Bussey w Anwilu, czyli prawdziwa „iska szaleństwa”

Skład Anwilu powoli nabiera kształtu. Wczoraj podpisaliśmy kontrakt z pierwszym zagranicznym zawodnikiem. Nie ukrywam, że to dla mnie spore zaskoczenie, bo nowym graczem naszego zespołu został Tre Bussey. Nazwisko znane z naszych parkietów, bo w przeszłości grał w Polpharmie. Oficjalna strona klubu określiła tę transakcję jako „iskrę szaleństwa” i nie sposób się z tym nie zgodzić.

Tre BusseyFOTO: Daniel Szczypior / plk.pl

Amerykanin jesienią skończy 29 lat, mierzy 191 cm wzrostu i jest leworęczny. Może występować na pozycji rozgrywającego, ale jego prawdziwym żywiołem jest rzucanie. Bussey to zdecydowanie bardziej rzucający obrońca niż kreator gry.

Nasz nowym zawodnik przybył do Europy w 2015 roku. Pierwszym jego przystankiem na „Starym Kontynencie” było Kosowo, a konkretnie ekipa Bashkimi Prizren. To nie jest kierunek ani zespół, który budzi podziw fanów koszykówki. Bussey poradził sobie jednak bardzo dobrze w nowym otoczeniu. Odgrywał rolę lidera Bashkimi i notował 15,2 punktów, 4,5 asysty, 4,4 zbiórki oraz 2 przechwyty.

Po roku przeniósł się na Cypr, a jego nowym pracodawcą został APOEL Nikozja. Bussey kolejny raz dał radę (14,5 pkt; 4,7 zb; 4 as). Oprócz lokalnych rozgrywek rywalizował również w FIBA Europe Cup i prezentował bardzo zbliżony poziom (15 pkt; 4,4 as; 3,8 zb).

Sezon 2017/2018 również rozpoczął na Cyprze, ale tym razem w ekipie Keravnos Strovolou. Zespół ten brał udział w eliminacjach do Ligi Mistrzów, ale odpadł już w pierwszej rundzie z rosyjskim Avtodor Saratov i pozostała im rywalizacja w ramach FIBA Europe Cup. Bussey nie zwalniał tempa, a jego przybliżone statystyki oscylowały na poziomie 13,2 punktów, 3,1 zbiórek oraz 2,6 asyst. Dobra gra Amerykanina zaowocowała transferem do znacznie mocniejszej ligi niż cypryjska. Jeszcze w trakcie sezonu po Brusseya sięgnął niemiecki zespół Eisbaren Bremerhaven.

Trzeba jednak przyznać, że nasz nowy nabytek „odbił się”od Bundesligi. Eisbaren okupował dolne rejony tabeli, ale dla Amerykanina to i tak były „za wysokie progi”. Odgrywał znacznie mniejszą rolę niż na Cyprze i przełożyło się to na jego statystyki. Bussey w 17,4 minuty na parkiecie zapisywał na swoim koncie średnio 5,2 punktów, 1,4 asysty oraz 1,4 zbiórki. Najbardziej przerażająca jest jednak jego skuteczność – 27% z gry oraz 16% za trzy

Po nieudanej przygodzie w Niemczech musiał odbudować swoją karierę i postanowił, że najlepszym do tego miejsce będzie Polpharma Starogard Gdański. To był dobry ruch, bo w barwach „Kociewskich Diabłów” znowu szalał na parkiecie. Wyróżniał się w PLK i to nie tylko za sprawą specyficznej fryzury. Bussey był prawdziwym motorem napędowym SKS-u. Notował 17,6 punktów, 3,2 zbiórki oraz 3 asysty. Imponował również skutecznością – 45,5% za dwa oraz 42,1% z dystansu. Najlepsze spotkanie rozegrał przeciwko naszemu Anwilowi. Podczas pamiętnego spotkania w Hali Mistrzów wygraliśmy 122:115, ale potrzebowaliśmy do tego aż dwóch dogrywek. Polpharma postawiła bardzo trudne warunki, a Bussey odgrywał czołową rolę w swojej ekipie i zdobył aż 33 punkty (7×3), a do tego dołożył 7 asyst oraz 4 zbiórki.

Po dobrym sezonie w PLK nie mógł narzekać na brak ofert. Bussey wybrał jednak dość egzotyczny kierunek i podpisał lukratywny kontrakt z katarskim Al Gharafa Doha. Na Bliskim Wschodzie też radził sobie całkiem dobrze (18 pkt; 47% z gry; 5,3 zb; 4,2 as), ale ciężko powiedzieć coś więcej o poziomie tamtejszych rozgrywek. W marcu Amerykanin wrócił na Cypr i tym razem związał się z zespołem AEK Larnaca. Przez wybuch pandemii rozegrał tam jednak tylko dwa mecze (9,5 pkt; 3,5 as; 1,5 zb).

Wspomniałem, że ten transfer jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Dlaczego? Bussey poradził sobie w Polpharmie, ale z całym szacunkiem, to zespół ze zdecydowanie niższego pułapu niż Anwil. Do takiej koszykówki Amerykanin pasuje idealnie, ale czy poradzi sobie w bardziej wymagającym otoczeniu? Bussey jest typowym strzelcem i mam wrażenie, że jest efektywny jedynie, gdy odgrywa ważną rolę w zespole. Lubi rzucać, potrafi trafiać na dobrym procencie, ale potrzebuje do tego całkowicie „zielonego światła”. W większości zespołów właśnie taką rolę odgrywał. Inaczej było jedynie w Niemczech i ta przygoda nie była zbyt udana dla naszego nowego obwodowego.

Bussey jest szybki, nieprzewidywalny, potrafi trafiać wręcz szalone rzuty i to seriami. Taki trochę typ „jeźdźca bez głowy” i jednoosobowej armii. Musi jednak czuć tę piłkę w swoim rękach. Idealny zawodnik do „ciągnięcia” gry słabszych zespołów. Ja mam nadzieję, że ambicją Anwilu jest granie bardziej poukładanej koszykówki i nie sądzę, że Bussey będzie centralną postacią naszego zespołu. Czy Amerykanin odnajdzie się w takich warunkach? Czy będzie w stanie wykorzystać swoje atuty?

PLK zna wiele przypadków, gdy zawodnik błyszczał w słabszych zespołach, a później przechodził do czołowych drużyn i nie zwalniał tempa. Przeczucie mówi mi jednak, że Bussey nie jest takim typem koszykarza, ale mam jeszcze serce, które zawsze wierzy. Najważniejsze, żeby trener Dejan Mihevc miał pomysł na tego amerykańskiego koszykarza.

„Na papierze” ten transfer nie zachwyca. Nie chcę jednak nikogo skreślać jeszcze przed pierwszym meczem. W ostatnich latach byliśmy przyzwyczajeni do zupełnie innych nazwisk, ale nastały ciężkie czasy i trzeba niestety obniżyć swoje oczekiwania. Kontrakt Amerykanina jest podobno bardzo ekonomiczny, więc to duży plus, bo jak ten plan choć częściowo „wypali”, to możemy więcej zyskać niż stracić.

Jedna odpowiedź do “Bussey w Anwilu, czyli prawdziwa „iska szaleństwa””

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *