Od samego początku przygody Jaylina Airingtona z Anwilem Włocławek trzymałem kciuki za tego chłopaka. Czułem, że drzemie w nim potencjał, tylko potrzebuje czasu. Dla graczy z USA pierwszy kontakt z europejską koszykówką często nie należy do przyjemnych zmian w życiu. Nie inaczej było w przypadku Airingtona. Na szczęście w ostatnim czasie jego forma zdecydowanie poszła do góry i mam nadzieję, że już tak zostanie.
Ten przypadek bardzo przypomina mi pewnego gracza Anwilu z przeszłości. Co ciekawe, nie tylko ja mam takie skojarzenia. W sezonie 2009/2010 jednym z zawodników naszego zespołu był Rashard Sullivan i właśnie jego mam na myśli.
Podczas pierwszej kwart niedawnego meczu z Legią Warszawa strasznie bolały mnie oczy. Żadne krople nie pomagały. Ta sama przypadłość niestety wróciła w trakcie pojedynku z Miastem Szkła Krosno. Co gorsze, tym razem trwała przez całe spotkanie.
Uczciwie trzeba przyznać, że Anwil rozegrał bardzo słabe i brzydkie spotkanie. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy 68:66.
Nasz Anwil kolejny raz zadbał, żebyśmy nie narzekali na brak emocji. Rundę rewanżową rozpoczęliśmy od wyjazdowego spotkania z AZS Koszalin. Oczywiście byliśmy zdecydowanym faworytem tego pojedynku i przez znaczną część przewaga faktycznie była po naszej stronie.
Kolejny raz nie potrafiliśmy jednak spokojnie kontrolować wydarzeń na parkiecie. Wydawało się, że zwycięzca już jest znany, ale czym byłaby koszykówka w wykonaniu naszej drużyny bez pewnej dawki emocji?
Anwil odniósł zwycięstwo w wyjazdowym meczu z Polpharmą Starogard Gdański. Spotkanie zakończyło się wynikiem 73:80. Można mieć naprawdę sporo zastrzeżeń do gry naszego zespołu. Najważniejszy jest jednak końcowy rezultat i tylko to się liczy w ogólnym rozrachunku. Sztuką jest przecież odnieść sukces w sytuacji, gdy nie idzie.
Dzięki temu zwycięstwu i wynikach pozostałych drużyn zakończyliśmy pierwszą rundę na pozycji samodzielnego lidera. Bez wątpienia jest to powód do radości.
Nie można również zapominać, że w obecnych rozgrywkach Polpharma to nie jest „chłopiec do bicia”, a ich hala nie należy do łatwych terenów. Ja już dawno miałem pewne obawy przed tym pojedynkiem, ale jestem bardzo szczęśliwy, że wyszło inaczej.
Niestety 2018 rok rozpoczął się dla naszej drużyny porażką. Ulegliśmy Stelmetowi Zielona Góra 94:83. Postanowiłem sprawdzić jak bywało z tym w przeszłości. Jak wchodziliśmy w nowy rok?
W meczach otwierających kolejny rok kalendarzowy legitymujemy się bilansem 16-10. Całkiem dobrze, ale nie brakowało też niezłych wpadek.
Okazuje się, że niedawne spotkanie ze Stelmetem było jedną z najgorszych inauguracji nowego roku w wykonaniu naszego zespołu. Gorzej było tylko przed rokiem, gdy 8 stycznia przegraliśmy w Radomiu 74:61 oraz na początku 2000 roku. Wtedy na własnym terenie musieliśmy uznać wyższość Komfortu Stargard Szczeciński, który zwyciężył 50:63. Był to pierwszy mecz Anwilu pod wodzą nowego trenera, Danijela Jusupa. Nasza ekipa przechodziła wówczas gruntowne zmiany, ale to nie jest wytłumaczenie tak beznadziejnego rezultatu. W mojej ocenie to było najgorsze otworzenie nowego roku w historii włocławskiego klubu. Na szczęście na zakończenie tamtych rozgrywek nasi koszykarze zawiesili na swoich szyjach srebrne medale, więc jak źle się rozpoczęło, tak dobrze się zakończyło.
Kiedy natomiast wystartowaliśmy najlepiej? Bez wątpienia w 2001 roku. Czwartego stycznia do Włocławka przyjechała ekipa ze Słupska i została wręcz rozbita. Anwil wygrał aż 94:62. Każdy z zawodników naszej drużyny zostawił po sobie bardzo pozytywne wspomnienie. Najlepszym strzelcem okazał się Vladimir Krstić, który rzucił 18 punktów, ale aż sześciu naszych graczy zanotowało dwucyfrową zdobycz.
Koszykarze Anwilu Włocławek nowy rok rozpoczęli od prestiżowego starcia na wyjeździe ze Stelmetem Zielona Góra. Mistrz Polski przechodził ostatnio spore zmiany i nowym szkoleniowcem tej ekipy został doskonale znany nam Andrej Urlep. Właśnie ze względu na ten okres przejściowy można było spodziewać się większej szansy naszej drużyny. Słoweński trener zdołał jednak na mecz z Anwilem odpowiednio poukładać swoich podopiecznych.
W grudniu nasza drużyna nie rozegra już żadnego spotkania. W ostatnim miesiącu roku zanotowaliśmy całkiem niezły bilans 4-1. Czas więc wybrać MVP tego okresu.
Tym razem nie miałem żadnych wątpliwości co do swojego typu. Jeden z naszych zawodników wręcz odleciał na tle pozostałych.
Kubeł zimnej głowy wylany na głowę. Zderzenie przy dużej prędkości z przeszkodą. Te uczucia chyba najlepiej obrazują to, co czułem po pierwszym minutach konfrontacji z Treflem Sopot. Anwilowcy weszli w to spotkanie wręcz koszmarnie. Wyglądali, jakby dopiero uczyli grać się w koszykówkę lub urządzili sobie wcześniejsze, mocno zakrapiane, świętowanie Nowego Roku. Nie poznawałem naszej drużyny. Byliśmy straszliwie nieporadni. Szczególnie atak wyglądał niczym z jakiegoś „kiczowatego” filmu komediowego.
Goście mogli wycisnąć z tego fragmentu znacznie więcej. Ostatecznie potrafili osiągnąć przewagę 6:20, co nie brzmi optymistycznie, ale naprawdę mogło być jeszcze gorzej. Na szczęście mecze koszykówki nie kończą się po pierwszej kwarcie i później było już lepiej.
Chciałbym wszystkich serdecznie zaprosić i zarazem poprosić o polubienie „fanpejdża” mojego bloga na FACEBOOKU. Zawsze w jakiś sposób zwiększy to potencjalny zasięg odbiorców moich wpisów.
Na tej stronie, oprócz oczywiście najnowszych wpisów z bloga, będę publikował również wszelkiego rodzaju ciekawostki, znaleziska, czy krótkie komentarze dotyczące bieżących wydarzeń.
Święta, święta i po świętach. Zacznę od klasyka. W tym roku, na szczęście, Anwil sprawił nam świetny prezent pod choinkę i wygrał przedświąteczne starcie w Szczecinie.
Nie zawsze jednak podobne historie miały równie kolorowy finisz. W sezonie 1999/2000 przedświąteczna wyprawa do Szczecina zakończyła się wielkim blamażem.