Rozbrojeni przez Legię…

Kilka dni minęło, a we mnie cały czas tkwi pewna gorycz…

To miała być wielka seria Anwilu. Ważny krok w stronę upragnionego Mistrzostwa Polski, bo to przecież był nasz cel ogłoszony jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek. Zamiast tego – trzy szybkie ciosy, które rozwiały nasze marzenia. „Rottweilery” przegrał półfinał z Legią Warszawa „do zera”. Nie było złudzeń. Zostaliśmy rozbrojeni. Na chłodno, konsekwentnie, bez litości.

Selcuk Ernak i Michał MichalakFOTO: Andrzej Romański / plk.pl

Nie ma sensu szukać wymówek – Legia była po prostu lepsza. Pokazali koszykówkę bardziej dojrzałą, bardziej poukładaną i przede wszystkim zespołową. Trener Heiko Rannula zbudował prawdziwy ZESPÓŁ. My? Momentami wyglądaliśmy jak zbiór zawodników, którzy dopiero się poznają. Brak pomysłu, brak wspólnego rytmu, brak odpowiedzi, kiedy rosła temperatura.

Pierwszy mecz był ciosem, którego długo nie zapomnę. Porażka bolała, ale dała też impuls. W drugim spotkaniu wyszliśmy na parkiet bardziej skoncentrowani, bardziej zdeterminowani. Przez większość meczu wydawało się, że kontrolujemy sytuację, ale Legia – spokojna i konsekwentna – grała swoje. Czekała, aby potem bez emocji przechylić szalę na swoją korzyść.

W dwóch pierwszych meczach Legia prowadziła łącznie przez mniej niż 6 minut… a i tak oba spotkania wygrała. To boli. I to bardzo. Pokazuje, jak bardzo nie byliśmy gotowi na najważniejsze momenty. A oni byli.

Mentalnie – nie dojechaliśmy. Brakowało liderów, zimnej krwi czy sportowej złości. Gdy trzeba było wyjść z inicjatywą – znikaliśmy. Justin Turner, od którego wiele oczekiwaliśmy, spalił się kompletnie. Nie był sobą, nie był odpowiednim wsparciem, nie był nawet cieniem zawodnika, który potrafi punktować seriami. Michał Michalak? Przez dwa pierwsze mecze było widać, że coś mu dolega – poruszał się jakby z ograniczeniami, walczył, ale ciało nie pozwalało. Efekt? Bez jego ofensywnej iskry i bez wsparcia Turnera nasz atak był mocno ograniczony.

Nie mogę przestać się zastanawiać: czy gdyby choć jeden z nich zagrał na swoim poziomie, to nie jechaliśmy do Warszawy przy stanie 1:1? A może nawet 2:0? Okazje były, ale ich nie wykorzystaliśmy.

Nie można też przemilczeć dziurawej defensywy. Legia jak chirurg wykorzystywała nasze słabości – zwłaszcza przy zamianach krycia. Tworzyli przewagi i zdobywali łatwe punkty spod kosza. Często w takich sytuacjach musieliśmy poświęcać faule. Przecinali nasze linie obronne bez litości. A my patrzyliśmy. Reagowaliśmy z opóźnieniem. Bez przekonania.

Kolejna sprawa – brak wsparcia z drugiego planu. W Legii? Ojars Silins przez całą serię robił masę małych rzeczy i trafiał ważne rzuty. Aleksa Radanov przez większość drugiego meczu był niewidoczny – ale w końcówce zadał nam bolesne ciosy. Keifer Sykes, który w sezonie zasadniczym zawodził, w trzecim meczu jeździł po naszej obronie jak chciał. U nas – takich momentów, takich błysków, takich impulsów – po prostu nie było.

A skoro już przy ofensywie jesteśmy – nasza skuteczność z dystansu to był dramat. W całej serii trafiliśmy 16/64 zza łuku, co daje zaledwie 25% skuteczności. W dzisiejszej koszykówce to za mało, zdecydowanie za mało, żeby myśleć o wygrywaniu w Play-Off.

Oczywiście kontuzja Kamila Łączyńskiego była ogromną stratą. Lider, mózg i serce zespołu – jego brak był widoczny w każdym meczu. Mimo wszystko, nie możemy tego traktować jako usprawiedliwienie, bo drużyna, która chce grać o mistrzostwo, musi mieć więcej odpowiedzi oraz pomysłów. My ich nie mieliśmy.

Przykrym, ale zarazem bardzo trafnym podsumowaniem tej serii była sytuacja z końcówki trzeciego meczu. Podczas jednej z przerw na żądanie trener Selcuk Ernak oraz DJ Funderburk stoczyli ze sobą niepotrzebną kłótnię. W moich oczach, to był wyraz tej całej nagromadzonej frustracji oraz niemocy, która przytłoczyła naszą ekipę. Przygnębiający widok, tak jak cała ta seria…

Złota znowu nie zdobędziemy, ale jeszcze możemy zakończyć ten sezon z medalem. Chciałbym, aby tak właśnie było, ale nie ukrywam, że niestety do walki o brąz podejdę raczej bez większych emocji. Niezależnie od końcowego rezultatu, to w kronikach naszego klubu, przy rozgrywkach 2024/2025, pojawi się komentarz – ROZCZAROWANIE…

Jedna odpowiedź do “Rozbrojeni przez Legię…”

  1. Trafiłeś idealnie w opisie o naszych zawodnikach. Ale ten pierwszy mecz podciął mam skrzydła i morale ze względu na kontuzje Kamila potem na przegraną. po żucie komendy. Jak patrzę na finał to nie dowierzam że tak nie dojechaliśmy z decyzjami i pomysłami na Play-Off.
    I nie rozumiem jak można było odsunąć Williama w meczach w półfinale. Gdzie brakowało takiego gościa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *