Toruń poległ we Włocławku

To był niezwykle ważny mecz dla Anwilu. Polski Cukier Toruń to zespół z wysokiej półki, jak na standardy PLK, który depcze nam po piętach w ligowej tabeli. Trzeba było również zmazać plamę z Dąbrowy. Poza tym starcie pomiędzy tymi zespołami powszechnie określane jest mianem derbów, więc w oczach kibiców zawsze mam dodatkowy prestiż.

Na szczęście cel został osiągnięty i Anwil odniósł zwycięstwo. Na brak emocji nie było można jednak narzekać.

Anwil - Polski CukierFOTO: Natalia Seklecka / ddwloclawek.pl
Anwil Włocławek – Polski Cukier Toruń

Obecny Anwil przyzwyczaił mnie już do tego, że w starciu z nawet najsilniejszymi rywalami jest w stanie szybko uzyskać wyraźną przewagę, ale równie szybko potrafi stracić prowadzenie i wprowadzić nerwówkę. Tak było już kilkukrotnie w tym sezonie. Tak było również podczas ostatniego starcia z Polskim Cukrem.

Drugą kwartę rozegraliśmy koncertowo i zarysowała się wyraźna przewaga naszego zespołu. Wyszliśmy nawet na +17. Mając na uwadze wspomniane mankamenty naszej gry, nie popadłem wtedy w jakiś hurraoptymizm. Miałem rację, bo kolejny raz zamiast spokojnie kontrolować mecz to wszystko posypało się w trzeciej odsłonie spotkania. Z naszej przewagi praktycznie nic nie zostało i wkradły się emocje, których naprawdę wolę unikać. Torunianie w czwartej kwarcie zeszli nawet do dwóch punktów straty. Na szczęście zimną krew zachowali Michał Nowakowski oraz Kamil Łączyński, którzy celnymi rzutami z dystansu zaserwowali nam sporą dawkę spokoju.

Dlaczego takie sytuacje mają miejsce? Dlaczego podczas jednego spotkania jesteśmy w stanie oglądać dwa zupełnie różne oblicza Anwilu? Dlaczego ten problem powtarza się tak często? Czy to problem z koncentracją zawodników? Winna jest może słaba reakcja trenera na wydarzenia parkietowe? A może to problem z kondycją i może nasi gracze zwyczajnie nie wytrzymują ciągłej gry na pełnych obrotach? Niestety nie znam przyczyny tego problemu, ale na pewno będę o tym intensywnie myślał, bo sytuacja nie daje mi spokoju i powoduje, że każdy mecz obserwuję z małą obawą.

Głównym ojcem pościgu gości był bez wątpienia Glenn Cosey. Przed sezonem przychodził do naszej ligi z łatką ciekawego gracze i na parkiecie we Włocławku potwierdził tę tezę. Zresztą nie pierwszy raz w tym sezonie. W pierwszej połowie totalnie nie istniał, ale po zmianie stron wziął na swoje barki ciężar odrabiania strat. Kilka jego odważnych i udanych akcji pozwoliło „Twardym Piernikom” uwierzyć w końcowy sukces. W całym meczu Cosey zdobył 23 punkty i był najlepszym strzelcem swojej drużyny. Osobiście nie jestem zwolennikiem tego typu graczy. Amerykanin to zawodnik w stylu „podaj mi piłkę i patrz, jak zdobywam punkty”. Dostarczył swojej drużynie sporo dobrego, ale zdarzały mu się również „niedoloty” czy głupie straty. To jego boiskowe szaleństwo może być jednak niezwykle skuteczne przy przełamywaniu takich spotkań jak to ostatnie. Na szczęście, na Anwil nie wystarczyło.

Dlaczego Cosey zupełnie nie istniał w pierwszej połowie? Duża w tym zasługa Jaylina Airingtona, który trochę niespodziewanie wyszedł w pierwszej piątce i zaprezentował defensywę z wyższego poziomu. W ataku też nie odstawał od partnerów i zdobył w tym meczu 11 punktów. Dodatkowo zanotował 5 zbiórek oraz 3 asysty. Warto również zwrócić uwagę, że jego współczynnik +/- był najwyższy w całym zespole i wyniósł 14. Myślę, że to było najlepsze spotkanie Airingtona w barwach Anwilu. Cieszy mnie to bardzo, bo zawsze wierzyłem (i cały czas wierzę) w tego dzieciaka i cierpliwie czekałem jak będzie się ogrywał. Bez wątpienia robi postępy, ale to jeszcze nie jest jego szczyt. Potrzebuje trochę więcej luzu i pewności siebie w ataku, to wtedy będzie naprawdę dobrze.

Jeśli Airington chce zyskać więcej luzu i pewności siebie w swojej grze, to przykładu nie musi szukać daleko. Wystarczy, że zobaczy jak gra Ivan Almeida. Nasz as ponownie był najlepszym graczem na parkiecie. Bez wątpienia zasłużył na tytuł MVP tego spotkania. Widać, że bawi się grając w koszykówkę. To się ogląda! Potrafi czarować, bardzo swobodnie poruszać się na parkiecie i czytać obronę rywali. W obronie też przynosi mnóstwo korzyści, bo rywale zawsze muszą strzec się jego długich rąk. Almeida w starciu z „Twardymi Piernikami” uzbierał 21 punktów. Kolejny raz udowodnił niedowiarkom, że potrafi rzucać z dystansu. Ten argument był najczęściej przytaczany w kontekście gry Almeidy, a tymczasem w ostatnim meczu zanotował 4/8 za trzy. Żaden z naszych strzelców nie ustrzelił tylu „trójek”.

Podsumowując – kolejne derby regionu za nami i kolejne zwycięstwo Anwilu. Polski Cukier nie wygrał jeszcze nigdy w naszej hali i oby tak pozostało przez lata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *