśmy z jego usług. W finałowym meczu ważną rolę odegrali także Deonta Vaughn (15 pkt i 4 zb) oraz Kamil Chanas (19 pkt). Tak, oni też mieli epizody w Anwilu podczas swoich karier. Oj bolała ta porażka, ale uczciwie trzeba przyznać, że Polpharma pokazała wielką klasę i zasłużenie wygrała. Mam nadzieję, że w tym roku nie ma szans na podobny scenariusz!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *