Zwycięskie zwieńczenie świąt

Święta, święta i po świętach. Na szczęście ten magiczny okres zakończył się dla nas we wspaniały sposób. W hicie PLK nasz zespół sprostał oczekiwaniom i pokonał Stelmet w stosunku 93:84. „Rottweilery” rozegrały naprawdę świetne spotkanie i odniosły zasłużoną wygraną. Nie można jednak powiedzieć, że goście rozczarowali. To było po prostu dobre widowisko, w wykonaniu dwóch mocnych zespołów, a Anwil okazał się lepszy.

Michalak Anwil - StelmetFOTO: wloclawek.naszemiasto.pl/

  1. Hali Mistrzów można było poczuć zapach Play-Off. Oba zespoły bardzo dzielnie walczyły i grały „z zębem”.
  2. Gra była bardzo twarda. Nikt nie odpuszczał. Widać było, że to starcie dwóch niezwykle mocnych ekip. Nie było oddawania punktów za darmo. Zawodnicy musieli się ostro napracować po obydwu stronach parkietu. Anwil i Stelmet, kolejny raz, stworzyli dobre widowisko, które może być promocją naszej ligowej koszykówki. Dobrze, że takie spotkanie odbyło się w święta, bo to tylko podnosiło pewną rangę tego wydarzenia.
  3. W cały ten piękny obraz nie za bardzo wkomponowali się sędziowie. Od początku pokazywali, że są bardzo negatywnie nastawieni do twardej gry. „Gwizdali” praktycznie wszystko. To był popis wręcz „aptekarskiego” sędziowania. Z jednej strony to rozumiem, ale z drugiej, to zabijało widowisko. Panowie Marcin Kowalski, Michał Proc oraz Robert Mordal byli trochę jak Grinch i chcieli popsuć ten świąteczny obrazek. Za bardzo wczuli się w swoją rolę.
  4. Anwil wygrał i na przestrzeni całego meczu był zespołem lepszym. Nie można jednak powiedzieć, że goście zostali rozbici czy zdominowani. Stelmet cały czas był groźny i nie można było tracić koncentracji. Na dwie minuty przed końcem zmniejszyli stratę do zaledwie 3 punktów, ale dzięki mądrej grze przetrwaliśmy tę nawałnicę i dowieźliśmy zwycięstwo do końca.
  5. Nasz zespół przez cały czas był skoncentrowany i odpowiednio „nakręcony”. Nikt nie grał „na pół gwizdka”. Nawet jak były gorsze momenty, to Anwilowcy nie załamywali rąk, ale konsekwentnie realizowali swój plan.
  6. Obecny Stelmet kojarzy mi się z zespołem, który potrafi odpowiednio przyspieszyć. Nasza defensywa jednak bardzo skutecznie zredukowała ten atut zielonogórzan.
  7. Dzięki waleczności nasz zespół bardzo dobrze spisywał się „na deskach”. Wygraliśmy zbiórki 35:30. Najlepiej to zadziałało w samej końcówce. Stelmet zbliżył na zaledwie trzy punkty, ale mieliśmy piłkę w swoim posiadaniu. Zakończyło się to dwoma niecelnymi rzutami, ale również dwoma zbiórkami w ataku. Do trzech razy sztuka, więc w końcu trafił Sobin i to pozwoliło nam odetchnąć. Anwil walczący i o to chodzi!
  8. Oczywiście tytaniczną pracę wykonał Josip Sobin. Pod nieobecność Kamila Łączyńskiego brakuje tych dwójkowych akcji, ale Chorwat i tak odnajduje się w nowej rzeczywistości. Zdobywanie punktów przychodzi mu z większym trudem, ale za to mądrze potrafi dostarczać piłkę do kolegów. No i cały czas toczy niesamowite boje na tablicach mimo niezbyt korzystnych warunków fizycznych. Mecz zakończył z linijką statystyczną na poziomie 5 punktów, 9 zbiórek5 asyst.
  9. Ważną rolę w tym zwycięstwie odegrał Aaron Broussard. Amerykanin szybko zaaklimatyzował się we Włocławku i udowadnia to na parkiecie. Jest bardzo pewnym punktem naszego zespołu. Dobrze radzi sobie z piłką. Potrafi odpowiednio przyspieszyć, rzucić czy podać. Na dodatek świetnie włączą się w walkę o zbiórki. Prawdziwy „człowiek orkiestra”. Jego dorobek w tym meczu to 9 punktów, 8 zbiórek7 asyst.
  10. Można powiedzieć, że to spotkanie było taką małą strzelaniną albo chociaż bitwą na śnieżki. Oba zespoły czuły się bardzo mocno na obwodzie i właśnie tam szukały pozycji do zdobywania punktów. Stelmet trafił 13/32 z dystansu (41 %), a Anwil zaliczył w tym elemencie 11/26 (42 %).
  11. Wśród gości najlepszym snajperem był Gabe DeVoe. Amerykanin nie jest może mistrzem kozła, ale instynkt strzelecki ma na wysokim poziomie. Trafił 4/5 z obwodu, a mecz zakończył z dorobkiem 18 punktów.
  12. Anwil miał jednak mocniejszą broń w swoim inwentarzu. To było prawdziwe podwójne działo, które tworzyli Chase Simon oraz Michał Michalak. Amerykanin grał w swoim stylu. Po cichu oraz z zimną krwią punktował rywali. Jego dorobek w tym meczu to 19 punktów.
  13. Większe wrażenie wywarł Michalak. Od dłuższego czasu potrafił bardzo irytować swoją grą oraz podejmowaniem złych decyzji. W meczu ze Stelmetem oglądaliśmy jednak najlepsze wydanie Michała, jakie możemy sobie wyobrazić. Grał niezwykle pewnie i niemal bezbłędnie. Potrafił pociągnąć grę Anwilu. Robił różnicę w tym meczu. Zdobył aż 26 punktów i bez wątpienia był to najlepszy mecz Michalaka w niebiesko-biało-zielonych barwach.
  14. Simon oraz Michalak bardzo dobrze grali również w obronie. Świetnie potrafili naciskać graczy Stelmetu. Efektem tego były 3 przechwyty Polaka oraz 2 przechwyty Amerykanina.
  15. Wśród gości sporo zamieszania wywołał również Michał Sokołowski. „Sokół” potwierdził, że jest graczem z wysokiej półki. Był bardzo aktywny i… cwany. Uzyskał 11 punktów, 5 zbiórek4 asysty. Wymusił również aż 8 fauli, świetnie wykorzystując „aptekarskie gwizdki”.
  16. W Stelmecie ciekawym przypadkiem jest Zelijko Sakić. Chorwat potrafił być dla nas pewnym utrapieniem i punktować nawet w ciężkich sytuacjach. Nie jest jednak na tyle pewny i równy, aby trener Igor Jovović widział w nim filar swojego zespołu. Sakić uzbierał w tym meczu 15 punktów4 zbiórki.
  17. Na parkiet, po długiej przerwie spowodowanej kontuzją, powrócił Vladimir Mihailović. Nie można powiedzieć, że Czarnogórzec zagrał źle, ale… Wchodził jako zmiennik Broussarda na rozegranie i kolejny raz utwierdziłem się, że to nie jest dla niego odpowiednia rola. Mam wrażenie, że Mihailović męczy się, prowadząc grę. Na tej pozycji traci swoje atuty i zarazem traci na tym cały zespół. Momentami aż za bardzo zwalnia grę i wygląda, jakby nie miał pomysłu. Zastanawia mnie, jak będzie wyglądało nasza rotacja, gdy do gry wróci „Łączka”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *