Powalczmy o ten medal!

Niestety nie zdołaliśmy awansować do finału PLK, ale sezon 2021/2022 i tak możemy uznać za udany. Anwil mierzył raczej w awans do Play-Off, a tymczasem dostarczył kibicom mnóstwo powodów do radości i zakotwiczył w ścisłej czołówce. To nie jest jednak pora na podsumowania, bo nie zakończyliśmy jeszcze swojej misji! Przed „Rottweilerami” starcie o brązowy medal i zdobycie tego krążka byłoby niezwykle miłym zwieńczeniem wielomiesięcznego trudu.

Przemysław Frasunkiewicz Anwil WłocławekFOTO: Andrzej Romański / plk.pl

Specyficzna walka o brąz

Walka o najniższy stopień podium bywała specyficzna od kiedy sięgam pamięcią. Wiele zespołów z mistrzowskimi aspiracjami odpadało na etapie półfinału i później miało problem z odpowiednią motywacją w „finale pocieszenia”. Odnoszę wrażenie, że podczas tych starć częściej decydowały chęci niż czysto koszykarski potencjał. Według powszechnej opinii szczególny problem z motywacją w takiej rywalizacji mają amerykańscy gracze. W USA nie istnieje walka o trzecie miejsce i koszykarze z tego kraju nie mają po prostu takiego nawyku. Niejednokrotnie przekonaliśmy się o tym wszystkim na własnej skórze.

Anwil niemal zawsze mierzył w najwyższe cele, ale nie zawsze wychodziło. Ośmiokrotnie odpadliśmy na etapie półfinału, ale ile razy wywalczyliśmy brąz? Zaledwie dwukrotnie! Nie liczę oczywiście tego krążka z sezonu 2019/2020, który został przerwany przez pandemię. Na najniższym stopniu podium stanęliśmy tylko w rozgrywkach 1994/1995 oraz 2008/2009. Ten pierwszy przypadek to jeszcze nie moje czasy, ale drugi doskonale pamiętam. Otrzymałem wówczas naprawdę sporą dawkę radości oraz dumy i dlatego zależy mi na powtórce.

Przegrane szanse na medal

Jak było w pozostałych podejściach Anwilu? Często schodziło z nas powietrze i odnoszę wrażenie, że podchodziliśmy do tych rywalizacji bez odpowiedniego nastawienia. Zbyt często…

  • Sezon 1995/1996: Po raz pierwszy w historii wygraliśmy sezon regularny. W półfinale przegraliśmy ze Śląskiem Wrocław (1:3), a następnie nie wygraliśmy nawet jednego spotkania o brąz z Polonią Przemyśl. Drugi zespół rozgrywek zasadniczych odprawił nas w trzech spotkaniach.
  • Sezon 2001/2002: Wielkie pieniądze i spore rozczarowanie. Miało być pierwsze mistrzostwo, a przegraliśmy 3:2 w ciekawej serii półfinałowej z Prokomem Trefl Sopot. W starciu o brąz naszym rywalem była Stal Ostrów Wielkopolski. Anwil zdecydowanie nie zagrał na miarę możliwości i przegrał 2:3. Stal wykazała po prostu więcej chęci i tym załatwili nasz zespół. Walczyli i to doprowadziło ich do pierwszego sukcesu w historii.
  • Sezon 2003/2004: Znowu mieliśmy za sobą ekscytującą serię półfinałową z Prokomem, ale ponownie polegliśmy 3:2. O brąz rywalizowaliśmy z Polonią Warszawa. Pierwsze spotkanie wygraliśmy dość pewnie, następnie minimalnie ulegliśmy w stolicy i decydujące starcie zostało rozegrane w Hali Mistrzów. Własny parkiet nie pomógł, bo w decydującej odsłonie nie wytrzymaliśmy ciśnienia. Czwartą kwartę przegraliśmy 18:31, a cały mecz 72:84 i podium kolejny raz uciekło.
  • Sezon 2006/2007: Epicka przeprawa z Prokomem w półfinale znowu nie przebiegła po naszej myśli. W tym przypadku polegliśmy 4:3. Słowo „EPICKA” nie zostało użyte przypadkiem. To była prawdziwa batalia, z której niestety wróciliśmy „na tarczy”. Ciężko było odbudować ducha zespołu po takiej przeprawie i naszą niemoc wykorzystał Śląsk. Zaczęliśmy od przekonującego zwycięstwa we Wrocławiu, ale nie dobiliśmy rywala i przegraliśmy w dwóch kolejnych meczach.
  • Sezon 2012/2013: Porażka w półfinale z Turowem Zgorzelec, a następnie z AZS Koszalin o brązowy medal. „Akademicy” byli rewelacją Play-Off i totalnie nas zaskoczyli. Wydawało się, że pierwsze spotkanie mieliśmy pod kontrolą, bo do przerwy prowadziliśmy +17. W drugiej odsłonie uciekła jednak koncentracja i ostatecznie przegraliśmy 78:81. W Koszalinie gospodarze wykorzystali atut terenu i znowu zabrakło medalu dla Anwilu. AZS wyglądał na drużynę bardziej zmotywowaną. Nic dziwnego, bo dla tego klubu to jeden z największych sukcesów w historii.
  • Sezon 2015/2016: W tym przypadku przegraliśmy półfinał z Rosą Radom, a naszym rywalem o brąz byli Czarni Słupsk. Sam awans do półfinału był wówczas sporym osiągnięciem dla Anwilu. Kilka lat już minęło od tych wydarzeń, ale ja cały czas mam wrażenie, że zbyt luźno podeszliśmy do tej „brązowej rywalizacji”. „Rottweilery” sprawiały wrażenie, jakby ugrały już wszystko, co było założone i czekały tylko na dokończenie sezonu. To nie wystarczyło i Czarni wygrali 0:2.

Nie ukrywam, że wiele spośród tych pojedynków boli mnie do dzisiaj. Często uchodziło z nas powietrze, gdy brąz był na horyzoncie. A medal to przecież medal! Wiadomo, że złoto smakuje najlepiej, ale gdy nie ma szansy na takie osiągnięcie, to najniższy stopień podium też powinien cieszyć. Trzecie miejsce zawsze jest lepsze od czwartego. Drużyny spoza podium dość szybko popadają w zapomnienie. Dlatego tak bardzo zależy mi, aby Anwil jeszcze raz wykrzesał resztkę sił w tym ciekawym sezonie. Biorąc pod uwagę oczekiwania, to byłby naprawdę wielki sukces.

Rewelacyjni Czarni

Naprzeciwko „Rottweilerów” w walce o brązowy medal staną Czarni Słupsk. Beniaminek, który jest prawdziwą REWELACJĄ w PLK. Wygrali rundę zasadniczą, a podczas półfinałów sprawili mnóstwo trudu Śląskowi. Ostatecznie przegrali, ale co to była za seria! Do wyłonienia finalisty potrzebnych było pięć spotkań. Za każdym razem wygrywała drużyna przyjezdna i to jest pewien fenomen. Można poczuć jeszcze większy wir w głowie, gdy przypomnimy sobie przebieg tej rywalizacji. Najpierw Śląsk dokonał dwóch pogromów w Słupsku, ale we Wrocławiu goście dokonali czegoś nieprawdopodobnego i zwyciężyli aż 60:123! Ten wynik przeszedł do historii i pobił niejeden rekord.

Ekipa trenera Mantasa Cesnauskisa nie zagra ostatecznie o złoto, ale kolejny raz udowodniła, że jest niezwykle silnym zespołem. Pochodzący z Litwy szkoleniowiec ma swoją wizję i wybrał idealnych wykonawców. Zapewne będą niezwykle zmotywowani, bo medal dla beniaminka byłby spełnieniem najskrytszych marzeń słupskich kibiców.

Przypomnę tylko, że Anwil przekonał się już o sile Czarnych, bo podczas sezonu regularnego odnieśliśmy dwie porażki. Bilans „małych punktów” wyniósł w sumie -11, czyli byliśmy blisko, ale za każdym razem czegoś zabrakło. Byłoby miło zmienić tę tendencję w starciu o medal 😉 .

Ale to już było…

Ze słupskim klubem rywalizowaliśmy już na tym etapie i to dwukrotnie. W 2009 roku wygraliśmy, ale w 2016 roku przegraliśmy. Ciężko „przymknąć oko” na wyraźne analogie pomiędzy naszą obecną sytuacją a sezonem 2015/2016. Wtedy też trwała u nas odbudowa, niespodziewanie awansowaliśmy do półfinału, a drogę do finału zamknął przed nami trener Wojciech Kamiński. Bliźniaczo wygląda również ta „ostatnia prosta”, bo o brąz będziemy walczyć znowu z Czarnymi. Jak widać, skojarzeń od zatrzęsienia! Przed sześcioma latami zabrakło dla nas miejsca na podium, ale liczę, że teraz zmienimy ten bieg wydarzeń.

WALCZYĆ!

Czarni będą na pewno odpowiednio nakręceni przed tą rywalizacją, a my nie możemy odstawać pod względem mentalnym. W meczach o trzecie miejsce decydującą rolę zapewne będą znowu odgrywać chęci oraz waleczność. Po raz pierwszy Anwil będzie grał o medal w formule dwumeczu. Wygra drużyna z lepszym bilansem punktowym. Dlatego nawet na chwilę nie można stracić koncentracji! Liczę, że trener Przemysław Frasunkiewicz odpowiednio nastawi swoich zawodników, bo ten brąz byłby dla nas czymś wielkim oraz wspaniałym. Nasza obecna drużyna wielokrotnie zaskakiwała już swoim charakterem i zasłużyła na medalowe utrwalenie w kronikach!

Jedna odpowiedź do “Powalczmy o ten medal!”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *