PLK przygotowała dla nas prawdziwy hit świąteczny. Do Włocławka zawitała Arka Gdynia, czyli byliśmy świadkami prawdziwego starcia na szczycie. Anwil przedłużył nasz dobry nastrój i po dobrym spotkaniu zwyciężył 83:65.
- To był twardy mecz pełen walki. Atmosfera bardziej przypominała Play-Off niż świąteczną sielankę.
- Arka bazowała głównie na rzutach z dystansu i przez pewien czas takie granie wyrządzało nam sporą krzywdę. Problemy gości zaczęły się, gdy Anwil poprawił swoją defensywę. Podopieczni trenera Przemysława Frasunkiewicza nie szukali innej drogi, tylko cały czas skupiali się na bombardowaniu zza łuku. Arka grała zbyt jednostronnie, zasób ich zagrań ofensywnych był bardzo ubogi i efektem tego był zaledwie 24 punkty zdobyte w całej drugiej połowie. Przyjezdni oddali aż 41 rzutów za trzy, z czego trafili 12, co daje skuteczność na poziomie 29,3 %. Z całą pewnością taki rezultat „nie powala”. Dla porównania, z odległości bliżej kosza podjęli 26 prób i trafili 11, co przekłada się na 42,3 % skuteczności. Straszna dysproporcja na niekorzyść gości i minus na konto trenera Frasunkiewicza, bo w ogóle nie próbował wpłynąć na grę swojego zespołu. Nie potrafił wykorzystać potencjału swoich graczy. Arka grała taką radosną koszykówkę i jak wpadało, to było dobrze, a jak przestało, to zaczęły się problemy, z których już się nie wygrzebali.
- Anwil był zespołem lepszym i to nie podlega wątpliwości. „Rottweilery” rozkręcały się z minuty na minutę. Pierwsza połowa była wyrównana, ale nawet jak Arka miała dobre momenty, to „Trójkolorowi” utrzymywali się w grze, a nawet potrafili „postawić na swoim”. Druga część spotkania to już był odjazd. Nasza obrona uległa poprawie i goście zupełnie się w tym pogubili. Wymusiliśmy sporo strat i ograniczyliśmy otwarte pozycje rzutowe rywali. W ataku realizowaliśmy swoje cele, a najważniejsze jest to, że mieliśmy DRUŻYNĘ. Nasi zawodnicy konsekwentnie planowali kolejne akcje i świetnie dzielili się piłką. Przypominając sobie początek sezonu, to widać wyraźną poprawę w grze Anwilu pod tym względem.
- Prawdziwą gwiazdą tego świątecznego spotkania był Chase Simon. Nie jestem w stanie racjonalnie wytłumaczyć, jak Amerykanin trafiał niektóre rzuty. Nasz obwodowy znowu ma niesamowitą pewność w podejmowaniu decyzji. Simon zdobył 24 punkty, trafił 5 „trójek” i dołożył 3 asysty. Świetne zawody rozgrywał również po drugiej stronie parkietu. Jego dobra defensywa skutecznie ograniczała poczynania czołowych graczy Arki, a ukoronowaniem tego były 4 przechwyty.
- Bardzo solidne zawody rozegrał również Tony Wroten. Tym razem nie atakował żadnego rekordu asyst, ale wniósł wiele dobrego do gry zespołu. Napędzał nasze ataki i standardowo czarował swoimi wjazdami na kosz lub w magiczny sposób odgrywał do kolegów, powodując zamęt w szeregach rywali. Był również sporym wsparciem „na tablicach”. Statystyki to potwierdzają: 17 punktów, 6 zbiórek i 5 asyst. W przypadku Wrotena martwią jednak rzuty wolne. Podczas starcia z Arką też się nie popisał i zanotował jedynie 5/10 z linii. Wejścia na kosz Amerykanina są wręcz zabójcze i obfitują w wymuszanie fauli, ale jeśli Tony nie poprawi swojej skuteczności z osobistych, to sporo będzie tracił.
- Ricky Ledo nie błyszczał tak jak w ostatnich meczach i miał spore problemy ze skutecznością (tylko 1/7 z dystansu). Na parkiecie był jednak bardzo uniwersalny i dawał wsparcie drużynie na każdym szczeblu koszykarskiego rzemiosła. Kolejny raz zanotował bardzo ciekawe „cyferki”: 11 punktów, 9 zbiórek i 7 asyst.
- Michał Sokołowski nie wyróżnił się w pomeczowych statystykach, ale każdy, kto oglądał to spotkanie wie, że to był naprawdę dobry mecz w wykonaniu „Sokoła”. Nasz skrzydłowy rewelacyjnie radził sobie w defensywie i bardzo mądrze naciskał rywali. Z gry w ataku będzie raczej słabiej zapamiętany, ale wiele razy imponował bardzo racjonalnymi zagraniami.
- Pod koszem w Arce nie brakuje czysto fizycznej siły. Tacy zawodnicy jak Adam Hrycaniuk, Devonte Upson czy Dariusz Wyka to gladiatorzy. Szczególnie w początkowej fazie spotkanie mieliśmy sporo problemów „w pomalowanym”. Pozwalaliśmy gościom na zbyt wiele. Z czasem gra Anwilu uległa poprawie również w tym elemencie. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie Shawn Jones. Amerykanin przyzwyczaił nas już do swojej waleczności i znowu to potwierdził. Był naszym kluczowym ogniwem „na deskach” i postrachem dla rywali zapuszczających się zbyt blisko naszej obręczy. Jones przez długi czas nie mógł znaleźć rytmu w ataku, ale w końcu też się rozkręcił. Przy podwojeniach potrafił również bardzo przytomnie podawać do kolegów. Dorobek środkowego Anwilu z tego spotkania to 10 punktów, 11 zbiórek, 4 asysty i 4 bloki.
- Najlepszym graczem Arki był bez wątpienia Josh Bostic (18 pkt, 6 zb oraz 6 as) i nie powinno być to żadnym zaskoczeniem. To naprawdę klasowy gracz, który rozegrał bardzo dobre spotkanie, ale i tak uważam, że został przez nas świetnie ograniczony, szczególnie w drugiej połowie.
- Sporo dobrego do gry gości wniósł również Ben Emeloglu (15 pkt i 8 zb). Potrafił zaskoczyć nasz zespół efektownymi wjazdami czy celnymi rzutami z dystansu. Nie rozumiem tylko dlaczego był tak wojowniczo nastawiony i nie przepuścił żadnej okazji, żeby wdać się w jakąś utarczkę z naszymi zawodnikami. Emeloglu mógł nie uczestniczyć w danej akcji, ale po gwizdku i tak był pierwszy, aby w nerwowy sposób wyjaśniać problemy.
- Bartłomiej Wołoszyn nie rozegrał dobrego spotkania. Miał ogromne problemy ze skutecznością (1/8 z gry) i często bardziej interesował się graczami Anwilu niż piłką. Pozwolę sobie przytoczyć mój wpis z twittera:
- Anwil wygrał piąte spotkanie z rzędu i jest to nasza najdłuższa zwycięska seria w obecnym sezonie. Miłe zakończenie roku i nie mam nic przeciwko, aby ten cykl został jeszcze przedłużony ;).
Przed laty Bartek Wołoszyn jako młody chłopak grał w koszulce Anwilu i czasami sprawiał wrażenie zupełnie zagubionego na parkiecie. Teraz jest już weteranem i momentami sprawia podobne wrażenie, które urozmaicił o sporą dawkę nieczystych zagrań… #plkpl
— Mac (@mac_3_) December 26, 2019
Jedna odpowiedź do “Miły prezent na zakończenie świąt”