Kolejna „bańka” European North Basketball League za nami. Tym razem Anwil gościł w litewskim mieście Szawle, gdzie oprócz rywalizacji z gospodarzami graliśmy także z ekipą BK Liepaja. Spacerek – tak najłatwiej opisać te starcia. Najpierw rozgromiliśmy Łotyszy i to aż 116:55. Takie okazałe zwycięstwo robi wrażenie i to niezależnie od klasy rywala. W meczu z Siauliai-7bet oczekiwałem bardziej wyrównanego widowiska, bo litewski zespół to po prostu wyższy poziom niż drużyna z Lipawy, ale ostatecznie „Rottweilery” też nie miały żadnych problemów z odniesieniem wyraźnego zwycięstwa. Tym razem było 77:100. Co by nie mówić, to była kolejna całkiem sympatyczna przygoda w ENBL 😉 .
- Przekroczyliśmy „setkę” w dwóch meczach z rzędu. Ostatni raz dokonaliśmy takiego wyczynu podczas Pucharu Polski w sezonie 2019/2020. W półfinale pokonaliśmy HydroTruck 89:108, a następnego dnia wygraliśmy finał z toruńskimi sąsiadami 103:96.
- BK Liepaja miała swoje problemy kadrowe i na parkiecie przypominali raczej zespół juniorski. To nie jest przesadzone porównanie. Najstarszym zawodnikiem naszych rywali był 25-letni podkoszowy Karils Silins (9 pkt i 7 zb). Po boisku biegało również dwóch 16-latków – Juris Vitols (6 pkt) oraz Kristaps Soldatenoks (6 pkt).
- Niezależnie od okoliczności zwycięstwo +61 robi wrażenie. Podczas oficjalnych spotkań tylko raz uzyskaliśmy większą przewagę. W sezonie 2005/2006 pokonaliśmy Noteć Inowrocław 110:48, czyli +62. Było blisko rekordu. Co ciekawe, na europejskich parkietach najlepiej wypadliśmy podczas swojego inauguracyjnego występu. W sezonie 1993/1994 zaczynaliśmy wojaże po „Starym Kontynencie” od II rundy eliminacyjnej FIBA European Cup. Pierwsze spotkanie graliśmy na wyjeździe z rosyjskim Spartakiem St. Petersburg i niespodziewanie zwyciężyliśmy aż 63:103, czyli +40.
- W łotewskiej ekipie tylko jeden zawodnik rozegrał dobre zawody. Oskars Hlebovickis to nazwisko, które warto zapamiętać. Chłopak ma zaledwie 21 lat, a jako jedyny próbował nawiązać walkę z „włocławską maszyną” i zdobył 23 punkty. Jestem niezwykle ciekawy, jak będzie przebiegała dalsza kariera tego zawodnika. Szczególnie że Hlebovickis to syn dość znanego polskiego koszykarza, Michała Hlebowickiego.
- Nie ukrywam, że jestem rozczarowany postawą Siauliai. Oczekiwałem znacznie więcej od tej ekipy, a nie byli w stanie nawiązać wyrównanej walki z dobrze dysponowanymi „Rottweilerami”. Na wyróżnienie zasłużył jednak Paulius Danusevicius, który zanotował 16 punktów oraz 7 zbiórek. Kolejny młody koszykarz, który ma zaledwie 20 lat, więc to nazwisko również warto zapamiętać.
- Podczas całej „bańki” Anwil wygrał wszystkie 8 kwart, ale to nie powinno być zaskoczeniem, patrząc po wynikach.
- Gra „Rottweilerów” mogła się podobać. Byliśmy aktywni po obu stronach parkietu, potrafiliśmy przyspieszać w odpowiednich momentach, a piłka krążyła „jak po sznurku” pomiędzy naszymi zawodnikami. Anwil po prostu żył na parkiecie i szybko złapał odpowiedni rytm. Zdecydowanie dominowaliśmy i to nie podlega dyskusji.
- Nawet gdy osiągaliśmy wręcz miażdżącą przewagę, to nie zwalnialiśmy. Cały czas utrzymywaliśmy aktywność i nie pozwalaliśmy sobie na zbyt wielkie rozluźnienie.
- Oglądaliśmy prawdziwy ZESPÓŁ, pełny energii i koncentracji oraz opierający swoją grę na współpracy. W pierwszym meczu zanotowaliśmy aż 32 asysty, a następnie 26 asyst.
- Do nabijania asyst potrzebne są celne rzuty, a pod tym względem też zdecydowanie nie mieliśmy problemu. Szczególnie w konfrontacji z gospodarzami mieliśmy świetnie skalibrowane celowniki – 20/25 za dwa (80%) oraz 18/34 z dystansu (52%). Przeciwko Łotyszom nie było jednak jakość szczególnie gorzej – 27/38 za dwa (71%) oraz 17/35 z dystansu (48%). Piękne cyferki! Dużo rzucaliśmy „zza łuku”? Nie mam nic przeciwko przy takiej skuteczności 😉 . Szczególnie że większość tych prób wynikała z dobrze wypracowanych pozycji.
- Jedyne, na co mogę narzekać to rzuty wolne. Już podczas niedawnej konfrontacji z Czarnymi ten element kulał po stronie Anwilu i teraz też nie było szału, bo tak trzeba określić skuteczność na poziomie 64% oraz 54%.
- Granie dzień po dniu powoduje zmęczenie? Nie było tego widać! Wszystko za sprawą zastosowania szerokiej rotacji. Trener Przemysław Frasunkiewicz doskonale wykorzystał tę „bańkę” do uaktywnienia zawodników, którzy z reguły odgrywają mniej znaczącą rolę w naszym zespole. Trzeba przyznać, że zmiennicy spełnili powierzone zadania. Tacy gracze jak Maciej Bojanowski, Łukasz Frąckiewicz, Alex Olesinski czy Sebastian Kowalczyk otrzymali więcej minut niż podczas spotkań ligowych i mieli naprawdę dobre momenty.
- Najwięcej na tych meczach zyskał jednak Marcin Woroniecki. Młody Włocławianin otrzymał wielką szansę, którą w pełni wykorzystał. Ten chłopak grał niezwykle odważnie. Nie miał żadnych oporów przed oddawaniem rzutów i kolejny raz udowodnił, że ma w sobie cechy typowego strzelca. W pierwszym meczu Woroniecki zdobył 16 punktów, a podczas drugiego starcia dołożył 14 „oczek”. Nic dziwnego, że dwukrotnie otrzymał tytuł MVP spotkania.
- Na wyróżnienie zasługuje także Kyndall Dykes i to zdecydowanie. Nasz król półdystansu tym razem nie forsował swoich firmowych zagrań, a zaskoczył innym elementem koszykarskiego rzemiosła. „Wujek KD” nie ma łatki strzelca dystansowego, a podczas litewskiego turnieju częściej próbował swoich sił „zza łuku” niż z bliższej odległości. Efekt był piorunujący, bo Dykes ustrzelił łącznie 8/9 za trzy. Szczególnie błysnął podczas starcia z Siauliai, bo zagrał na 100% – 1/1 za dwa, 4/4 za trzy oraz 2/2 za 1. Jak widać, „Wujek” cały czas jest w stanie nas zaskakiwać.
- Czy warto grać w takich rozgrywkach jak ENBL? Tracić czas oraz siły, aby przejechać setki kilometrów w celu „ogolenia jakichś ogórków”? Myślę, że tak! To zawsze nowe doświadczenia i świetna okazja do ogrywania naszego zaplecza, a to bardzo ważna kwestia. Dzięki takim meczom nasi rezerwowi mają świetną okazję do podbudowania własnej pewności. Takie okazje budują również chemię w zespole. Świetnym obrazkiem było obserwowanie żywiołowo reagującej ławki po udanych zagraniach kolegów. To tylko dowodzi, że naprawdę mamy DRUŻYNĘ, a te więzi są jeszcze bardziej zacieśniane. Poza tym takie sprawdzenie „w boju” zawsze będzie lepsze od treningu na pustej sali. No i to litewskie Siauliai to naprawdę nie aż takie „ogórki”, jak sugeruje wynik 😉 .
- W przypadku tak okazałych zwycięstw ważne jest, żeby uniknąć kontuzji. My niestety nie mieliśmy tego szczęścia. Do Włocławka z urazem wraca Kamil Łączyński. Kapitan podkręcił kostkę, ale liczę, że to nie będzie nic poważnego. Czekają nas trudne wyzwania i wsparcie „Łączki” będzie bardzo potrzebne. Dykes też zaliczył twarde lądowanie podczas jednego ze starć pod koszem, ale to raczej nie naruszyło reprezentant Palestyny.
- Anwil zapewnił już sobie awans do Final4 ENBL. Obecnie mamy bilans 5-0 i jesteśmy jedną z dwóch niepokonanych ekip. Drugim zespołem bez porażki jest BC Enisey, ale Rosjanie rozegrali jak na razie tylko trzy spotkania. Do bezpośredniego starcia ma dojść 16 marca w Hali Mistrzów. To będzie prawdziwy test dla naszej drużyny, bo od samego początku zespół z Krasnojarska uznawany jest za jednego z głównych faworytów całych rozgrywek. Nic dziwnego, bo na co dzień występują przecież w mocnej Lidze VTB. „Rottweilery” mają do rozegrania jeszcze zaległy mecz z BC Borisfen, ale tutaj nie przewiduję niespodzianki, bo obecny bilans białoruskiego zespołu to 0-5, a stosunek „małych punktów” -125.
2 odpowiedzi do “Spacerkiem przez ENBL”