Idealny kwiecień w wykonaniu Anwilu. Nasz zespół zanotował bilans 8-0, wygrał rozgrywki FIBA Europe Cup oraz przypieczętował awans do Play-Off. Nie mogło być lepiej!
Po takim niesamowitym miesiącu wybór MVP jest prawdziwą przyjemnością. Nie ukrywam, że tym razem pod uwagę brałem głównie trzech zawodników. Problemem było jedynie odpowiednie uszeregowanie naszej wyjątkowej trójcy.
Ostatecznie główne wyróżnienie, drugi raz z rzędu, otrzymuje ode mnie Victor Sanders. Jak widać, mój wybór jest zgodny z oficjalnym głosowaniem kibiców.
Jeszcze niedawno wszyscy o to drżeliśmy, ale już możemy odetchnąć z ulgą, bo Anwil przyklepał swój udział w Play-Off. „Rottweilery” utrzymały wysoką dyspozycję i hucznie przypieczętowały awans. Arka Gdynia początkowo sprawiała nam pewne problemy, ale z czasem nasza ekipa totalnie zdominowała wydarzenia na parkiecie i wygrała aż 110:86.
TO NIE BYŁ SEN! W czwartek rano zaraz po przebudzeniu wziąłem telefon do ręki, aby zyskać pewność. Szybko zrozumiałem, że rzeczywiście przeżyliśmy coś wspaniałego. Anwil dokonał historycznego wyczynu, wygrywając rozgrywki FIBA Europe Cup! Jesteśmy pierwszym polskim zespołem, który odniósł triumf na arenie ogólnoeuropejskiej! COŚ PIĘKNEGO! Od lat obserwuję poczynania naszego klubu w międzynarodowych rozgrywkach. Te liczne występy zawsze były prestiżem, ale jakoś nigdy nie liczyłem jakoś poważnie na aż tak wielki sukces. Trofea na krajowym podwórku? Jak najbardziej, ale triumf w rozgrywkach pod egidą FIBA był jedynie takim cichym i skrytym marzeniem.
Tymczasem „Rottweilery” udowodniły, że niemożliwe nie istnieje, a każde marzenie można spełnić!
Zanim kapitan Kamil Łączyński wzniósł ten okazały puchar, to najpierw trzeba było poradzić sobie z niebezpiecznym Cholet Basket. Po pierwszym meczu mieliśmy jedynie symboliczną zaliczkę i było pewne, że we Francji czeka nas trudna przeprawa. Tak faktycznie było, ale najważniejsze, że Anwil po raz kolejny udowodnił swoją wyższość nad rywalami i wygrał 78:80. W dwumeczu wyszliśmy na +6 i bramy koszykarskiego raju stanęły otworem przed „Rottweilerami”!
Statystyki z tego historycznego można zobaczyć TUTAJ, a poniżej kilka moich luźnych myśli i spostrzeżeń. Ostrzegam tylko, że emocje ciągle buzują ;).
Finał FIBA Europe Cup to wielka sprawa i jestem dumny, że nasz Anwil dotarł do tego etapu. Można czasami natrafić na komentarze dyskredytujące te rozgrywki, ale nie słuchajcie tego głupiego gadania! Już pierwszy mecz z Cholet Basket pokazał prawdziwą magię tego wyjątkowego wydarzenia. To spotkanie przejdzie do historii! „Rottweilery” wygrał na parkiecie po niesamowitej walce, a atmosfera na trybunach oraz cała otoczka wywoływały ciarki na całym ciele.
Samo myślenie o finale FIBA Europe Cup rozbudzało we mnie niesamowite emocje i powodowało, że nie mogłem wysiedzieć w jednym miejscu. Jesteśmy już po pierwszym spotkaniu i muszę przyznać, że rzeczywistość przerosła moje oczekiwanie. Dawno nie doświadczyłem takiej dawki ekscytacji. Nic dziwnego, bo nasze „Rottweilery” bardzo ambitnie walczyły, a Hala Mistrzów odlatywała. Takie pojedynki wspomina się latami! Podejrzewam, że wyjazd do Włocławka na długo utkwi także w pamięci zawodników Cholet Basket.
Najważniejsze jednak, że wygraliśmy 81:77 i na półmetku rywalizacji jesteśmy bliżej tego wymarzonego triumfu.
Statystki z tego meczu można zobaczyć TUTAJ, a poniżej zawarłem kilka swoich myśli.
Ekipa GTK Gliwice odwiedziła włocławską Halę Mistrzów i zebrała dość srogie lanie. Nie chcę zabrzmieć zbyt brutalnie, ale Anwil zniszczył przyjezdnych 88:63. Spokojnie, bez problemów, z pełną kontrolą – tak wyglądał ten mecz. Najważniejsze, że nie było potrzeby forsowania czołowych zawodników, bo „Rottweilery” nie dopuściły do niepotrzebnej nerwówki. Od samego początku narzuciliśmy własne warunki gry i przez całe spotkanie nie pozwoliliśmy GTK dojść do głosu. Sympatyczne zwycięstwo w spacerowym rytmie. Tak powinny wyglądać pojedynki z dołem tabeli!
Przez te wszystkie lata obserwowałem wielu zawodników, którzy biegali po parkiecie w naszych barwach. Nikogo raczej nie zaskoczę, jeśli stwierdzę, że niektórzy po prostu nie przekonywali. Trafiali do nas gracze budzący poważne wątpliwości od samego początku, więc nic dziwnego, że szybko opuszczali szeregi Anwilu. Nie ma w tym nic dziwnego. Normalne ryzyko wpisane w budowanie zespołu. Nie ma szansy, aby każdy transfer był trafiony.
Byłem święcie przekonany, że w obecnym sezonie zawitał do Włocławka kolejny taki przypadek. Pierwsze tygodnie dobitnie na to wskazywały i moja wiara szybko uleciała. Tymczasem czas mijał i zostałem zweryfikowany. Dlatego pora posypać głowę popiołem i uderzyć się w pierś. Dokonałem błędnej oceny, a Malik Williams udowodnił nam wszystkim, że nie jest pomyłką transferową, a naprawdę solidnym koszykarzem.
W Poniedziałek Wielkanocny nie zabrakło koszykarskich emocji, bo przeżywaliśmy derbowe starcie z Astorią Bydgoszcz. Na szczęście Anwil nie zepsuł nam świątecznego nastroju i pewnie pokonał lokalnego rywala 97:81. Pierwsza połowa przebiegła jeszcze w wyrównanym rytmie, ale druga część gry to był już odjazd „Rottweilerów”. Włocławska ekipa weszła na wyższe obroty i lokalny rywal przestał nadążać. Momentami obserwowaliśmy prawdziwą zabawę na parkiecie ze sporą ilością bardzo efektownych akcji.
Marzec jest już historią, więc pora nadrobić zaległości i wybrać MVP za ten okres. Anwil rozpoczął miniony miesiąc bardzo niemrawo, bo zanotowaliśmy trzy porażki. Później było już jednak znacznie lepiej i „Rottweilery” wygrały cztery kolejne spotkania. W pięknym stylu wywalczyliśmy awans do półfinału FIBA Europe Cup, wykonaliśmy ważny krok w stronę finału oraz dołożyliśmy dwa zwycięstwa w PLK. Jak widać, to był całkiem niezły miesiąc dla naszego klubu.
Kto tym razem zasłużył na tytuł MVP? Chyba nikogo nie zaskoczę, bo to wyróżnienie otrzymuje ode mnie Victor Sanders.
W sezonach 2014/2015 oraz 2020/2021 nie wywalczyliśmy awansu do fazy Play-Off. To jedyne takie przypadki w całej naszej historii. Ciężko wyrzucić te przykre wspomnienia z pamięci. Niestety obecnie podobne widmo wisi nad Anwilem. Walka trwa, lecz sytuacja „Rottweilerów” nie jest zbyt optymistyczna.
Możliwe, że historia znowu się powtórzy (OBY NIE!), ale pomiędzy wspomnianymi rozgrywkami, a bieżącymi można zaobserwować jednak zasadniczą różnicę. W tych wcześniejszych traumatycznych przeprawach cały czas coś u nas nie grało. Anwil przypominał owoc zgniły od środka. Sam sobie wówczas wmawiałem, że jeszcze to wyciągniemy, ale prawda jest taka, że przypominaliśmy raczej okręt, który ciągle nabierał wody i do niczego dobrego to nie mogło prowadzić. Teraz jest inaczej. Włocławski zespół rozczarowuje, ale miewa naprawdę dobre momenty. Słabe występy potrafi przeplatać ze świetnymi. Ciągle wysyła sprzeczne sygnały i kibice przeżywają istną huśtawkę nastrojów z tego powodu.