Trwa przerwa od koszykówki. Nasz klub stara się zapełnić ten czas kibicom. Ostatnio zorganizowano bardzo ciekawy quiz pt. „Byli, minęli”, czyli nazwiska zawodników, którzy byli testowani przez Anwil (lub podpisali nawet kontrakty), ale nie wystąpili w żadnym oficjalnym meczu. Świetna robota i doskonała okazja do przypomnienia sobie wiele ciekawych nazwisk.
W przypływie wielkiej ambicji chciałem przytoczyć losy wszystkich zawodników z tej listy. Okazało się jednak, że ciężko odgrzebać historie niektórych koszykarzy, a na innych szkoda marnować klawiatury. Dlatego postanowiłem skupić się na przybliżeniu tylko najciekawszych sylwetek.

Willie Kelly
Wszyscy pamiętamy, że pierwszym Amerykaninem w dziejach naszego klubu był Ike Corbin. Historia mogła wyglądać jednak inaczej, gdyż przed sezonem 1995/1996 najpierw testowany był Willie Kelly, center z USA. Pojechał z naszym zespołem na zgrupowanie do Wągrowca. Trener Wojciech Krajewski szybko jednak przekonał się o możliwościach amerykańskiego środkowego. Napisałem dość dyplomatycznie, ale efekt był taki, że Kelly szybko opuścił zespół. Nasz niedoszły center trafił rok później do litewskiej ekipy Olimpas Plunge, która należała wówczas do ligowej czołówki. Amerykanin radził sobie tam przyzwoicie, bo notował 11,4 punktów oraz 7,2 zbiórek.
Na obozie w Wągrowcu Krajewski załamał ręce jak Kelly nie był w stanie przeskoczyć płotka lekkoatletycznego.
— Michał Fałkowski (@MichFal) April 10, 2020
— Edgar (@EdgarRadged) April 11, 2020
Jarosław Jechorek
Legenda polskiej koszykówki. W latach 1982 – 1991 każde rozgrywki kończył z medalem (cztery złote). Grał wówczas w barwach Lecha Poznań oraz Śląska Wrocław. W 1990 roku przypadł mu tytuł MVP naszej ligi. Przez wiele lat był również pewną postacią w reprezentacji Polski, z którą dzielnie walczył na Mistrzostwach Europy. Przed sezonem 1995/1996 trenował z Nobilesem. Doświadczony środkowy wrócił do naszego kraju po przygodzie we Francji w wieku 34 lat i miał być mentorem dla naszych zawodników. W treningach na pewno bardzo pomógł, ale nigdy nie rozegrał oficjalnego spotkania w barwach włocławskiego klubu. Później występował jeszcze w drużynach z Poznania, Torunia, Tarnowa czy Zielonej Góry.
Melvin Robinson
Kolejny center z USA. Próbował dostać się do NBA i występował w meczach przedsezonowych dla takich ekip jak Milwaukee Bucks, Minnesota Timberwolves, Seattle SuperSonics czy Toronto Raptors. Ostatecznie nie otrzymał angażu w najlepszej lidze świata, ale grał np. w silnej lidze hiszpańskiej. Robinson był testowany przez nasz klub przed sezonem 1996/1997. Razem z nim sprawdzany był również Ryan Jamison i to właśnie z tym drugim Amerykaninem został ostatecznie podpisany kontrakt (który rozwiązano jeszcze w trakcie rozgrywek…). Robinson nie opuścił Polski, ale przeniósł się do Poznania, gdzie był ważnym elementem zespołu. Później występował jeszcze w ekipach z Turcji, Litwy czy egzotycznego Meksyku.
Keith Tower
Środkowy, który cztery lata spędził w NBA. Przywdziewał koszulki takich ekip jak Orlando Magic, Los Angeles Clippers i Milwaukee Bucks. Nadmiar minut Towerowi nie groził i przeniósł się do Japonii, a następnie do Polski. Nobiles sprawdzał tego zawodnika przed rozgrywkami 1998/1999. Co ciekawe, Tower był również testowany przez Śląsk Wrocław. Swoją postawą nie przekonał jednak włodarzy żadnego z tych zespołów. Później zakotwiczył jeszcze w Hiszpanii i na tym etapie zakończył poważne granie.
Brian Lewin
Kolejny center na testach, ale tym razem z Jamajki. We Włocławku był sprawdzany przed sezonem 1998/1999. Nasz klub nie zdecydował się na zatrudnienie Lewina, ale Jamajczyk szybko znalazł nowego pracodawcę i to w pobliżu. Środkowy trafił do AZS Toruń i radził sobie przyzwoicie (12,5 pkt i 9,4 zb). Nie pamiętam tego gracza, ale wydaje mi się, że był ciekawą postacią. Trener Ryszard Szczechowiak pozwolił mu lecieć na święta do domu, a Lewin wrócił do Torunia… po miesiącu. Podobno jakieś problemy z wizą.
Później Lewin borykał się z problemami zdrowotnymi. Grał na zapleczu ekstraklasy w Starogardzie Gdańskim czy na turniejach w Ameryce Południowej. Przed sezonem 2001/2002 jamajskiego centra jeszcze sprawdzała Noteć Inowrocław, ale ostatecznie nie doszło do podpisania kontraktu.
Facundo Sucatzky
Filigranowy rozgrywający (176 cm wzrostu) z Argentyny. Testowany przez Anwil przed sezonem 2002/2003. Sucatzky związany był jedynie ze swoim rodzimym krajem. Na swoim koncie ma również epizody w reprezentacji Argentyny. Przyjazd do Włocławka był dla niego pierwszym kontaktem z europejską koszykówką. Gracz egzotyczny, ale na pewno ciekawy. Na „dzień dobry” trener Andrej Urlep zaserwował temu chłopakowi bardzo ciężki, trzygodzinny trening. Ostatecznie Sucatzky nie zakotwiczył w naszym klubie i podejrzewam, że główną przyczyną był właśnie ten „szok treningowy”. Po tej przygodzie wrócił do ojczyzny i już nie myślał o podbijaniu „Starego Kontynentu”. Później jedynie przeniósł się do niedalekiej Brazylii. Od kilku lat pracuje jako trener.
Ciekawostka – razem z Argentyńczykiem na testy przybył Mujo Tuljković. Bośniak nie przekonał do siebie trenera Urlepa, ale w późniejszych latach i tak grał w koszulce Anwilu.
Kestutis Sestokas
Litewski silny skrzydłowy, który ma bardzo bogate CV. W ojczyźnie bronił barw najlepszych ekip, czyli Zalgiris Kowno oraz Lietuvos Rytas Wilno. Sukcesy? Sporo – 7x Mistrzostwo Litwy, Euroliga w 1999 roku oraz Puchar Saporty rok wcześniej. Na dodatek Sestokas miał epizody w zawsze silnej reprezentacji Litwy. Do Włocławka trafił przed sezonem 2003/2004. Sestokas wydawał się idealnym wzmocnieniem dla Anwilu, więc dlaczego nic z tego nie wyszło? „Ludzie mówią”, że nie był gotowy na współpracę z trenerem Urlepem, który od każdego zawodnika wymagał pracy na maksymalnych obrotach. Litwin szybko opuścił nasze miasto i kontynuował swoją karierę w klubach głównie ze Wschodniej Europy. Przez kilka kolejnych lat dołożył kolejne medale i trofea do swojego dorobku.
Już gdzieś pisałem o tym. Prawdopodobnie przyjechał do nas na testy z wygórowanymi oczekiwaniami, zetknął się z Urlepem, który miał w pompie jego CV i poszło. Chyba trenował u nas dzień lub dwa (tak pamiętam opowieści Maćka Raczyńskiego).
— Michał Fałkowski (@MichFal) April 12, 2020
Wojciech Szawarski
Pamiętam, że pozyskanie Szawarskiego przed sezonem 2003/2004 bardzo mnie ucieszyło. To był wyróżniający się ligowiec. W koszulce Anwilu ostatecznie nigdy nie zagrał. Kontrakt został oficjalnie zerwany ze względu na problemy zdrowotne (plecy) zawodnika. Ta „łatka” przylgnęła do Szawarskiego na lata, a sam zainteresowany temu zaprzeczał. W jednym z wywiadów przyznał, że przyjechał do Włocławka kompletnie nieprzygotowany i to było decydującym czynnikiem.
W kolejnych latach Szawarski cały czas występował w PLK i praktycznie nie schodził z pewnego poziomu. Rozegrał również 41 spotkań w reprezentacji Polski. Od 2005 roku zajmuje się trenowaniem kobiecych zespołów.
John Whorton
Amerykański środkowy, który był testowany przez Anwil przed sezonem 2003/2004. Whorton miał za sobą udane rozgrywki w Niemczech (s.Oliver Wurzburg – 15,4 pkt oraz 10,1 zb) i budził pewne nadzieje. Przygoda we Włocławku nie trwała jednak długo, bo po jednym z wyczerpujących treningów Amerykanin po prostu zrezygnował…
Whorton szybko znalazł zatrudnienie w London Towers i grał nawet sparing, przeciwko Anwilowi, podczas turnieju Mazovia Cup 2003. Z Anglii, po kilku meczach, przeniósł się do Turcji, a jego nowym pracodawcą została Darussafaka. W nowym otoczeniu Amerykanin radził sobie bardzo dobrze i spędził tam dwa lata notując, ok. 16 punktów oraz 8 zbiórek. Później jego kariera nie rozwijała się już tak kolorowo, ale grał jeszcze dla takich ekip jak KK Zadar czy FC Porto.
O miejsce w składzie Anwilu z Wortonem rywalizował Casey Shaw, który ostatecznie zakotwiczył w naszym zespole, ale też nie zrobił „szału” we Włocławku.
Carlos Escalera
Rzucający obrońca z Portoryko. Kolejny powiem egzotyki na tej liście. Escalera przez lata bardzo dobrze radził sobie w rodzimej lidze. W 2003 roku otrzymał nawet tytuł MVP. Zaliczał również epizody w reprezentacji Portoryko. Do Anwilu trafił w listopadzie 2005 roku. Za długo ta przygoda nie trwała, bo Escalera już po jednym treningu miał spore problemy, więc spakował się i wrócił do ojczyzny. Portorykańczyk był zapewne bardzo zaskoczony warsztatem szkoleniowym trenera Urlepa…
Maris Gulbis
Kiedyś panowała w naszym klubie prawdziwa moda na sprowadzenie młodych Łotyszy. Do tego trendu idealnie pasował Gulbis, który przed sezonem 2005/2006 miał niespełna 20 lat i został sprowadzony na testy do Anwilu. Łotewski skrzydłowy zaprezentował się z niezłej strony i pojawiła się nawet czteroletnia oferta kontraktu. Ze względu na pewne zawirowania kadrowe zabrakło jednak miejsca dla tego utalentowanego gracza. Przez kolejne lata Gulbis grał głównie w klubach ze swojej ojczyzny. Wielkiej kariery nie zrobił, ale zyskał status solidnego gracza. Od 20013 roku związany jest z BK Ventspils, a przypomnę, że rywalizowaliśmy z tą ekipą w Lidze Mistrzów 2018/2019.
Chris Herren
Bardzo ciekawa postać. Amerykański obrońca, który robił furorę już na etapie szkół średnich czy NCAA. W drafcie NBA z 1999 roku ekipa Denver Nuggets sięgnęła po Herrena z 33 numerem (z 55 nr do Spurs poszedł wtedy Manu Ginobili…). W latach 1999 -2001 rozegrał łącznie 70 meczów dla wspomnianych Nuggets oraz Boston Celtics. Nigdy jednak nie rozwinął w pełni swoich skrzydeł, a wszystko za sprawą narkotyków. Herren od młodzieżowych lat był uzależniony od twardych używek i powoli sam siebie wyniszczał.
Po zaprzepaszczeniu szansy w najlepszej lidze świata Herren wyruszył podbijać inne kontynenty. Zaczął od Włoch, a później była Turcja, Chiny, Niemcy czy Iran. Nigdzie nie zagrzał jednak miejsca. To były raczej krótkie epizody. Chociaż podczas jednego ze spotkań ligi chińskiej potrafił zdobyć 63 punkty.
Do Włocławka trafił w trakcie sezonu 2005/2006, ale jego postawa nie przekonała sztabu szkoleniowego Anwilu. Dla Herrena to był praktycznie ostatni podryg profesjonalnej kariery.
Amerykanin cały czas nie mógł zerwać z narkotykami. W 2008 roku przedawkował i rozbił samochód na słupie. Przez 30 sekund był w stanie śmierci klinicznej. Lekarze uratowali go wręcz cudem i to wydarzenie było „punktem zapalnym” do najważniejszej zmiany w życiu Herrena. Od tego czasu jest „czysty” i prowadzi działalność przestrzegającą młodych ludzi przed powielaniem jego własnych błędów.
Sandis Valters
Valters był testowany przez Anwil w trakcie sezonu 2005/2006. Miał już swoją renomę, gdy przybył do Włocławka. Był stałym reprezentantem Łotwy. Kilka miesięcy przed testami, na Eurobaskecie 2005, rzucił 28 punktów w meczu z wielką Hiszpanią. Miał na swoim koncie również pięć mistrzostw swojego kraju wywalczonych w barwach Broceni Ryga.
Łotewski obrońca nie przekonał jednak swoimi umiejętnościami naszych włodarzy. Podejrzewam, że główną rolę odegrał tutaj stosunek „cena/jakość”. Valters wrócił do ojczyzny. Miał później małe epizody w Niemczech, na Ukrainie czy we Włoszech, ale większość kariery spędził na Łotwie. W kolejnych latach dołożył cztery kolejne mistrzostwa swojego kraju, a podczas dwóch finałów został wyróżniony tytułem MVP.
Jason Crowe
Obrońca z USA, który był testowany przez nasz klub na początku sezonu 2006/2007. Crowe to prawdziwy obieżyświat i oprócz ojczyzny grał również w takich krajach jak Ukraina, Węgry czy Iran. W tym ostatnim zarabiał „ładne pieniądze”, dobrze sobie radził na parkiecie (22,3 pkt oraz 7,3 as), ale nie był zadowolony z życia w tym azjatyckim państwie. Dlatego postanowił wrócić do Europy i takim sposobem trafił do Włocławka. Nie spełnił jednak oczekiwań i musiał szukać nowego miejsca. Agent załatwił Amerykaninowi pracę całkiem niedaleko, bo nowym pracodawcą tego gracza została Polpharma Starogard Gdański. W barwach „Kociewskich Diabłów” też jednak nie zachwycał – 9,5 punktów; 5 zbiórek; 2,9 asyst oraz 1,9 przechwytów.
Po przygodzie w Polsce nasz niedoszły obrońca grał w takich zakątkach świata jak Nowa Zelandia, Australia, Wenezuela, Ukraina czy Bułgaria. Przez te kolejne lata Crowe znacznie poszerzył swój dorobek. Zdobył mistrzostwo Nowej Zelandii, zgarnął tytuł MVP tamtejszej ligi oraz trzykrotnie był najlepiej podającym zawodnikiem. Nieźle poradził sobie też na Ukrainie (Dnipro), gdzie zagrał w Meczu Gwiazd i został najlepszym obrońcą sezonu 2009/2010.
Sean Dockery
Dockery był uważany za wyróżniającego rozgrywającego już za czasów szkoły średniej. Takim sposobem trafił na legendarny Uniwersytet Duke. Amerykanin nigdy jednak nie rozwinął swojego talentu. Nie został wybrany do NBA w drafcie 2006, próbował jeszcze swoich sił w Lidze Letniej, grając dla Portland Trail Blazers, ale tym sposobem też nie dostał się do elity.
Do Anwilu trafił na testy przed sezonem 2006/2007. Nie przekonał jednak trenera Davida Dedka. Po tym epizodzie Dockery wrócił do USA, ale szybko przeniósł się do Niemiec. Następnymi etapami w jego karierze były Rumunia oraz Francja. Nigdzie jednak nie zachwycał. Dockery to jeden z wielu przykładów zmarnowanego talentu.
David Logan
To jest ciekawy przypadek! Przed sezonem 2006/2007 nasz zespół usilnie poszukiwał rozgrywającego. Dlatego na testach przebywali wspomnieni Crowe i Dockery. W tym gronie znalazł się również Logan. Amerykanin miał już doświadczenie poza swoją ojczyzną, bo grał w słabszych ekipach z Włoch i Izraela. Trener Dedek nie zdecydował się na angaż tego zawodnika w Anwilu, bo za dużo było w nim rzucającego obrońcy, a za mało rozgrywającego, którego wówczas tak bardzo potrzebowaliśmy.
Logan szybko trafił do Polpharmy i tam okazał się prawdziwym objawieniem PLK. Notował 15,1 punktów, 4,1 zbiórek, 2,2 asysty oraz 2,1 przechwytów. Dobra gra na Kociewiu zaowocowała awansem sportowym już w kolejnym roku i Amerykanin trafił do Turowa Zgorzelec. Tam błyszczał jeszcze bardziej, więc sięgnął po niego gwiazdorski Prokom i tam również poradził sobie rewelacyjnie. Kariera Logana spektakularnie ruszyła do przodu. Był prawdziwą gwiazdą. Później przyszła pora na grę w takich zespołach jak Caja Laboral Vitoria, Panathinaikos Ateny, Maccabi Tel Awiw, Alba Berlin, Dinamo Sassari czy Lietuvos Rytas Wilno. Do takich firm nie trafiają ludzie z przypadku. Przez te lata Logan zdobył wiele tytułów oraz indywidualnych wyróżnień.
W 2009 roku Logan otrzymał polskie obywatelstwo i wspierał naszą reprezentację podczas Mistrzostw Europy.
Ta sytuacja przypomina mi, gdy w sezonie 2017/2018 do Anwilu trafił Quinton Hosley. Wtedy też szukaliśmy głównie rozgrywającego, ale trener Igor Milicić skorzystał z okazji i wyszło nam to na dobre. Szkoda, że kilka lat wcześniej Dedek nie miał takiego zmysłu w przypadku Logana.
Sani Ibrahim
Center z Nigerii testowany przez Anwil przed sezonem 2006/2007. Wcześniej sprawdzany przez AZS Koszalin. Dotychczasowa kariera Ibrahima skupiała się na dość egzotycznych zespołach z jego ojczyzny, Belgii czy Kanady. Nie przekonał do siebie włodarzy ani włocławskiego, ani koszalińskiego klubu. W PLK i tak jednak zagrał, bo na podpisanie kontraktu zdecydowała się Unia Tarnów. Jeszcze w czasie sezonu 2006/2007 przeszedł do Znicza Jarosław i te rozgrywki były całkiem udane dla Nigeryjczyka. Notował 12,5 punktów oraz 9,7 zbiórek. Był najlepiej zbierającym graczem w całej lidze.
Nigeryjczyk dobrze czuł się w naszym kraju i podczas kolejnych sezonów reprezentował barwy takich ekip jak AZS Koszalin, Basket Kwidzyn czy Sportino Inowrocław. Swoją formą nie dobił już do tej z debiutanckich rozgrywek, ale wydawał się solidną opcją podkoszową dla drużyn z dolnych rejonów tabeli. W Inowrocławiu został jednak zwolniony przed końcem kontraktu i już nie wrócił do Polski. Znowu tułał się po mało znanych zespołach z Węgier, Kanady i Izraela.
Olu Famutimi
Ciekawy skrzydłowy z Kanady. Famutimi miał łatkę efektownego gracza z potencjałem, więc nic dziwnego, że próbował dostać się do NBA. Nie został wybrany w drafcie 2005, ale cały czas próbował. „Romansował” z takimi ekipami jak Philadelphia 76ers czy San Antonio Spurs. W obu przypadkach podpisał kontrakt, ale został zwolniony. Kanadyjczyk próbował również swoich sił podczas Ligi Letniej w barwach New York Knicks, Utah Jazz i Seattle SuperSonics. Sukcesu jednak nie osiągnął.
Famutimi był testowany przez Anwil przed sezonem 2007/2008. Trenerzy zdecydowali się jednak na Valdasa Vasyliusa, który opuścił nasz klub zaledwie po kilku meczach. Razem ze wspomnianą dwójką na testach we Włocławku przebywał również serbski skrzydłowy Jovan Stefanov, ale też okazał się słabszy od Vasyliusa.
Na późniejszym etapie swojej kariery Famutimi grał w zespołach, które nic nie mówią polskim kibicom. Zwiedził Turcję, Francję, Argentynę, a najwięcej lat spędził w swojej ojczyźnie. Grał również dla reprezentacji Kanady. Wydaje mi się, że Famutimi to jeden z niespełnionych talentów.
Kevyn Green
Amerykański skrzydłowy podpisał kontrakt z Anwilem przed sezonem 2009/2010. To był jego pierwszy klub po NCAA. Na uczelni prezentował się bardzo dobrze, więc kibice wiązali z nim pewne nadzieje. Niestety niedane nam było przekonać się o możliwościach Greena, bo przez poważne problemy rodzinne zawodnik poprosił o rozwiązanie umowy jeszcze przed rozgrywkami. W kolejnych latach próbował jeszcze swoich sił w Szwajcarii oraz Francji (niższa liga), ale ostatecznie musiał zakończyć swoją karierę już w 2011 roku.
Co ciekawe, na wielu portalach ten zawodnik widnieje pod specyficznym nazwiskiem Kevyn Popovich-Green.
Jonathan Kale
Kale miał być naszym pierwszym środkowym w sezonie 2009/2010. Zawodnik urodził się w USA, ale miał również obywatelstwo Wybrzeża Kości Słoniowej i grając dla reprezentacji tego kraju, wywalczył srebrny medal Mistrzostw Afryki 2009. Kale na turnieju notował 5,6 punktów oraz 3,6 zbiórek.
Anwil miał być jego pierwszym klubem po NCAA. Gdy Kale zawitał do Włocławka, to okazało się, że rzeczywistość odbiega od nagrań z płyt DVD i kontrakt został rozwiązany jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek.
Iworyjczyk pozostał jednak na „Starym Kontynencie” i grał w hiszpańskich oraz francuskich niższych ligach.
Aleks Perka
Skrzydłowy, urodzony w Polsce, ale od dziecka mieszkał w USA, gdzie skończył Uniwersytet Rice’a. Anwil był pierwszym rodzimym klubem, który postanowił sprawdzić tego chłopaka. Perka przybył do nas na testy przed sezonem 2009/2010. Ostatecznie z podpisanie kontraktu nic nie wyszło, ale Aleks pozostał już w ojczyźnie. Grał w takich ekipach jak Polonia Warszawa, AZS Koszalin czy Polfarmex Kutno. Od 2012 roku, nieprzerwanie, związany jest z toruńską ekipą. Stał się już nawet pewnym symbolem tego klubu. Perka gwiazdą nigdy nie był, ale za tą wierność i jego waleczność zasługują na szacunek. Swego czasu był też znany z efektownych wsadów.
Tomasz Cielebąk
Cielebąk pochodzi z Ostrowa Wielkopolskiego i na PLK „zjadł zęby”. Przez lata reprezentował barwy takich klubów jak lokalna Stal, Śląsk Wrocław, Legia Warszawa, Czarni Słupsk, Polpharma Starogard Gdański, Kager Gdynia czy Kotwica Kołobrzeg. Miał również epizod w NCAA oraz niemieckim New Yorker Phantoms Brunszwik. Przez te lata zdobywał Mistrzostwa, Puchary oraz Superpuchar. Cielebąk nigdy nie był gwiazdą, ale zawsze solidnym ligowcem.
Do Anwilu trafił przed sezonem 2011/2012. Miał już wówczas 35 lat i „Rottweilery” chciały czerpać z bogatego doświadczenia tego silnego skrzydłowego. Przed rozpoczęciem sezonu kontrakt został jednak rozwiązany ze względu na problemy zdrowotne „Bączka”.
Cielebąk nie wrócił już na najwyższy poziom rozgrywkowy. Ostatnie lata swojej kariery spędził w niższych ligach, a od 2014 roku zajmuje się „trenerką”.
Taron Downey
Mój „ulubieniec”! Podczas sezonu 2011/2012 nasz zespół poszukiwał rozgrywającego, który byłby w stanie odciążyć „Szubiego”. Wybór padł na Downey’a. Amerykanin całkiem nieźle radził sobie w NCAA, a później potrafił zaskakiwać w Holandii czy francuskiej lidze Pro B. Wydawał się perfekcyjnym wyborem dla Anwilu. Downey miał zadebiutować niemal „prosto z samolotu” w starciu z ŁKSem. Nie udało się jednak dopełnić pewnych formalności i starcie nowych kolegów z Łodzianami musiał obserwować z poziomu trybun Hali Mistrzów.
Na razie wszystko wygląda normalnie, ale czas na najlepsze. Downey postanowił spożytkować pierwszy weekend w nowym mieście i wybrał się na imprezę. Zabawa w TB Kingu nie potoczyła się jednak po myśli Amerykanina. Efekt? Na poniedziałkowy trening Downey dotarł… ze złamaną ręką! To oznaczało automatyczne rozwiązanie kontraktu ze względu na nieprofesjonalne zachowanie. Krótko trwała przygoda Amerykanina we Włocławku i została zakończona w spektakularny sposób. Okazało się, że niezły „ananas” z tego rozgrywającego, ale niestety na parkiecie tanecznym, a nie koszykarskim.
Dalsza kariera Downeya ostro przystopowała. Ciężko znaleźć jakieś szczegółowe informacje. Wiem tylko, że w sezonie 2012/2013 występował w cypryjskim Michelin Etha Engomis. Notował tam 8,2 punktów, 2,6 zbiórek, 2,3 asysty oraz 1,2 przechwytów. Jakiś czas temu „zawiesił buty na kołku” i pracuje w roli trenera jednej z amerykańskich szkół średnich. Ciekawe czy zabiera swoich podopiecznych na imprezy…
Marshall Moses
Amerykanin podpisał kontrakt z Anwilem przed sezonem 2011/2012. Dla tego silnego skrzydłowego był to pierwszy kontakt z Europą. Dotychczas występował jedynie na Uniwersyteckie Oklahoma, gdzie radził sobie naprawdę przyzwoicie. Wydawało się, że Moses gwarantuje sporo efektownej, dynamicznej i fizycznej gry pod koszem. Nie ukrywam, że ten transfer bardzo mnie ekscytował, bo brakowało nam zawodnika prezentującego taki styl.
Rzeczywistość zweryfikowała jednak możliwości Mosesa bardzo szybko. Kontraktowanie graczy prosto po uczelni zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem, a ten przypadek najlepiej to obrazuje. Amerykanin miał spore problemy, aby odnaleźć się w nowej rzeczywistości i zawodził w sparingach. Postanowiono rozwiązać z nim kontrakt, ale to nie było takie proste. Moses został odsunięty od zespołu i trenował indywidualnie, a w tym czasie klub toczył batalię z agentem. Ostatecznie, po kilku tygodniach, umowa została rozwiązana.
W kolejnych latach Moses występował w drugoligowych klubach z Turcji czy Izraela. Osiągał bardzo ciekawe statystyki, ale należy wziąć pod uwagę poziom tych rozgrywek. Amerykanin od kilku sezonów udziela się również w coraz popularniejszej koszykówce 3×3, gdzie reprezentuje barwy Azerbejdżanu.
Elijah Johnson
Amerykański obrońca zasilił Anwil przed sezonem 2013/2014. Johnson był absolwentem Uniwersytetu Kansas, gdzie dobrze sobie radził, i eksperci uważali, że może zostać gwiazdą polskiej ligi. To jednak kolejny przykład zawodnika ze sporymi problemami adaptacyjnymi w całkowicie nowym miejscu. Na dodatek Amerykanin miał bardzo trudny charakter i nie wykazywał żadnych chęci poprawy. W efekcie został odsunięty od drużyny podczas jednego z turniejów towarzyskich. Po tej decyzji zawodnik obiecywał poprawę, ale słowa nie zostały poparte czynami. Johnson ponownie został odsunięty od zespołu, a kontrakt ostatecznie rozwiązano.
Na ryzyko zdecydowała się Rosa Radom i przygarnęła tego niesfornego gracza w swoje szeregi. W naszej lidze Johnson notował ciekawe statystyki – 13,2 punktów, 2,6 zbiórek, 1,9 przechwytów oraz 1,8 asyst. Wiele osób podkreślało jednak, że gra zbyt egoistycznie. To jeszcze nic, bo prawdziwe „jaja” zaczęły się później. Amerykanin doznał kontuzji kolana i poleciał do ojczyzny na zabieg. Niby sytuacja normalna, ale po kilku tygodniach… okazało się, że nie było żadnego zabiegu, a Johnson do Radomia już nie wrócił!
W późniejszym etapie swojej kariery bardzo często zmieniał kluby. Nigdzie nie potrafił zagrzać miejsca na dłużej. Zdarzały się przypadki podobne do włocławskiego, czyli rozwiązanie umowy jeszcze przed pierwszym meczem. Warto zwrócić jednak uwagę, że Johnson miał epizody w tak znanych zespołach, jak Efes Stambuł czy Cibona Zagrzeb. Sezon 2019/2020 spędził w izraelskim Maccabi Ashdod, gdzie notował 13,9 punktów, 4 zbiórki i 2,7 asysty.
Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że Johnson zajmuje się także rapowaniem.
Zane Knowles
Egzotyczny środkowy. Nie dość, że pochodzi z Bahamów, to na dodatek przed przyjazdem do Polski występował w NCAA oraz lidze japońskiej. Trener Igor Milicić wiązał z tym zawodnikiem spore oczekiwania i Knowles podpisał dwuletni kontrakt z Anwilem przed sezonem 2015/2016. Jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek wykryto jednak pewne problemy zdrowotne Bahamczyka. Nasz klub nie chciał ryzykować i umowa została zerwana.
Knowles nie opuścił Polski i trafił do Siarki Tarnobrzeg. W barwach tej niedocenianej ekipy radził sobie wręcz rewelacyjnie i notował 12,5 punktów, 10,9 zbiórek oraz 1,6 bloków. Takie występy nie przeszły bez echa i center zwrócił na siebie uwagę bogatszych zespołów. Jeszcze w trakcie sezonu przeszedł do Kinga Szczecin. W nowych barwach nie radził sobie już tak wyśmienicie (4,8 pkt i 4,6 zb). Pojawiła się opinia, że powodem słabszej dyspozycji były problemy zdrowotne, które dały o sobie znać przy większym obciążeniu treningowy.
Po opuszczeniu Polski trafił do francuskiej ligi Pro B, a następnie zrobił duży krok w swojej karierze, bo podpisał kontrakt z PAOK Saloniki. W lutym przeniósł się jednak do bułgarskiej ekipy Levski Lukoil, ale przez sytuację z koronawirusem zdołał rozegrać tam jedynie dwa spotkania (średnio 13 punktów, 7 zbiórek i 1,5 przechwytów).
Myles McKay
Ten rzucający obrońca z USA zaistniał w PLK podczas sezonu 2014/2015. Był wówczas czołową postacią w MKS Dąbrowa Górnicza (19,3 pkt; 4,9 zb; 2,9 as; 1,9 prz). Wcześniej sporo podróżował po świecie, bo oprócz ojczyzny grał w takich państwach jak Czechy, Włochy, Cypr, Turcja czy Izrael (ciekawsze zespoły w jego CV – CEZ Nymburk i Apoel Nikozja). Po sezonie w naszym kraju McKay przeniósł się do Le Portel i bardzo pomógł tej francuskiej ekipie w wywalczeniu awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej. Kolejnym przystankiem w karierze Amerykanina miał być izraelski zespół Ironi Ramat Gan. Po zaledwie jednym meczu McKay musiał jednak wracać do ojczyzny ze względu na poważne problemy rodzinne. W taki sposób stracił cały sezon. Po tej przerwie związał się właśnie z naszym Anwilem.
Wydawało się, że to niezła okazja, bo zawodnik po tak długim rozbracie z koszykówką nie mógł mieć wygórowanych oczekiwań finansowych. McKay deklarował, że pojawi się we Włocławku w pełni przygotowany. Pierwsze badania wykazały jednak, że zdrowie tego obrońcy nie pozwala nawet na normalne trenowanie. Decyzja mogła być tylko jedna i Amerykanin opuścił nasz zespół jeszcze przed startem sezonu 2017/2018. Okazało się, że to był koniec profesjonalnej kariery McKay’a.
Luis Montero
Najświeższa historia. Skrzydłowy z Dominikany trafił do Anwilu przed sezonem 2018/2019 i był kreowany na nową gwiazdę. Nic dziwnego, bo przecież ma na swoim koncie występy w NBA. Szybko został jednak z Włocławka „wykurzony”. Nie przeszedł badań medycznych, a jego profesjonalizm budził wątpliwości.
Montero odbił się od Europy i już nie podejmował kolejnej próby podboju „Starego Kontynentu”. Karierę kontynuował w Wenezueli, Portoryko, Meksyku i Argentynie. Ma na swoim koncie występy w reprezentacji Dominikany. Grał w barwach swojej ojczyzny nawet podczas zeszłorocznych Mistrzostw Świata. Dominikana awansowała do drugiej rundy, a Montero notował średnio 5,6 punktów i 2,8 zbiórek.