Wywalczone zwycięstwo z Riesen

Słaby początek spotkania nie wpłynął na końcowy wynik. Możemy być z tego niezwykle zadowoleni, bo Anwil naprawdę źle rozpoczął wyjazdowe spotkanie z Riesen Ludwigsburg. Mimo to wiara w zwycięstwo nie uciekła i krok po kroku dążyliśmy do celu. Ostatecznie przypieczętowaliśmy swoją wygraną w ostatnich minutach, a po końcowej syrenie tablica wskazała wynik 85:93.

Riesen - AnwilFOTO: championsleague.basketball

  1. W wyjazdowym meczu z Riesen Ludwigsburg nie widziałem faworyta w naszej drużynie. Początkowe minuty to potwierdziły. Niemiecka drużyna wyglądała jakby była z wyższej półki. W pewnym momencie prowadzili już nawet 18:6. Myślałem, że taki obraz z początku starcia ustawi już dalsze losy meczu.
  2. Anwil nie miał jednak zamiaru składać broni. Charakter i waleczność wzięły górę. Rozpoczęliśmy spokojne odrabianie strat i praktycznie pod koniec drugiej kwarty doszliśmy rywala.
  3. Od tego czasu trzymaliśmy się bardzo blisko gospodarzy. Cały czas miałem wrażenie, że Riesen ma trochę więcej do powiedzenia, ale jakoś, na szczęście, nie potrafili zdecydowanie odskoczyć. Niestety, „Rottweilery” również nie potrafiły narzucić swoich warunków. Gra toczyła się blisko remisu. Często było tak, że doganialiśmy rywali, ale oni znowu nam uciekali na kilka „oczek”. Nie byliśmy w stanie tego zmienić. Miałem obawy, że któraś z tych ucieczek zakończy się zdecydowanym odjazdem, którego już nie złapiemy, ale całe szczęście tak się nie stało.
  4. Tak naprawdę, to zdołaliśmy odskoczyć dopiero w ostatnich minutach spotkania. Przez całe spotkanie znajdowaliśmy się na prowadzeniu zaledwie przez 3:14 min. W ostatnich sekundach Simon zdobył łatwe punkty, a niemal z końcową syreną Sobin zablokował jeszcze Crawforda. Tak wyglądały ostatnie sekwencje tego boju, które ustaliły końcowy wynik na +8 dla nas. Jak się okazało, było to najwyższe prowadzenie Anwilu na przestrzeni całego meczu. Słabiutki początek, ale świetna końcówka i powrót „z tarczą”. O to chodzi! Podobno ważne jak kończysz, a nie jak zaczynasz.
  5. Ten sukces nie byłby możliwy, gdyby nie „anwilowski charakter”. W pewnym momencie poczuliśmy, że możemy wygrać i robiliśmy wszystko, aby zrealizować ten cel. Nie odpuszczaliśmy w żadnym momencie. Na dodatek, czym bliżej końca meczu, to nasza obrona wydawała się coraz lepsza. Miałem wrażenie, że zawodnicy Riesen momentami zupełnie nie mieli pomysłu na swoją grę. Bazowali na indywidualnych umiejętnościach oraz rzutach z dystansu. Przez całe spotkanie te „trójki” całkiem dobrze im wchodziły (14/31 – 45%), ale w decydujących momentach to nie wystarczyło. Zaczęli popełniać również wręcz głupie straty. Jakby chcieli wygrać to spotkanie minimalnym nakładem sił, a na włocławską determinację to było stanowczo za mało.
  6. Z obozu rywali największą krzywdę wyrządził nam Malcolm Hill. Nasz sztab chyba nie był przygotowany na taki wystrzał formy Amerykanina. We wcześniejszych spotkaniach nie błyszczał, a podczas konfrontacji z naszym Anwilem już do przerwy miał 22 punkty! Całe szczęście, po zmianie stron, trochę przystopował. Mecz zakończył z dorobkiem 31 punktów, 7 zbiórek oraz 4 asyst. Jego główną bronią były rzuty z dystansu. Hill zaaplikował nam 6/10 zza łuku. Miał prawie tyle celnych trójek, co cała drużyna Anwilu (my mieliśmy 7)…
  7. Na szczęście Anwil również miał gwiazdę ofensywy w swoich szeregach. Chase Simon znowu był niezwykle aktywny i pewny rzutowo. Wszędzie było go pełno i zaliczył kilka trudnych trafień. Jego dorobek z tego meczu to 26 punktów, 3 zbiórki oraz 3 asysty. Warto zwrócić uwagę na skuteczność Simona. Amerykanin zanotował bardzo dobre 6/7 z gry.
  8. Prawdziwym REŻYSEREM gry Anwilu był oczywiście Kamil Łączyński. Nasz kapitan robił, co mógł, aby znaleźć dobrze ustawionych partnerów. Efekt? 14 asyst!!!! Rewelacyjne osiągnięcie na skalę europejską i zarazem rekord kariery „Łączki”. Czapki z głów! O tym, że Łączyński walczył o każdą piłkę, chyba nie muszę wspominać, bo to po prostu jego wojowniczy charakter. Wyszarpał kilka naprawdę ważnych piłek i do tych asyst zapisał na swoim koncie również 5 zbiórek oraz 4 przechwyty. Jak ja się cieszę, że taki wojownik jest naszym kapitanem!
  9. Bardzo cieszy mnie, że „do żywych” wrócił Nikola Marković. Statystyki Serba nie powalają (6 pkt i 5 as), ale nie o to chodzi. Wreszcie zobaczyłem u Markovicia to, że żył tym meczem i po prostu chciał grać. Koszykówka sprawiała mu wielką radość. Co więcej, objawił światu swoje nowe predyspozycje. Marković bardzo często… rozgrywał piłkę. Brzmi trochę abstrakcyjnie w przypadku gościa, który ma 208 cm wzrostu, ale tak naprawdę było. Wszyscy to widzieliśmy! Może to nie było typowe rozgrywanie, a bardziej przeprowadzanie piłki, ale i tak szacunek. Serb robił to z wielką klasą. Potrafił też popisać się efektownymi asystami. Już o tym niedawno pisałem, ale Anwil naprawdę potrzebuje Markovicia w formie, więc mam wielką nadzieję, że będzie już tylko lepiej.
  10. Ważnym ogniwem Anwilu był również Michał Michalak. Jego dorobek tym razem wyniósł 16 punktów7 zbiórek. Chłopak ma naprawdę duży potencjał, ale czasami przeszkadza mu zbyt gorąca głowa.
  11. Mecz z Riesen Ludwigsburg wygraliśmy w samej końcówce. Lekko nie było. Pewne detale zadziałałyby inaczej i humory mielibyśmy inne. Aspektem, który mógł przegnać uśmiech z twarzy były (kolejny raz!) rzuty wolne. Szczerze? To jakaś masakra. Tym razem mieliśmy 28/41, czyli 68%. Słabiutko… Znowu… To naprawdę aspekt, który może być kluczowy w decydujących momentach. Możemy cieszyć się, że najczęściej na linii w naszych szeregach stawał Simon, który był naprawdę dobrze dysponowany tego dnia i popisał się skutecznością 13/15. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby Amerykanin nie miał dobrego dnia… Dla porównania ekipa Riesen rzucała osobiste na poziomie 11/12, czyli prawie 92%. Fakt, nie rzucali zbyt wiele, ale można regularnie trafiać z linii? Można! Anwilowcy, proszę poprawcie ten element swojej gry, bo powyrywam sobie wszystkie włosy z głowy ;).
  12. Wracając do pozytywów, to zwycięstwo w Ludwigsburgu dostarczyło mi mnóstwo radości. Jest to dla mnie pewna niespodzianka, a poza tym widziałem walczący i mądrze grający Anwil, więc powody do szczęścia są wiadome. Wielkie brawa dla WSZYSTKICH zawodników oraz sztabu szkoleniowego! W ogóle mam wrażenie, że te mecze w ramach Ligi Mistrzów, bardziej mnie „jarają” niż nasze rodzime PLK i bardziej na takie spotkania czekam. Lata posuchy chyba zrobiły swoje.
  13. Obecnie w Lidze Mistrzów legitymujemy się bilansem 2-2. Jest znacznie lepiej, niż się spodziewałem. Obawiałem się, że na europejskich parkietach będziemy raczej „chłopcem do bicia”. Tymczasem z dotychczasowymi rywalami walczyliśmy jak równy z równym. Nawet w meczuBC Nizhny Novgorod nie było deklasacji. Tylko szkoda tej porażki w Avellino, bo wtedy nasza sytuacja byłaby już w ogóle jak z bajki.

Jedna odpowiedź do “Wywalczone zwycięstwo z Riesen”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *