Polpharma Starogard Gdański to prawdziwy „czarny koń” bieżącego sezonu. „Kociewskie Diabły” grają szybką oraz niezwykle ofensywną koszykówkę i już nie jeden faworyt przekonał się o ich możliwościach. Już pierwszy mecz we Włocławku pokazał, że Polpharma może być dla nas zagrożeniem. Tam jednak udało się wygrać po niesamowitej strzelaninie. W Starogardzie Gdańskim już jednak nie było tak kolorowo. Znowu przegraliśmy mecz, który wydawał się już wygrany. Gospodarze po niesamowitym rzucie zwyciężyli 95:92.
- Wydawało się, że rywala mamy już „na tacy”. Przez większość spotkania kilku punktowa przewaga była po naszej stronie.
- Ofensywa Anwilu wydawała się piekielnie mocna. Mieliśmy naprawdę sporo wariantów, a szczególnie dobrze radziliśmy sobie w szybkim ataku.
- Polpharma jednak również potrafi namieszać w ofensywnie i kolejny raz się o tym przekonaliśmy. Podopieczni trenera Artura Gronka starali się szybko konstruować swoje akcje, a nasza defensywa za tym nie nadążała. Trzeba uczciwie przyznać, że nasza słaba gra obronna była jedną z głównych przyczyn tej porażki. Polpharma nie grała jakiś skomplikowanych ataków, a my zbyt często pozwalaliśmy im na łatwe rzuty.
- „Zgrzytałem zębami”, gdy na to patrzyłem, ale i tak liczyłem, że „przerzucimy” rywali, bo przecież przewaga niemal cały czas była po naszej stronie. Problem zaczął się w czwartej kwarcie. Na 5,5 minuty przed końcem „trójkę” odpalił Walerij Lichodiej i wyszliśmy na prowadzenie 81:89. Po tym trafieniu… wszystko stanęło! Atakowaliśmy bez pomysłu, a nasza defensywa powielała wcześniejsze błędy. Z kolei Polpharma wznosiła się na fali. Ambicja i wola walki ciągnęła gospodarzy. Z minuty na minutę wydawali się mocniejsi. Anwil natomiast gasł w oczach. Zabrakło jakiejkolwiek reakcji z naszej strony. Wyglądało, jakbyśmy grali na przeczekanie. „Kociewskie Diabły” w końcu dogoniły wynik. W tych ostatnich minutach zanotowali run 14:3…
- Mieliśmy jeszcze kluczową piłkę w swoich rękach. Ciężarem akcji został obarczony Aaron Broussard. Zabrakło jednak pomysłu. Wszystko było jakieś takie sztywne i statyczne. Posiadanie zakończyliśmy wymuszonym i niecelnym rzutem Amerykanina.
- W odpowiedzi Polpharma popłynęła na tej swojej fali koszykarskiego szaleństwa i Kacper Młynarski trafił niesamowitą „trójkę” z rogu boiska. Koszykówka to naprawdę piękny sport.
- Śmiało można powiedzieć, że Młynarski zamordował Anwil. Nasz był zawodnik rozgrywał naprawdę solidne spotkanie (13 pkt), a ten jego cudowny rzut powinien być pokazywany w każdej stacji telewizyjnej. Prawdziwy bohater spotkania. Szczerze mówiąc, jeśli ktoś musiał nas tak załatwić, to cieszę się, że to był właśnie Młynarski. Od czasu, gdy grał w naszych barwach, to bardzo szanuję tego gracza.
- Młynarski okazał się naszym zabójcą, ale tak naprawdę przyczyn należy doszukiwać się znacznie wcześniej. Głównymi źródłami klęski była defensywa oraz ten straszliwy przestój w czwartej kwarcie.
- Kamil Łączyński obchodził tego dnia urodziny, ale niestety nie uczcił tego wydarzenia fajerwerkami. Z kapitanem na pokładzie nasze akcje wydają się bardziej poukładane, ale „Łączka” praktycznie nie grozi rzutem. Z tego względu nasza ofensywa wiele traci. Na Kociewiu nasz rozgrywający miał 0/5 z gry. Do tego należy dodać znane od dawna problemy w obronie z szybkimi obrońcami gospodarzy…
- Na naszej niefrasobliwej obronie chętnie korzystał Tre Bussey, który często był za szybki i za sprytny dla naszych defensorów. Amerykanin rzucał często i celnie. Uzyskał w tym spotkaniu 21 punktów i 5 zbiórek.
- Ważnym ogniwem wśród gospodarzy okazał się również Daniel Gołębiowski. Młody Polak grał bardzo ambitnie i walecznie. Wyszedł na Mistrza Polski bez kompleksów. Zdobył 20 punktów i dołożył 5 asyst.
- Naszym najlepszym zawodnikiem był Ivan Almeida (15 pkt, 6 as i 3 prz). „El Condor” rozegrał dobre spotkanie, ale nie przejął tego meczu, jak na największą gwiazdę przystało.
- Bardzo mocnym punktem Anwilu był również Josip Sobin (14 pkt), ale to też nie wystarczyło.
- Kolejny raz w tym sezonie zaskoczył Szymon Szewczyk. „Szewcu” wszedł z ławki i znowu robił swoje. Walczył, a rękę miał bardzo dobrze ułożoną. Szkoda, że nie grał w tych minutach przestoju, bo może nasz weteran znalazłby sposób na przełamanie tej straszliwej niemocy. Szewczyk zakończył to spotkanie z solidnymi statystykami na poziomie 15 punktów i 5 zbiórek.
- Michał Ignerski znalazł się w pierwszej piątce i zagrał niezłe spotkanie (11 pkt i 5 as). Olek Czyż spędził na parkiecie zaledwie 1:12 min i nie wniósł nic pozytywnego. Jak widać, potwierdza się to, co pisałem po debiucie „Ignera”.
- W Anwilu wyraźnie coś nie gra. Widzę w naszym zespole ogromny potencjał i czasami sam przecieram oczy ze zdumienia, obserwując, z jakim luzem potrafimy grać i jakie mamy możliwości. Mamy jednak w zwyczaju oddawać mecze, które wydają się wygrane (lub po prostu powinny być wygrane). Obraz naszej drużyny przypomina przepiękne puzzle, które są jednak totalnie rozsypane i nikt nie ma pomysłu jak do końca je ułożyć. Czego konkretnie brakuje? Może jest to charakter, a może coś zupełnie innego… Problem jest jednak wyraźnie widoczny.
Jedna odpowiedź do “Młynarski zamordował Anwil…”