Wywalczony awans do półfinału!

Anwil wrócił do Play-Off po trzyletniej przerwie w bardzo pięknym stylu, bo gramy dalej! Awans do półfinału jest niczym piękny sen i oznacza, że już teraz możemy uznać sezon 2021/2022 za udany, bo osiągnęliśmy rezultat przewyższający przedsezonowe oczekiwania, a przecież to nie koniec naszej drogi. Nie muszę chyba przypominać, że apetyt rośnie w miarę jedzenia 😉 .

Musieliśmy jednak najpierw pokonać Twarde Pierniki Toruń, aby dołączyć do czołowej czwórki. Za nami seria godna Play-Off. Każde pojedyncze spotkanie niosło ze sobą sporą dawkę emocji i każde tworzyło osobną historię przepełnioną walką, czyli tym, co wręcz niezbędne na tym etapie rozgrywek. Najważniejsze, że nasze „Rottweilery” stanęły na wysokości zadania i odprawiliśmy lokalnego rywala 3:1.

Anwil Włocławek - Twarde Pierniki Toruń Play-Off 2022FOTO: Ada / wlc.pl

Cztery mecze do półfinału

Inauguracyjny mecz miał dwa zupełnie różne oblicza. Pierwsza połowa nie przebiegała pod nasze dyktando i do przerwy przegrywaliśmy 42:46. Po zmianie stron goście jeszcze bardziej podkręcili tempo i dość szybko wyszli na +8. Później nastała jednak prawdziwa magia. Anwilowcy złapali wreszcie właściwy rytm i toruńscy koszykarze zostali wręcz zmasakrowani. W trzeciej kwarcie zaliczyliśmy run 19:2, który przełamał linię frontu. Przez ostatnie 8,5 min nasi rywale nie zdobyli ŻADNEGO punktu, a my zaliczyliśmy w tym czasie serię 22:0. Drugą połowę wygraliśmy aż 50:16, a cały mecz 92:62. Te liczby mówią wszystko! To był prawdziwy nokaut, a Twarde Pierniki w pewnym momencie marzyły już tylko o końcowej syrenie. Zwycięstwo +30 w PO to coś niesamowitego oraz pięknego!

Play-Off ma to do siebie, że każdy mecz jest inny. Można gromić w jednym spotkaniu, ale to nie ochroni przed ewentualną porażką w kolejnym, a na końcu nie ma znaczenia różnica punktów tylko ilość wygranych meczów. Dlatego koncentracja jest kluczowa. Na szczęście Anwil nie miał z tym problemu podczas drugiego spotkania, którego przebieg był w pewnym stopniu zbliżony do tego wcześniejszego. Oglądaliśmy wyrównane starcie, ale w trzeciej kwarcie „Rottweilery” znowu wkroczyły na wyższy poziom i zaliczyły run 14:0, który ustawił rywalizację. Tym razem nie otrzymaliśmy większej ilości efektownych fajerwerków, ale to wystarczyło, aby wygrać 87:71. Włocławska twierdza została obroniona bez większych problemów!

Trzeci mecz był… dziwny. Anwil stał przed ogromną szansą, aby zamknąć tę serię „do zera”. W pewnym momencie prowadziliśmy +13, a przewaga była łącznie po naszej stronie przez ponad 25 minut. Po trzech kwartach tablica wyświetlała remis, ale ostatnią kwartę przegraliśmy 32:23, a cały mecz 94:85. Dlaczego tak wyszło? Twarde Pierniki grały bardzo twardo. Obserwowaliśmy naprawdę ostre starcie i momentami wręcz „brudną koszykówkę”. Niepotrzebnie daliśmy się wplątać w takie granie, bo nasi rywale właśnie do tego dążyli. Toruńska ekipa lepiej radziła sobie w takim ostrym klimacie.

Sędziowie mieli mnóstwo pracy. Bardzo często używali gwizdków i niezwykle ochoczo podchodzili do monitora, aby lepiej obejrzeć poszczególne akcje w celu wydania wyroku. Łącznie odgwizdano aż 69 przewinień oraz przyznano 67 rzutów wolnych! Niecodzienne zjawisko. Jonah Mathews, Luke Petasek, Ziga Dimec oraz James Bell nie dokończyli spotkania przez osiągnięcie limitu przewinień. Dla Petraska to był pierwszy taki przypadek w bieżącym sezonie. Straciliśmy czterech graczy z pierwszej piątce i nie mieliśmy kim grać w decydujących momentach. Z całym szacunkiem dla tych, którzy zostali na placu boju, bo dzielnie walczyli, ale w PO przychodzą momenty, gdy doświadczenie jest na wagę złota. U nas tego zabrakło.

W czwartym meczu „Rottweilery” były stroną dominującą. W trzeciej kwarcie prowadziliśmy nawet +20. Gospodarze jednak nie odpuszczali. Zaczęli regularnie trafiać z dystansu i stopniowo niwelować różnicę. Podczas czwartej kwarty zeszli nawet do dwóch punktów i to mnie bardzo martwiło, bo oznaczało niepotrzebną nerwówkę. Na szczęście w decydujących minutach nasi czołowi gracze zachowali „zimną krew” i poprowadzili Anwil do zwycięstwa 78:85. Takim sposobem zamknęliśmy tę wymagającą serię w czterech meczach!

Twarda gra i prawdziwa walka

To była naprawdę twarda rywalizacja. Twarde Pierniki próbowały za wszelką cenę narzucić taki styl. Gdy wchodziliśmy w tę pułapkę, to miewaliśmy problemy. Włocławscy kibice zapamiętają na pewno takie nazwiska jak Daniel Amigo oraz Roko Rogić. Panowie brylowali w ostrym graniu oraz takim boiskowym cwaniactwie. Zaznaczę jednak, że Rogić bardzo mi zaimponował. Chorwat udowodnił, że jest świetnym rozgrywającym i odgrywał rolę prawdziwego motoru napędowego swojej ekipy oraz był dla nas sporym utrapieniem.

Toruński zespół poległ, ale pokazał, że jest naprawdę twardy. Przed sezonem mało kto typował, że w ogóle zagrają w PO. Przez pewien czas byli prawdziwą rewelacją rozgrywek. Później stracili jednak dwóch najlepszych graczy, ale i tak utrzymali solidny poziom. Trener Ivica Skelin wykonał w Toruniu kawał dobrej roboty. W ćwierćfinale zmusili nas do sporego wysiłku. Poprzeczka została zawieszona dość wysoko i Anwil musiał ostro walczyć. Na szczęście pokazaliśmy po raz kolejny swój włocławski charakter i dosłownie WYWALCZYLIŚMY awans do półfinału. W tej serii oglądaliśmy prawdziwą wojnę, a to jest właśnie kwintesencja Play-Off. Tak to właśnie zapamiętam. „Rottweilery” sprawiły mi mnóstwo radości tym awansem, ale Twarde Pierniki też zasługują na uznanie i na pewno nikomu nie przysporzyli wstydu swoją postawą.

Za małe obręcze dla Twardych Pierników

Sporym problemem Twardych Pierników były rzutu z dystansu. Szczególnie podczas rywalizacji w Hali Mistrzów nie mogli wyczuć obręczy przy próbach zza łuku i zanotowali łącznie 8/41, czyli jakieś 19,5%. W trzecim meczu było już troszkę lepiej, ale cały czas bez szału, bo tylko 7/20 (35%). Dopiero w ostatnim starciu wznieśli ten element na wyższy poziom (14/31 – 45,2%) i przez to mieliśmy trochę kłopotów, ale i tak to nie wystarczyło na przedłużenie rywalizacji. Przy próbach z bliższej odległości toruński zespół też nie imponował. W każdym spotkaniu to nasz Anwil trafiał rzuty z gry na wyższej skuteczności. Nikogo nie zaskoczę, jeśli wspomnę, że bez celnych rzutów ciężko wygrać koszykarski pojedynek 😉 . Jak widać, włocławska defensywa jest chwalona niebezpodstawnie.

Czas weteranów

Stare porzekadło mówi, że Play-Off to czas weteranów. Dyspozycja naszych zawodników pokazuje, że to nie jest przesada. Czołową rolę w Anwilu odgrywał Kyndall Dykes. „Wujek KD” wchodził z ławki i robił różnicę! Co ciekawe, później przyznał, że doskwierał mu potworny ból zęba. Niestety sam doświadczyłem, jak coś takiego uprzykrza życie, więc tym bardziej SZACUNEK dla reprezentanta Palestyny.

Bardzo dużo do gry Anwilu wniósł również Kamil Łączyński. Nasz kapitan po prostu jak gdyby nigdy nic, z dnia na dzień uruchomił swój „tryb Play-Off”. W pierwszym spotkaniu może jeszcze nie błyszczał, ale w każdym kolejnym był prawdziwym liderem. Opanowanie, pewność siebie oraz odwaga. Te cechy najlepiej określają grę „Łączki”. Dobrze mieć takiego kapitana!

Ciekawym przypadkiem jest James Bell. Amerykanin posiada naprawdę pokaźne doświadczenie na europejskich parkietach, ale w obecnym sezonie bywa troszkę chimeryczny. Czasami zaskakuje niesamowitymi zagraniami, a innym razem bywa zupełnie niewidoczny. Liczyłem, że podczas PO wyciągnie kilka sztuczek ze swojego sporego bagażu i miałem rację. Podczas ostatniego starcia to właśnie Bell poprowadził nas do tego cennego zwycięstwa. Zanotował wówczas 22 punkty (5 „trójek”), 6 asyst oraz 4 zbiórki. Liczę, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa 😉 .

Luke Petrasek zanotował najwyższy współczynnik +/- spośród wszystkich naszych graczy podczas całej serii. Gdy nasz „Skywalker” przebywał na parkiecie, to byliśmy na +75. Całkiem sympatyczne osiągnięcie. Będąc jednak zupełnie szczerym, to przyznam, że od Petraska oczekuję znacznie więcej. Po prostu wiem, że jest w stanie zaoferować nam znacznie więcej. Podczas ćwierćfinałowej rywalizacji nie był zbyt widoczny w akcjach ofensywnych. Nie rzucał często i ze skutecznością też nie było wesoło. Wielkie emocje oraz walka za nami. Przed nami jednak to samo tylko na jeszcze większą skalę. Dlatego potrzebujemy wszystkich zawodników w dobrej dyspozycji. Dlatego liczę na odrodzenie Petraska i nie widzę przeciwwskazań, aby było inaczej. NAJWAŻNIEJSZE PRZED NAMI!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *