King Szczecin zawitał do Włocławka i wszyscy zastanawiali się jaką twarz tym razem zaprezentuje Anwil. „Rottweilery” ostatnio prezentują formę sinusoidalną i dobre występy w Lidze Mistrzów przeplatają wielkimi wpadkami w PLK tak jak ostatnio w Lublinie. W starciu z „Wilkami Morskimi” nasz zespół stanął jednak na wysokości zadania i rozgromił rywali 110:82. Taki Anwil chcemy oglądać!

- Zacznę od przedstawienia sytuacji w Kingu. Szczecińska ekipa nie ma obecnie problemów kadrowych, ale i tak jest bardzo osłabiona. Trener Mindaugas Budzinauskas od dłuższego czasu walczy z nowotworem, a ostatnio jego stan się pogorszył i musiał wrócić na Litwę. Nasz zespół wyszedł na to spotkanie w specjalnych koszulkach ze słowami wsparcia dla szkoleniowca rywali. Bardzo miły gest, bo koszykówka to nie wszystko. „Metaxa” wracaj do zdrowia! Pod nieobecność Litwina stery nad szczecińską ekipą przejął Łukasz Biela.
- Na parkiecie Anwil zdecydowanie dominował. W pierwszej połowie goście jeszcze trzymali się w grze, ale później przeżywali coraz gorsze chwile. „Rottweilery” rozkręcały się z minuty na minutę. Dla Kinga to było stanowczo zbyt wiele.
- Obejrzeliśmy nasz zespół, w takim wydaniu, jakiego pożądamy. Anwil był skoncentrowany, grał z determinacją i świetnie dzielił się piłką. Mówiąc w skrócie, mieliśmy DRUŻYNĘ i to przez pełne 40 minut meczu. O to chodzi Panowie!
- Anwil imponował swoją skutecznością. Graliśmy pewnie i to miało przełożenie na udane kończenie akcji. Zanotowaliśmy świetne 67,4 % za dwa oraz 58,1 % wszystkich rzutów z gry.
- King zupełnie nie radził sobie z naszą defensywą. Ataki gości często przypominały „uderzanie głową w mur”. Nie mieli pomysłu na przełamanie naszej obrony. Dobry nacisk Anwilu powodował sporą ilość strat przyjezdnych (aż 19 w całym meczu). To nakręcało naszą szybką grę, co owocowało wieloma efektownymi zagraniami. King nie był też w stanie skorzystać z największego mankamentu naszej obrony strefowej, czyli wolnych rogów boiska. Szczecinianie oddali tylko 7 rzutów za trzy z narożników. Wszystkie tylko z jednej strony i wszystkie niecelne.
- Tony Wroten był w swoim żywiole. Gdy drużynie szło dobrze, to Amerykanin jeszcze bardziej to nakręcał. Co chwila rozgrzewał publiczność bardzo efektownymi zagraniami. Potrafił uraczyć kolegów niesamowitymi podaniami oraz zaskoczyć rywali fantastycznymi akcjami indywidualnymi. To był świat Tony’ego i widać było, że w takim warunkach czuje się „jak ryba w wodzie”. Na swoim koncie zapisał 14 punktów, 9 asyst oraz 3 zbiórki.
- Chase Simon ostatnio nie zachwycał swoją formą, ale w spotkaniu z Rastą Vechta przyszło przełamanie i teraz powtórzył dobry występ. Amerykanin w meczu z Kingiem był naszym najlepszym strzelcem. Zdobył 15 punktów i dołożył 4 zbiórki. Wszystko w zaledwie 17,5 min na parkiecie. Simon trafił kilka naprawdę trudnych rzutów i to może nas cieszyć przed zbliżającymi się meczami.
- Imponujący występ zaliczył również Michał Sokołowski. „Sokół” nie tylko świetnie naciskał w defensywie, ale był również bardzo skuteczny po drugiej stronie parkietu. Potrafił celnie przymierzyć z dystansu czy efektownie zakończyć akcje. W jego grze ofensywnej było sporo luzu i pewności. Sokołowski zanotował 13 punktów oraz 5 zbiórek.
- Do swojego poziomu przyzwyczaił nas już Shawn Jones i kolejny raz udowodnił, że jest pewnym punktem Anwilu. Możemy na nim polegać. Były reprezentant Kosowa straszył w „pomalowanym”, świetnie zachowywał się w akcjach „pick and roll”, pewnie kończył dobre podania od kolegów i dodał sporą dawkę efektywności do naszej gry. Jak ja się cieszę, że Jones dołączył do Anwilu!
- Świetnie w spotkanie wszedł Paweł Kikowski. Szybko zdobył 9 punktów, ale później było znacznie gorzej. „Kiko” totalnie przycichł i podobnie jak cały zespół Kinga miał ogromne problemy z przełamaniem naszej defensywy. Polski obwodowy ostatecznie zakończył spotkanie z 15 punktami na skuteczności 4/13 z gry. To nie był dobry występ Kikowskiego, a pod względem celności nawet najgorszy w obecnym sezonie.
- Najpewniejszym punktem Kinga był bez wątpienia Ben McCauley. Pewnie punktował spod kosza (8/8 za dwa) i potrafił również zaskoczyć na dystansie. Dzięki swojej sile dzielnie też wspierał szczecińską ekipę na zbiórkach. McCauley zaliczył double-double na poziomie 24 punkty i 13 zbiórek. Na dobrze grający Anwil to było jednak stanowczo za mało.
- Mecz zakończył się miłym akcentem. Podobnie jak w meczu z MKS-em nasza przewaga była bardzo wyraźna i na ostatnie sekundy wszedł do gry Adam Piątek. Nastolatek ponownie otrzymał piłkę w ostatniej akcji i nie bał się zagrać jeden na jeden z obrońcą Kinga. Mam wrażenie, że w jego ruchach było już więcej pewności siebie i piłka znowu znalazł się w koszu ku wielkiej uciesze trybun oraz kolegów z ławki rezerwowych. Można powiedzieć, że Piątek powoli wyrabia sobie taki popisowy manewr i niedługo będzie znany z tych swoich zaskakujących półhaków. Miło ogląda się takie obrazki :).
- To było bardzo przyjemne zwycięstwo. Zmazanie plamy z Lublina w efektowny sposób. Przed sezonem oczekiwałem, że tak właśnie będą wyglądały mecze Anwilu przeciwko zespołom spoza ścisłej ligowej czołówki. Łatwo, szybko i przyjemnie. Czy takie granie już na stałe wejdzie do naszego repertuaru? Ciężko to stwierdzić. Odnoszę wrażenie, że gra „Rottweilerów” cały czas się rozwija, ale ciągle nie jestem pewny tej strony mentalnej. Zdarzyło się zbyt wiele rozczarowań, abym tak łatwo uwierzył w permanentną zmianę, więc potrzebuję jeszcze więcej tego typu występów, aby całkowicie zaufać temu zespołowi.
Na końcówki meczów najlepszy Adam Piątek 😉 brawo 👏🏀 @Anwil_official – @KingWilki 110-82 #plkpl pic.twitter.com/kWatuo8Sa3
— Anna Śliwińska (@sliwek3) December 13, 2019