Oddane zwycięstwo

Po półfinałowej serii ze Stelmetem Zielona Góra niektórzy już wieszali złote medale na szyjach naszych koszykarzy. Było jednak wiadome, że finał to nie jest wyjście z psem na spacer. Stal Ostrów Wielkopolski to nie są „ogórki”, które można punktować, jak się chce i kiedy się chce. Już pierwszy mecz udowodnił, że mogą decydować detale i trzeba zachować koncentracje przez całe spotkanie. Drugie spotkanie było jeszcze zimniejszym prysznicem na nasze głowy, bo przegraliśmy. Tym samym straciliśmy przewagę parkietu i mamy 1:1 w finale.

Ivan AlmeidaFOTO: anwil24.pl

Początek spotkania należał zdecydowanie dla Anwilu. Nasza ekipa weszła w ten mecz zupełnie inaczej niż w pierwsze spotkanie. Wydawało się, że jesteśmy drużyną zdecydowanie lepszą i goście raczej nam nie zagrożą. Takie podejście jednak nas zgubiło. Trener Emil Rajkovikj cały czas motywował swoich podopiecznych i to właśnie Stal wykazywała się większą determinacją.

Z kwarty na kwartę nasza przewaga topniała, bo graliśmy po prostu coraz gorzej. Na początku czwartej odsłony Stal wyszła na prowadzenie, którego praktycznie już nie oddała. W pewnym momencie zrobiło się nawet +10 dla gości. Wtedy nasza ekipa wreszcie pomyślała „kurde, nie jest dobrze, czas się ruszyć”.

Staraliśmy się zastosować rozwiązanie, które dało nam wygraną w historycznym meczu ze Stelmetem, czyli agresywna obrona na całym boisku. Na początku przynosiło to oczekiwany efekt, bo szybko zniwelowaliśmy stratę do zaledwie trzech punktów. W kolejnej akcji naprawdę świetnie broniliśmy. Nikola Marković jednak oddał rzut z obwodu pod presją kończącego się czasu i to przez ręce Kamila Łączyńskiego. Wiem, że „Łączka” robił wszystko, żeby ustać w tej akcji i naciskać bez przewinienia. Sędziowie jednak dostrzegli faul naszego kapitana. To był moment, który podciął nam skrzydła i już nie byliśmy w stanie wrócić do gry. Stal grała zbyt rozsądnie, a nam brakowało skuteczności.

Wspomniany Nikola Marković był prawdziwym motorem napędowym swojego zespołu. W pierwszym meczu był totalnie nieobecny, ale tym razem zaprezentował swoje wysokie IQ koszykarskie. Niezwykle wszechstronny zawodnik, który robił różnice. Bez wątpienia, to właśnie Serb był bohaterem tej konfrontacji.

Anwil przegrał to spotkanie trochę na własne życzenie. Na początku byliśmy zdecydowanie lepszym zespołem, ale „osiedliśmy na laurach”. Próbowaliśmy jeszcze wykonać wielki zryw w końcówce, ale tym razem ten plan zakończył się niepowodzeniem. Musimy zrozumieć, że taki cud jak w półfinałowym meczu ze Stelmet już długo się nie powtórzy. W serii ze Stalą nie możemy stracić koncentracji nawet na sekundę. Trener Emil Rajkovikj to fachowiec, który cały czas w trakcie spotkania kombinuje i szuka najlepszego rozwiązania taktycznego dla swojego zespołu. Dlatego, jeśli mamy przewagę i jest szansa dobić rywala, to musimy to wykorzystać.

Znowu mieliśmy problemy ze skutecznością oraz stratami. To nas wykończyło. Ivan Almeida był naszym najlepszym strzelcem (19 pkt), ale rzucał na skuteczności 5/13 z gry (38,5 %). Zanotował również aż 7 strat, które wynikały najczęściej z bardzo nieprzemyślanych zagrań. „El Condor” to nasz MVP dlatego musi grać z większym skupieniem. Nie może pozwolić sobie na głupie tracenie piłek. Jeśli pokona swoje „demony” koncentracji, to wpłynie pozytywnie na cały zespół, bo każde bezsensowne zagranie po prostu podcina nam skrzydła.

Prawdziwym paradoksem jest to, że znacznie poprawiliśmy zbiórki, a zwycięstwa nie odnieśliśmy. Igor Milicić zwracał uwagę, że to może być kluczowy element w tej serii. W pierwszym spotkaniu przespaliśmy walkę na tablicach, a mimo to wyszarpaliśmy zwycięstwo. W drugim starciu wyraźnie było widać, że chcemy poprawić ten element i rzeczywiście udało się tego dokonać. Wygraliśmy zbiórki 40:31. Tylko co z tego, jak to goście wygrali mecz? Czy w tej serii zbiórki będą miały marginalne znaczenie, a przewagi przekładającej się na wynik należy szukać w innych elementach koszykarskiego rzemiosła?

Warto również wspomnieć o jednym fakcie. Po długiej przerwie do gry wrócił Szymon Szewczyk. Jego pojawienie się na parkiecie wywołało sporą wrzawę w Hali Mistrzów. Widać było, że nasz weteran bardzo chce. Jak jednak mówi pewne porzekadło: „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”. W przypadku „Szewca” aż tak źle nie było, ale spędził na parkiecie 2,5 minuty i jedyne co zanotował to dwa niecelne rzuty z gry. Mam jednak głęboką nadzieję, że Szewczyk może być jeszcze dla nas przydatny w tej serii.

No to mamy 1:1 w finale. Pierwszy mecz wyrwaliśmy, a w drugim oddaliśmy zwycięstwo. Ponownie straciliśmy przewagę parkietu. Czy to już znacznie komplikuje naszą sytuację? Uważam, że nie. Obecny stan serii dodaje dużego kolorytu tej konfrontacji. Oczywiście wolałbym, żeby było 2:0 dla Anwilu, ale taka porażka może wywrze pozytywny wpływ na zespół. Taki chłodny prysznic. Czas obudził się po półfinałach i wejść mentalnie w grę o złoto. Cały czas uważam, że jesteśmy faworytem i jesteśmy nawet w stanie wygrać trzy mecze pod rząd. Lekko jednak nie będzie, bo Stal to naprawdę bardzo silna ekipa z szerokim składem, gdzie wielu graczy może zaskoczyć. Na dodatek rywalizacja przenosi się do Ostrowa Wielkopolskiego. Znowu drużyny mają bardzo mało czasu na regeneracje sił, a trenerzy na obmyślenie nowych strategii. Poza tym w sali Stali będzie istna sauna, co nie ułatwi sprawy. Jedno jest pewne, emocji już nie powinno brakować!

Jedna odpowiedź do “Oddane zwycięstwo”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *