Stało się. Pierwsza runda Play-Off już za Anwilem. Turów Zgorzelec okazał się niewystarczająco mocny, aby zatrzymać naszą drużynę. Odprawiliśmy rywali w trzech meczach i nie odnieśliśmy żadnej porażki w tej serii. Ostatni raz taki przypadek miał miejsce w sezonie 2009/2010 (również 3:0 w ćwierćfinale z Polonią Warszawa).
Jest 2:0, więc jest dobrze
Sezon wkroczył w swoją decydującą fazę. Na placu boju pozostały tylko najlepsze ekipy. Play-Off to czas wielkich emocji.
Anwil bardzo dobrze wystartował w konfrontacji z Turowem Zgorzelec. Po meczach we Włocławku prowadzimy 2:0 w serii. Brakuje nam jednego kroku, aby awansować do upragnionego półfinału.

Efektowny „El Condor”
Ivan Almeida przyzwyczaił już wszystkich kibiców do swojej efektownej gry. Podczas ostatniego meczu z Turowem Zgorzelec już w ogóle odleciał.
Kibice dobrze nie zdążyli zająć swoich miejsc, a on już rozpoczął od mocnego uderzenia.
Koncertowy rewanż z Turowem
Nie wiem, czy nasi koszykarze tak bardzo chcieli zrewanżować się za porażkę w pierwszej rundzie, czy może natchnął ich ostatni transfer. Fakt jest taki, że Anwil po prostu rozegrał koncertowy rewanż z Turowem.
Nasz zespół już od pierwszego gwizdka był bardzo skupiony i zdeterminowany. Intensywność zarówno w obronie, jak i ataku budziła podziw. Znowu w grze Anwilu widoczny był ten błysk, który w ostatnich spotkaniach wyglądał na lekko wyblakły.

Ostudzenie w Zgorzelcu
Byłem pewny, że nasza seria zwycięstw pewnego dnia dobiegnie końca. Boli jednak, że nastąpiło to wczoraj podczas wyjazdowego meczu z Turowem Zgorzelec. Boli, bo wydawało się, że ten mecz mamy już w kieszeni.
FOTO: http://ksturow.eu
Początek był niemrawy w naszym wykonaniu, ale z każdą kolejną minutą Anwilowcy łapali rytm. W czwartej kwarcie prowadziliśmy nawet 57:73. To był moment, gdy z uśmiechem na twarzy oczekiwałem końcowej syreny. Niestety zawodnicy wzięli ze mnie przykład i zamiast grać tylko czekali. Wszystko wtedy siadło. Turów niesamowitym zrywem zdołał nas dogonić, doprowadzić do dogrywki i ostatecznie odnieść zwycięstwo. Coś niebywałego…