Włocławski wychowanek

Pochodzi z Przasnysza, ale koszykówki uczył się we Włocławku. Robert Witka wszedł do seniorskiej koszykówki podczas sezonu 1997/1998. Jego debiut miał miejsce dokładnie 22.01.1998 podczas meczu Anwil / Nobiles Włocławek – Zagłębie Sosnowiec. Była to końcówka pierwszej rundy sezonu. Witka wówczas nie zapunktował, ale nasz zespół wygrał 99:70. „Wicia” nie miał wtedy nawet 17 lat! W rozgrywkach juniorskich wykazywał się jednak nieprzeciętnymi umiejętnościami i zasłużył na swoją szansę.

Robert Witka Anwil
Robert Witka

Tak rozpoczęła się wielka przygoda naszego wychowanka z poważną koszykówką, która trwała przez ponad 20 lat.

Na pierwsze punkty w PLK ten młody chłopak musiał poczekać dwa miesiące. Kolejną szansę otrzymał podczas meczu z AZS Elaną Toruń. Nasz zespół zwyciężył 90:75, a Witka zaliczył 2 punkty. Do końca rozgrywek 1997/1998 jeszcze dwukrotnie pojawił się na parkiecie.

Przez kolejne dwa sezony rozegrał łącznie 6 spotkań ligowych oraz 3 w ramach Korac Cup (sezon 1999/2000). W celu dalszego rozwoju na kampanię 2000/2001 został wypożyczony do Zagłębia Sosnowiec. W niższej lidze mógł liczyć na większą ilość minut. Dzięki temu zyskiwał niezwykle cenne doświadczenie i ogranie, które na pewno pomogło w dalszej karierze.

Do Włocławka wrócił na kolejny sezon. Anwil był wtedy naszpikowany gwiazdami i młody zawodnik miał duży problem, aby przebić się do meczowej rotacji. Trenerzy Stevan Tot, a następnie Aleksandar Petrović nie widzieli za bardzo miejsca dla Roberta. Ostatecznie Witka rozegrał zaledwie 3 spotkania ligowe i nie zdobył żadnego punktu. Był to jednak jego pierwszy i ostatni sezon, w którym nie umieścił piłki w koszu rywali. Tyle samo spotkań rozegrał w Pucharze Saporty, ale w zmaganiach europejskich zdołał zdobyć punkty.

Prawdziwy przełom nastąpił w sezonie 2002/2003. Trenerem Anwilu został Andrej Urlep i Witka został obdarzony dużym zaufaniem ze strony tego szkoleniowca. „Wicia” wywalczył sobie stałe miejsce w meczowej rotacji. W wieku 21 lat został wreszcie poważnym koszykarzem.

Bez wątpienia, trener Urlep miał ogromny wpływ na koszykarskie ukształtowanie Roberta. Szybko przyszedł również prawdziwy test dojrzałości naszego wychowanka. W rozgrywkach europejskich podejmowaliśmy na swoim parkiecie FC Porto. Portugalczycy prowadzili 77:78, ale niemal równo z końcową syreną Witka został sfaulowany przy rzucie. Miał dwa osobiste, które mogły odmienić losy tego spotkania lub chociaż przynieść dogrywkę. „Wicia” jednak nie wytrzymał psychicznie i przestrzelił obydwie próby. Urlep publicznie bronił młodego koszykarza i cały czas w niego wierzył. To tylko dowodzi, że widział jaki potencjał skrywa w sobie Witka.

Końcówkę sezonu 2002/2003 nasz wychowanek niestety stracił z powodu kontuzji. Na zakończenie zmagań mógł się jednak cieszyć ze zdobycia Mistrzostwa Polski razem z kolegami. Był to przełomowy rok nie tylko dla Roberta, ale również dla całego miasta.

Z roku na rok Witka umacniał swoją pozycję w zespole. Wyrósł na naprawdę solidnego ligowca. Podczas sezonu 2005/2006 w zdecydowanej większości spotkań wychodził w pierwszej piątce i średnio na mecz dostarczał 10,1 punktów oraz 5,1 zbiórek. Jak się okazało, były to raczej jego najlepsze rozgrywki w całej karierze.

Po wspomnianym sezonie, we Włocławku nadszedł czas zmian. Urlep przestał być trenerem Anwilu. Z zespołu odszedł również Robert Witka. Można powiedzieć, że coś się skończyło. „Wicia” spędził w naszym i zarazem swoim, klubie aż osiem lat. Tutaj nauczył się koszykówki i wypracował swoją markę. Przez ten czas jego osobista kolekcja powiększyła się o złoty medal Mistrzostw Polski oraz cztery srebrne. Bez wątpienia zapisał się w historii naszej koszykówki. Rozegrał dla włocławskiego klubu łącznie 140 spotkań ligowych, co plasuje Witkę w ścisłej czołówce pod tym względem.

Pamiętam, że bardzo chciałem, żeby „Wicia” jeszcze do nas wrócił. Jakoś tak zawsze wspierałem lokalnych graczy. Tak się jednak nie stało. Dalsze lata kariery naszego wychowanka pokazały jednak, że nie lubi zbyt często zmieniać otoczenia.

Następnym przystankiem w jego karierze był Turów Zgorzelec. Tutaj też się zasiedział i spędził w przygranicznym mieście cztery kolejne sezony. Cały czas był bardzo przydatnym zawodnikiem, a jego gablota poszerzyła się o kolejne trzy srebrne medale.

Kolejnym klubem w karierze Witki było Asseco Prokom Gdynia. „Wicia” załapał się jeszcze na złote czasy tej organizacji. Gdy zawitał do Trójmiasta, to nie brakowało tam gwiazd. Nasz wychowanek zdołał jednak wkomponować się w całe to towarzystwo. Może nie zależało już tak wiele od niego, jak w poprzednich latach, ale cały czas dostarczał sporo korzyści swojej drużynie. Tę przygodę zaczął bardzo dobrze, bo wywalczył Superpuchar Polski. Łącznie spędził w Gdyni trzy sezony. Niestety, w tym okresie borykał się również z kontuzjami. Zerwał ścięgno Achillesa i to w pewnym stopniu pokrzyżowało jego plany. Ostatecznie zawiesił jednak na swojej szyi kolejne, dwa złote medale, więc okres gdyński mógł uznać za spełniony. W sezonie 2012/2013 wielkie Asseco stało się już tylko historią, ale Witka postanowił jeszcze spędzić tam te rozgrywki. Nie był wybijającą się postacią, ale na pewno jego doświadczenie było bardzo przydatne dla kolegów z zespołu.

W sezonie 2013/2014 przyszła kolej na następną zmianę pracodawcy. Takim sposobem nowym zespołem Roberta została Rosa Radom. Witka miał wówczas 32 lata, czyli powoli wkraczał w wiek weterana. Na pewno wiele osób zastanawiało się, co jest w stanie jeszcze zaprezentować. W Radomiu, tak jak we wszystkich poprzednich miejscach, szybko odnalazł swoją rolę i wypracował odpowiednią pozycję. W rozgrywkach 13/14 aż 98% spotkań zaczynał w wyjściowej piątce. Żaden inny zawodnik Rosy nie zbliżył się nawet do tego wyniku. W barwach radomskiej drużyny prezentował koszykówkę, do której przez lata nas przyzwyczaił. Solidny i przydatny gracz, ale nie gwiazda.

Radom bardzo polubił naszego wychowanka i zatrzymał go u siebie aż do bieżącego roku. Spędził tam pięć lat! Dłużej grał tylko we Włocławku. Przez ten czas dołożył do swojej kolekcji kolejny srebrny medal, kolejny Superpuchar oraz pierwszy w karierze Puchar Polski. Z wiekiem wiadomo, że tracił pewne koszykarskie walory, ale opierając swoją grę na bogatym doświadczeniu, niejednokrotnie potrafił jeszcze zaskoczyć. Niestety, ze względu na kontuzję stracił niemal cały sezon 2017/2018. Rozegrał podczas tego roku tylko osiem spotkań ligowych. Po tych rozgrywkach postanowił zakończyć karierę zawodniczą.

Robert Witka przez te 20 lat profesjonalnego grania wyrósł z nieopierzonego juniora na naprawdę solidnego i szanowanego ligowca. Nie był nigdy gwiazdą czy liderem, ale nikt od niego raczej tego nie oczekiwał. „Wicia” wnosił na parkiet inne wartości. Nie lubił zmian w swoim życiu i przez ten długi czas reprezentował barwy tylko czterech zespołów. Zdobył aż 14 różnego rodzaju medali i pucharów. Tak naprawdę, to na krajowym podwórku do pełnej kolekcji zabrakło mu tylko brązu. Zaliczył spotkania w wielu europejskich rozgrywkach. W tym elitarnej Euroligi. Był również wybierany do Meczu Gwiazd PLK. Jeśli chodzi o reprezentację, to również może czuć się spełniony. Wielokrotnie występował z Białym Orłem na piersi i grał nawet na Mistrzostwach Europy.

„Wicia” nie był nigdy wielką indywidualnością, ale wszędzie gdzie się znalazł, to potrafił znaleźć dla siebie miejsce. Naprawdę solidny zawodnik przez całą, długą karierę. Prawdziwy kolekcjoner trofeów. Każdy zawodowy koszykarz powinien być zadowolony z takiego przebiegu kariery. Ja żałuję tylko, że już nigdy nie wrócił do miejsca, gdzie wychował się jako koszykarz.

Dla wielu profesjonalnych koszykarzy przejście na zawodniczą emeryturę nie oznacza całkowitego rozbratu z koszykówką. W przypadku Roberta jest tak samo. Radom pochłonął go tak bardzo, że został pierwszym szkoleniowcem Rosy przed zbliżającym się sezonem. Nie ukrywam, że zszokował mnie taki obrót spraw. Witka nie ma doświadczenia nawet w roli asystenta, a od razu został rzucony na głęboką wodę. Mam obawy o to, jak sobie poradzi z tym wyzwaniem. Pozostaje mieć nadzieje, że przez te wszystkie lata podłapał odpowiednie wzorce, bo przecież współpracował z wieloma wybitnymi trenerami. Ja na pewno będę trzymał za niego kciuki. To w końcu włocławski wychowanek! Nie zapominajmy o tym, bo nie wiadomo, kiedy trafi się drugi taki Witka.

3 odpowiedzi do “Włocławski wychowanek”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *