Stelmet wyrównał…

Po pierwszym spotkaniu półfinałowej konfrontacji ze Stelmetem Zielona Góra nasza oczekiwania oraz nadzieje były niezwykle rozbudzone. Nic dziwnego, bo Anwil rozegrał niesamowite zawody. To jest jednak Play-Off. Tutaj każdy mecz może być zupełnie inny. Niestety przekonaliśmy się o ty na własnej skórze. W drugim spotkaniu role zupełnie się odwróciły i Mistrz Polski totalnie nas rozbił.

Airington_MilicicFOTO: anwil24.pl
Jaylin Airington i trener Igor Milicić

Oglądaliśmy zupełnie inny Anwil niż podczas pierwszego spotkania. Zabrakło tej determinacji i woli walki. Problem leżał w głowach, a nie umiejętnościach, naszych graczy. Tym razem to podopieczni Andreja Urlepa wzięli się ostro w garść i zaprezentowali cechy, którymi niecałe dwa dni wcześniej błyszczał Anwil. To wystarczyło do kontrolowania spotkania, a my nie byliśmy w stanie przełamać losów tego meczu.

Zabrakło nam pełnej koncentracji. Na dodatek, każda nieudana akcja oraz każda udana akcja gości, odbierała resztki pewności siebie. Z minuty na minutę mieliśmy coraz większe problemy z konstruowaniem akcji ofensywnych. Baliśmy się podejmować ryzyka.

Popełnialiśmy również stanowczo za dużo niewymuszonych strat. Zbyt często oddawaliśmy piłkę bezpośrednio w ręce rywali lub gdzieś w aut i to bez jakiegoś niesamowitego nacisku obrońców. Tego typu zachowania, na tym etapie rozgrywek, są po prostu niewybaczalne. W całym meczu zanotowaliśmy 19 strat, a nasi rywale tylko 9. Stelmet bardzo chętnie korzystał z naszych prezentów i wyprowadzał zabójcze kontry, co tylko jeszcze bardziej odbierało naszą wolę walki.

Totalnym nieporozumieniem było to, co grał Ivan Almeida. „El Condor” myślami był chyba na zupełnie innym meczu. Ewentualnie męczył go niesamowity kac lub stał się ofiarą kolejnej części „Kosmicznego Meczu”. Totalnie nie był sobą. Wyglądało, jakby nie miał żadnego pomysłu na grę. Jego postawa na boisku to był wręcz sabotaż. Tak dziwnych strat dawno nie widziałem. Almeida zapisał na swoim koncie 3/11 z gry oraz 7 strat. Zanotował również 7 zbiórek oraz 7 asyst, ale to nie ratuje jego bardzo słabego występu. Dziwi mnie, że grał prawie 30 minut przy takiej dyspozycji. Czyżby trener Igor Milicić liczył na cudowne przełamanie tak jak rok temu w przypadku Jaramaza?

Almeidzie troszkę wtórował Quinton Hosley. Amerykanin dodał od siebie 4 straty. Również nie mógł wejść w rytm tego meczu. Gdy ktoś z tej dwójki zaczynał swój dziwny drybling, to wolałem zamykać oczy…

Powszechnie wiadomo, że niedźwiedzia nie powinno się budzić. My jednak nie byliśmy w stanie ukoić drapieżnika. Niedźwiedź objawił się jako Vladimir Dragicević i wyrządził nam sporo krzywdy. Czarnogórzec przypomniał, że jest podkoszowym z wysokiej półki. Ma dużą łatwość dostarczania punktów. Przeciwko nam zanotował 21 „oczek” (10/13 z gry) oraz dołożył 9 zbiórek. Jeśli defensywa starała się za bardzo na nim skupiać, to otwierało pozycje dla obwodowych. Stelmet bardzo mądrze dzielił się piłką (stosunek asyst 15:28) i wykorzystywał nawet najmniejsze błędy naszego ustawienia. W efekcie sporo porzucał sobie Martynas Gecevicus (18 pkt i 8 as) oraz Przemysław Zamojski (14 pkt i 4 zb). „Zamoj” w pierwszym meczu był totalnie niewidoczny, ale teraz się obudził i skutecznie nas dobijał.

Co pozytywnego można wyciągnąć z gry Anwilu? Na pewno zalicza się do tego postawa Pawła Leończyka oraz Jaylina Airingtona. „Leon” robił, co mógł. Rzucał na skuteczności 5/5 z gry oraz 1/1 z wolnych i dołożył jeszcze 7 zbiórek. Z kolei Airington, jako jeden z nielicznych Anwilowców, starał się podejmować jakieś ryzyko. Po jego grze nie można powiedzieć, że jest „świeżakiem” na profesjonalnych parkietach. Efektem jego gry było 14 punktów5 zbiórek oraz monstrualny blok . Te starania to jednak zdecydowanie za mało, aby pokonać tak dobrze dysponowany Stelmet.

Po tej porażce nasza sytuacja troszkę się skomplikowała. Straciliśmy przewagę parkietu. Teraz rywalizacja przenosi się do Zielonej Góry, a od lat to nie jest dla nas łatwy teren. Nie zapominajmy jednak, że mamy Play-Off i wszystko jest możliwe. Zdemolowaliśmy Stelmet, by później samemu zostać zdemolowanym, ale to obrazuje, że każdy scenariusz jest możliwy w kolejnych meczach. Każde spotkanie to nowa historia. Będzie niezwykle ciężko, ale gra toczy się do trzech zwycięstw, a na chwilę obecną jest 1:1.

Aby jednak myśleć o pokonaniu Stelmetu, to musimy wspiąć się na wyżyny własnych umiejętności. Tak jak w pierwszym meczu. Jest to możliwe, bo mamy naprawdę mocny i szeroki zespół. Myślę, że po zimnym prysznicu, który spadł na nasze głowy, ograniczenie niewymuszonych strat przyjdzie automatycznie. Ciężko również sobie wyobrazić, aby Ivan Almeida kolejny raz zagrał tak słabo. Krótko mówiąc – WALCZYMY DALEJ!

2 odpowiedzi do “Stelmet wyrównał…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *