Mistrz NCAA, czyli nasz „Edek”

Kolejny raz powracam pamięcią do sezonu 2001/2002 i składu Anwilu naszpikowanego drogimi gwiazdami. Jakiś czas temu przypominałem sylwetkę Alexandra Koula. Białorusin podpisał gigantyczny kontrakt, był wielką nadzieją, ale dzisiaj oceniany jest jako rozczarowanie. Dzisiaj „biorę na warsztat” innego zawodnika z tamtej ekipy. Ed O’Bannon spędził we Włocławku tylko jeden sezon, ale do dzisiaj kibice wspominają popularnego „Edka” z dużą dawką sentymentu.

Ed O'Bannon

Znane nazwisko

Nazwisko O’Bannon nie było anonimowe w Polsce. W sezonie 1999/2000 do Śląska Wrocław trafił Charles O’Bannon i zostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. Przez cześć rozgrywek może nie zachwycał, ale w decydującym momencie stanął na wysokości zadania. Poprowadził WKS do kolejnego mistrzostwa i został wyróżniony nagrodą MVP finałów. Ofiarą O’Bannona w walce o złoto był niestety nasz Anwil. Amerykanin imponował swoją „windą w nogach” i był nie do zatrzymania dla naszych obrońców.

Dlatego latem 2001 roku wybuchła prawdziwa euforia, gdy Anwil ogłosił zakontraktowanie Eda na pozycji silnego skrzydłowego. Fama głosiła, że jest jeszcze lepszy od swojego młodszego brata, więc uśmiech nie schodził z twarzy włocławskich kibiców. O’Bannon mierzył 203 cm wzrostu i nie straszył warunkami fizycznymi tak jak Koul, ale miał 29 lat i bardzo ciekawe CV, co pozwalało wierzyć w udany transfer. Kontrakt O’Bannona też opiewał na bardzo wysoką kwotę, ale po latach raczej nikt nie żałuje tej transakcji.

Król NCAA

O’Bannon wykazywał spory talent już na poziomie szkół średnich i został wytypowany do udziału w meczu gwiazd. Kolejnym ważnym krokiem w karierze Amerykanina było rozpoczęcie nauki na uniwersytecie UCLA w swoim rodzinnym Los Angeles. Podczas pierwszego sezonu odgrywał raczej marginalną rolę (12,5 min; 3,6 pkt; 3 zb), ale w drugim roku poczynił już wyraźny postęp (33,3 min; 16,7 pkt; 7 zb; 1,7 as).

Z roku na rok radził sobie coraz lepiej, ale prawdziwa eksplozja talentu nastąpiła w jego ostatnim sezonie. O’Bannon notował wówczas 20,4 punktów; 8,3 zbiórek oraz 2,5 asysty. Poprowadził UCLA do mistrzostwa NCAA. W decydującym spotkaniu Bruins pokonali Arkansas 89:78. Bohater tego wpisu zdominował ten mecz. Nie zszedł z parkietu nawet na minutę i zanotował 30 punktów, 17 zbiórek, 3 asysty oraz 3 przechwyty. W pełni zasłużenie został nagrodzony tytułem MVP, a jego numer #31 został zastrzeżony na kalifornijskiej uczelni.

W ekipie z Los Angeles nie brakowało wtedy zawodników, którzy później zawitali do naszej rodzimej ligi. Oprócz Eda był wspomniany już jego młodszy brat Charles oraz Jiri Zidek (2002/2004 Prokom), Tyus Edney (2008/2009 Turów) czy Ike Nwankwo (1998/1999 i 1999/2000 Prokom).

Co ciekawe, to było ostatnie mistrzostwo NCAA w historii UCLA.

Drzwi do NBA

O’Bannon w NCAA błyszczał tak jasno, że był pewniakiem do wyboru w drafcie NBA 1995. Ostatecznie z 9 numerem sięgnęli po niego New Jersey Nets.

Wspomniani koledzy Eda z UCLA też otrzymali swoją szansę. Zidek z 22 numerem trafił do Charlotte Hornets, a po Edneya sięgnęło Sacramento Kings47 numerem.

Do najlepszej ligi świata, podczas tego draftu, trafiło kilku naprawdę ciekawych graczy, a niektórzy zostali wybrani z dalszymi numerami niż O’Bannon. Kilka przykładów:

  • Antonio McDyess (2 nr Los Angeles Clippers od razu wymieniony do Denver Nuggets)
  • Jerry Stackhouse (3 nr Philadelphia 76ers)
  • Rasheed Wallace (4 nr Washington Bullets)
  • Kevin Garnett (5 nr Minnesota Timberwolves)
  • Bryant Reeves (6 nr Vancouver Grizzlies)
  • Damon Stoudamire (7 nr Toronto Raptors)
  • Theo Ratliff (18 nr Detroit Pistons)
  • Michael Finley (21 nr Phoenix Suns)
  • Greg Ostertag (28 nr Utah Jazz)

W 1995 roku do NBA trafiło też kilku innych graczy, którzy później zagrali w PLK. Tuż przed O’Bannonem został wybrany Shawn Respert. Na tego gracza zdecydowało się Portland Trail Blazers, ale szybko został oddany do Milwaukee Bucks. W sezonie 2002/2003 Respert trafił do Spójni. Z 23 numerem wybrany został Travis Best, na którego postawiła Indiana Pacers. Rozgrywający w 2007 roku podpisał kontrakt z Prokomem. Z kolei z 26 numerem do Seattle SuperSonics trafił Sherell Ford, który w NBA nie zagrzał zbyt długo miejsca, a rozgrywki 2002/2003 spędził w Pruszkowie.

O’Bannon wśród najlepszych

Wysoki wybór w drafcie do NBA wiązał się nie tylko z wielkim docenieniem, ale przede wszystkim ze sporymi oczekiwaniami. Nets mieli na pewno nadzieje, że O’Bannon poprawi sytuację ich organizacji. Tak się jednak nie stało. Przygoda „Edka” w najlepszej lidze świata okazała się sporym rozczarowaniem. W debiutanckich rozgrywkach jego statystyki wyglądały następująco: 19,6 minut, 6,2 punktów, 2,6 zbiórek oraz 1 asysta. Najlepsze spotkanie rozegrał przeciwko Timberwolves. Ekipa z New Jersey wygrała na swoim parkiecie, po dogrywce, 97:103, a O’Bannon zanotował 19 punktów, 8 zbiórek3 przechwyty.

sezonie 1996/1997 rola Amerykanina była jeszcze mmniejsza i ostatecznie został wytransferowany do Dallas Mavericks. W Texasie też jednak nie odnalazł swojego miejsca. Przed kolejnymi rozgrywkami trafił do Orlando Magic, ale nawet nie zdołał zadebiutować w ekipie z Florydy i został zwolniony.

Wśród najlepszych O’Bannon spędził tylko dwa lata. Rozegrał łącznie 128 spotkań, notując średnio 5 punktów oraz 2,5 zbiórek.

Dlaczego kariera w NBA zawodnika z takim potencjałem „nie wypaliła”? Uważam, że głównym problemem O’Bannona była jego nieszablonowość. Warunki fizyczne nie pozwalały temu chłopakowi z Los Angeles walczyć pod koszem z potężniejszymi rywalami. Z kolei, aby skutecznie grać na obwodzie, brakowało „Edkowi” szybkości oraz dobrego rzutu z dystansu. Przez te dwa lata w NBA nie spotkał na swojej drodze trenera, który był w stanie odpowiednio wykorzystać jego atuty. To spowodowało spore zachwiania pewności siebie i sen o wielkiej karierze musiał spocząć na półce.

Coroczne przeprowadzki

O’Bannon po nieudanej przygodzie w NBA rozpoczął życie prawdziwego obieżyświata. Najpierw trafił do amerykańskiej ekipy La Crosse Bobcats z ligi CBA. Po tym epizodzie wyruszył na podbój Europy. Zaczął od Włoch, gdzie grał dla Acegas A.P.S. Trieste. W sezonie 1998/1999 zakotwiczył w hiszpańskim CB Valladolid (16,4 pkt; 6,6 zb i 2,1 as w Pucharze Koraca), a rok później w greckim Rethymno Aegean. Następnym przystankiem w karierze O’Bannona była trochę egzotyczna Argentyna, gdzie przywdziewał koszulkę Boca Juniors.

sezonie 2000/2001 wrócił do rodzinnego miasta i grał dla ekipy Los Angeles Stars, która występowała wówczas w lidze ABA. To była pierwsza edycja tych pół-amatorskich rozgrywek. O’Bannon notował średnio 11,7 punktów oraz 6,6 zbiórek.

Jak widać, po ukończeniu uczelni kariera Amerykanina przyhamowała bardzo ostro. Brutalnie „odbił się” od NBA, a później było jeszcze gorzej. Nigdzie nie mógł zagrzać miejsca na dłużej. Nie miał powodów do optymizmu i musiał znaleźć dla siebie miejsce, gdzie będzie mógł jeszcze zaistnieć, bo przecież cały czas był pełen talentu, a jego nazwisko nie było anonimowe.

Gwiazda Anwilu

Latem 2001 roku O’Bannon postanowił kolejny raz spróbować swoich sił w Europie. Jego wybór padł na Anwil Włocławek. Polska to nie była atrakcyjna Hiszpania, Grecja czy Włochy. W naszym mieście mógł jednak liczyć na bardzo pokaźny kontrakt. Anwil był wówczas bardzo zdeterminowany, aby zdobyć upragnione mistrzostwo. Ówczesny zarząd nie miał oporów, aby szastać pieniędzmi przy zatrudnianiu wielkich nazwisk. Główną postacią tamtej ekipy miał być Alexander Koul, a drugim filarem właśnie O’Bannon.

Angaż Białorusina okazał się rozczarowaniem. Podobnie jak nasze „złote marzenia”. Na ligowym podwórku nie zdołaliśmy wywalczyć ŻADNEGO medalu, co biorąc pod uwagę przedsezonowe aspiracje, było wręcz tragedią. Drużyna zawiodła, ale czy O’Bannona możemy wrzucić do tego samego „worka”, co np. Koula? Odpowiedź jest prosta – NIE.

O’Bannon był najjaśniejszym punktem Anwilu w sezonie 2001/2002. Szybko został ulubieńcem kibiców. Amerykanin imponował szczególnie w ataku. Świetnie czytał grę i wykorzystywał swoje przewagi. Gdy wychodził do góry, to dzięki swojej „windzie w nogach” był niemal nie do zatrzymania. Dysponował też bardzo pewnym rzutem z półdystansu, a zza łuku również potrafił ukąsić.

Nasz zespół rywalizował nie tylko na parkietach PLK, ale areną naszych zmagań był także Puchar Saporty. Tam osiągnęliśmy olbrzymi sukces, bo dotarliśmy aż do półfinału, a przypomnę, że to był wówczas drugi poziom europejskich pucharów (tuż za Euroligą).

Na obu frontach Anwil rozegrał aż 62 spotkania. W ilu wystąpił O’Bannon? We wszystkich! Jako jedyny nasz zawodnik! Amerykanin nie tylko grał najwięcej, ale również notował najlepsze statystyki. W PLK zaliczał średnio 17,3 punktów oraz 9,6 zbiórek. Na europejskiej arenie również brylował – 14,3 punktów10,1 zbiórek.

Najbardziej fenomenalny był podczas wyjazdowego meczu jeszcze w fazie grupowej. Naszym rywalem był UNICS Kazań. Anwil wygrał po dogrywce 88:90, a amerykański podkoszowy był prawdziwym bohaterem tego spotkania. Przez 41 minut spędzonych na parkiecie uzbierał 29 punktów oraz 18 zbiórek. Trafił również rewelacyjne 5/6 z dystansu.

Na polskich parkietach najlepiej wypadł w starciu ze Stalą Ostrów Wielkopolski. Anwil przegrał 79:84, ale O’Bannon rzucił 30 punktów, co jest indywidualnym rekordem naszych zawodników w całym sezonie 01/02.

Polska to piękny kraj

O’Bannon często zmieniał miejsce zamieszkania. Poza USA wszędzie spędzał zaledwie rok. Polska jednak chyba urzekła tego silnego skrzydłowego, bo jeszcze w trakcie rozgrywek podjął negocjacje z Anwilem w sprawie nowego kontraktu. Wydawało się już, że wszystko jest dogadane, koszykarz dostanie podwyżkę i spędzi u nas kolejny sezon. Nastąpiła jednak zmiana na stanowisku trenera naszego zespołu. Aleksandar Petrović opuścił drużynę, a jego miejsce zajął Andrej Urlep. Słoweński szkoleniowiec szybko wprowadził twarde rządy, łącznie z wczesnym rozpoczęciem okresu przygotowawczego, a to kolidowało z planami „Edka”. Ostatecznie nie osiągnięto porozumienia. O’Bannon cały czas nie widział przeszkód, aby zostać w naszym kraju i jego agent wysłał ofertę nawet do Śląska Wrocław, ale z tego też nic nie wyszło. To, czego nie osiągnął WKS, zrobiła Polonia Warszawa i Amerykanin podpisał umowę ze stołecznym klubem.

W barwach „Czarnych Koszul” nie zwalniał tempa. Na parkietach PLK znowu był czołową postacią ligi i osiągał statystyki na poziomie 19,3 punktów oraz 8 zbiórek. Polonia podczas sezonu 2002/2003 rywalizowała także w rozgrywkach FIBA Europe Champions Cup i niewiele im brakowało, aby awansować z grupy. O’Bannon był najlepszym zawodnikiem swojej ekipy i dostarczał średnio na mecz 21,1 punktów oraz 9,8 zbiórek. Prawdziwy popis zaserwował kibicom podczas wyjazdowego meczu z Lituvosem Rytas Wilno. Polonia uległa bardziej utytułowanym przeciwnikom 91:83, ale Amerykanin był wręcz fenomenalny. Nie opuścił parkietu nawet na sekundę i zanotował 29 punktów oraz 15 zbiórek.

Dobra gra „Edka” kusiła mocniejsze kluby. W styczniu 2003 roku wyciągnąć Amerykanina z Warszawy bardzo chciała Caja San Fernando Sewilla. O’Bannon nie miał nic przeciwko przeprowadzce do Hiszpanii, ale Polonia powiedziała stanowcze NIE.

Po sezonie spędzonym w Warszawie amerykański koszykarz przez jakiś czas pozostawał bezrobotny. Dopiero pod koniec stycznia 2004 roku otrzymał ofertę, która była satysfakcjonująca. W czasie swoje kariery zwiedził kilka państw, poza ojczyzną nigdzie nie mógł zagrzać miejsca na dłużej, ale nasz kraj najwyraźniej zaskarbił sobie sympatię „Edka”, bo kolejnym przystankiem była dla niego Astoria Bydgoszcz. Ówczesny beniaminek PLK przechodził małą rewolucję kadrową w trakcie sezonu (odszedł m.in. wspominany już Alexander Koul) i chciał ściągnąć O’Bannona już w grudniu, ale na przeszkodzie stanęły finanse. Wraz z upływającym czasem Amerykanin obniżył jednak swoje oczekiwania i ostatecznie umowa została parafowana.

W barwach Astorii nie był już takim dominatorem, ale cały czas miał bardzo pozytywny wpływ na grę drużyny. Podczas sezonu 2003/2004 notował 11,1 punktów, 6,6 zbiórek, 1,3 przechwytów oraz 1,1 bloków.

Bydgoska ekipa zakończyła sezon regularny na dziewiątej pozycji i walczyła z Czarnymi o prawo gry w Play-Off. Pierwsze spotkanie w Słupsku wygrali gospodarze. Po drugim Astoria wyrównała, a kto poprowadził beniaminka do tego ważnego zwycięstwa? Oczywiście O’Bannon, który zanotował double-double na poziomie 19 punktów (8/12 z gry) i 10 zbiórek, a do tego dołożył 3 przechwyty. Bydgoszczanie uzyskali przewagę parkietu, której już nie oddali. Wygrali dwa spotkania na własnym terenie i zameldowali się w upragnionej fazie Play-Off. W pierwszej rundzie gładko polegli ze Śląskiem, a O’Bannon mógł pomóc tylko w pierwszym spotkaniu, bo z kolejnych został wyeliminowany przez kontuzję.

Wczesne zakończenie niespełnionej kariery

Okazało się, że mecz we Wrocławiu był ostatnim w karierze O’Bannona. Ze względu na problemy z kolanem, w wieku 32 lat, postanowił „zawiesić buty na kołku”. Podobno miał jeszcze propozycję z dalekich Chin, ale nie czuł się już na siłach, aby rozpocząć kolejną przygodę.

Uczciwie trzeba przyznać, że kariera „Edka” rozczarowała. W świat wielkiej koszykówki wkraczał po wielkim sukcesie w NCAA i po prostu budził nadzieje. Później było jednak tylko gorzej. W NBA rozczarował i wpłynęło na to wiele czynników. Podczas swoich wojaży po świecie potrafił błyszczeć indywidualnie, ale zdecydowanie zabrakło sukcesu drużynowego. Na dobrą sprawę O’Bannon, poza wspaniałym triumfie w lidze akademickiej, nic nie wygrał podczas całej swojej kariery. W Polsce był blisko medalu, ale zarówno w Anwilu, jak i Polonii kończył zmagania tuż za podium. Słabo, jak na zawodnika, który był wielkim talentem na miarę NBA.

Emerytura bez koszykówki

Wielu zawodników po przejściu na emeryturę pozostaje przy koszykówce. W naszej ukochanej dyscyplinie jest mnóstwo zajęć nie tylko na parkiecie, a doświadczenie zawsze w cenie. W przypadku O’Bannona było jednak inaczej, bo został… dealerem samochodowym! Cały czas był jednak rozpoznawalny i spotykał fanów, którzy nie ukrywali zdziwienia nową rolą mistrza NCAA. „Edek” trenował jedynie zespoły szkolne, ale ostatecznie nigdy nie wrócił do poważnej koszykówki. Niedawno zmienił zawód i obecnie pracuje jako kurator sądowy.

Wojownik poza parkietem

Po zejściu z parkietu O’Bannon odbił trochę od koszykówki, ale nie przestał walczyć. Tym razem zmienił jednak front. Pewnego dnia zobaczył swoją postać w grze NCAA Basketball 09 firmy EA Sports i ruszyła lawina. „Edek” był zniesmaczony faktem, że młodzi sportowcy nie mają prawa do własnego wizerunku. NCAA mogła dowolnie wykorzystywać to w przeróżnych działaniach marketingowych i zarabiać krocie. Można powiedzieć, że pieniądze otrzymywali wszyscy poza zawodnikami, którzy mieli status amatorów.

W USA rozgrywki NCAA cieszą się olbrzymim zainteresowaniem i od lat trwa dyskusja na temat braku możliwości zarabiania pieniędzy przez młodych koszykarzy. Dlatego działania O’Bannona trafiły na podatny grunt. Dodatkowo zyskał poparcie wielu świetnych sportowców (m.nin. legendy NBA – Oscara Robertsona), co spowodowało, że lawina przyspieszyła.

W efekcie został szczegółowo przygotowany, a następnie złożony zbiorowy pozew sądowy. Sprawa została wygrana i od tej pory akademiccy koszykarze mogli dowolnie wykorzystywać swój wizerunek w celach marketingowych oraz otrzymywać kwotę do 5000 $ powyżej stypendium.

O’Bannon w 2018 roku wydał nawet książkę pt. „Court Justice: The Inside Story of My Battle Against the NCAA”, która traktuje o tej całej batalii. Jak widać, „Edek” nawet po zakończeniu kariery potrafił wpłynąć na koszykówkę. Wielka postać!

Ed O'Bannon książkaFOTO: amazon.com

Wybitny koszykarz

O’Bannon nie sprostał oczekiwaniom, ale w Polsce zapracował na status gwiazdy. W barwach naszego zespołu spędził tylko rok, który zresztą też był rozczarowaniem dla fanów Anwilu, ale i tak trwale wyrył swoje nazwisko w pamięci kibiców. Swoją grą indywidualną „Edek” porywał tłumy. Spotkałem opinie, że to jeden z najlepszych silnych skrzydłowych w naszej historii. Wiecie co? W pełni się z tym zgadzam! Możemy być dumni, że gracz takiego kalibru reprezentował barwy Anwilu!

Jedna odpowiedź do “Mistrz NCAA, czyli nasz „Edek””

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *