Słaba obrona i lepszy atak, czyli wygrana inauguracja

Wreszcie nasza liga wystartowała na dobre. Co więcej, była to dla nas inauguracja udana. W pierwszej kolejce Anwil pokonał AZS Koszalin 93:85.

FOTO: q4.pl

Pierwsze minuty meczu zaczęły się obiecująco. Goście nie mieli odpowiedzi na Pawła LeończykaJospia Sobina. Wydawało się, że nasi podkoszowi robili co chcieli. Spodziewałem się wtedy, że to będzie istny pogrom. Mimo, że w rzutach dystansowych totalnie nie szło to było widać gołym okiem siłę bliżej obręczy.

Początkowy entuzjazm szybko jednak opadł i do Hali Mistrzów zagościła wręcz letnia koszykówka. Zabrakło w tym meczu jakiegoś zacięcia. Anwilowcy grali jakby mieli tylko jeden bieg, a czasami tylko przypominali sobie o drugim tylko, że wstecznym. To naprawdę nie było porywające widowisko. Nie pokazałbym tego pojedynku ludziom, których chciałbym zarazić koszykówką. AZS był naprawdę blisko, ale na szczęście zdecydowana większość spotkania była pod nasze dyktando i spokojnie udało się dowieźć zwycięstwo do końca.

Szczególnie było widać tę ślamazarność w naszej defensywie. AZS grał naprawdę prostą koszykówkę i zdołał rzucić nam na naszym terenie 85 punktów. Uważam, że to troszkę za dużo… Brakowało tej waleczności. Nawet jak wysoko wychodziliśmy defensywą to jakoś i tak łatwo nas mijali. Szczególnie brylował w tym Diante Baldwin. Dobrze, że Amerykanin nie miał dobrze ustawionego celownika i jego skuteczność z gry wyniosła tylko 5/16, ale zdołał  rozdać 9 asyst. AZS potrafił również bombardować nas trójkami. Nasza ospałość w podchodzeniu do rywala nie pomagała. Tutaj osobny ukłon dla Kacpra Młynarskiego. Nasz stary znajomy postanowił porzucać tylko z obwodu i zanotował w tym elemencie 6/8. To te jego trójeczki w głównej mierze trzymały gości w grze. Młynarski pokazał, że ma instynkt strzelca. Ciekawe co na to trener Igor Milicić?

Defensywa była dziurawa, ogólna gra ospała, ale to ataku nie możemy mieć większych pretensji. Obecny Anwil ma naprawdę pokaźny wachlarz możliwości jeśli chodzi o zdobywanie punktów. Mimo, że skuteczność nie była rewelacyjna to udało nam się uzbierać 93 punkty. Naprawdę dobry wynik.

Najlepszym strzelcem z 21 punktami na koncie znowu został Ivan Almeida. Widać w jego grze to doświadczenie czy nawet pewne cwaniactwo. „El Condor” wie jak się ustawić, wie jak wykorzystać braki rywala i wie nawet jak wymusić faul. Jak jeszcze nastawi sobie celownik dystansowy to może być gracz ponad tę ligę.

W rzutach trzypunktowych to nie był nasz dzień, ale na szczęście Ante Delas pokazał, że nie musi być tak źle jak początkowe minuty skazywały. Chorwat zanotował 5/8 z dystansu i zdobył 18 punktów. Ma tę lekkość rzutu. Gra tak jak od niego oczekiwałem i to mnie cieszy. Jeśli chodzi o rozgrywanie w wykonaniu Delasa to na pewno po Łączyńskim ma do tego największe predyspozycje w naszym zespole, ale… Pozwolę sobie skopiować fragment mojego wpisu po meczu o Superpuchar: „Męczy się chłopak na tej pozycji i traci swoje atuty. Traci też na tym zespół”. Nic się w tym temacie nie zmieniło i raczej to hasło będę powtarzał jeszcze nie raz w tym sezonie.

Delas wirtuozem rozgrywania nie jest, ale za to nasz kapitan może aspirować o tego typu wyróżnienie. Kamil Łączyński zagrał na znakomitym poziomie 15 punktów13 asyst!. Można odnieść wrażenie, że „Łączka” dobrze się czuje w tej ofensywnej koszykówce. Kilka jego podań było naprawdę wybornych. Oczywiście jednak nie zabrakło typowego „Łączkowania” i zdarzyło się podanie za plecami w kontrze, którego skutkiem była kontra przeciwników. Taki już urok gry Kamila. Najważniejsze jednak, że te dobre podania i ogólnie dobra gra zdecydowanie przysłaniają te drobne wpadki. Nasz kapitan wszystkie ze swoich punktów zdobył rzutami zza linii 6,75 cm (miał 5/11). Próbować bliżej kosza nawet nie miał zamiaru. Wolnych też nie było dane mu rzucać. Czyżby załączał się tryb egzekutora?

Jakieś 16,5 minuty w tym meczu otrzymał Jaylin Airington. Miałem wrażenie, że to typowo czas na przełamanie tego zawodnika. Amerykanin był jednak strasznie przestraszony. W obronie raczej zagubiony, a każdy jego atak niezwykle czytelny. Kwintesencją było zmarnowanie sytuacji „sam na sam” z koszem. Później już było troszkę lepiej, ale i tak nic pozytywnego nie mogę napisać o jego grze. Powtarzałem i będę jeszcze powtarzać, że Airington potrzebuje czasu. Pytanie tylko ile jeszcze takich spotkań „na przełamanie” pozwoli mu grać pewniej i czy wcześniej nie skończy się cierpliwość do tego gracza?

Po tym meczu można mieć zastrzeżenia do gry Anwilu. Liczy się jednak końcowy wynik, a to właśnie biało-niebiesko-zieloni triumfowali. W starciach z mocniejszymi rywalami (bez obrazy dla AZSu) trzeba jednak znacznie poprawić obronę. Jeśli chodzi o atak to aż boję się pomyśleć, co będzie, gdy zagramy na lepszej skuteczności…

Jedna odpowiedź do “Słaba obrona i lepszy atak, czyli wygrana inauguracja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *