Przywitanie z Europą

W tym tygodniu oglądałem na spokojnie w domowym zaciszu zmagania Rosy Radom oraz Stelmetu Zielona Góra w koszykarskiej Lidze Mistrzów. Niestety, obydwaj nasi przedstawiciele musieli uznać wyższość swoich przeciwników. Mimo to przyglądałem się temu z lekką nutką zazdrości. Przemawiała za mną tęsknota. Tęsknota za niezapomnianymi europejskimi wojażami.

Nie należy zapominać, że nasz klub ma bardzo bogatą historię na europejskich parkietach. Po rewelacyjnym sezonie 1992/1993, gdy byliśmy beniaminkiem i niespodziewanie wywalczyliśmy wicemistrzostwo Polski nadszedł czas na kolejny krok. Tym razem nadeszła pora na przywitanie się ze „Starym Kontynentem”. Podejrzewam, że nawet twórcy potęgi włocławskiej koszykówki nie spodziewali się, że ich „dziecko” tak szybko wypłynie na znacznie szersze wody.

Dobry rezultat na krajowym podwórku pozwolił nam na udział w II rundzie eliminacyjnej FIBA European Cup. Tam los zetknął nas z rosyjskim Spartakiem St. Petersburg.

Spartak St. Petersburg

W tamtych czasach ekipa Spartaka to był ścisły top swojej ligi, która do słabych oczywiście nie należała. Z racji tego faworyta tego dwumeczu nie było trudno wskazać. Pierwszy mecz przypadł w Rosji dnia 28 września 1993 roku. Datę tę można uznać za oficjalny początek włocławskich wojaży w Europie.

Mimo, że wielu fachowców skreślało nas już na starcie to włocławska ekipa po raz kolejny pokazała charakter. Po prostu zmasakrowaliśmy faworyzowanego rywala i to na jego terenie. Spotkanie zakończyło się wynikiem 63:103 (39:46)! Wynik cały czas robi piorunujące wrażenie.

Bez wątpienia tego dnia byliśmy zespołem o klasę lepszym. Tak samo jak niespodziewane było nasze zwycięstwo niespodziewany był nasz lider. Główny ciężar zdobywania punktów wziął na siebie Wojciech Puścion. Mecz zakończył z dorobkiem 25 punktów. Był niemal perfekcyjny. Puścion we Włocławku spędził dwa lata, ale tylko raz zdobył więcej punktów. Miało to miejsce w debiutanckim sezonie 1992/1993. Podczas wygranego spotkania z Hutnikiem Kraków uzbierał wtedy 28 „oczek”, a Nobiles wygrał 99:86. Nie ma jednak wątpliwości, który mecz miał większą wagę.

Wojciech Puścion
Wojciech Puścion

Puścion miał silne wsparcie w starych wyjadaczach takich jak Igor Griszczuk (21 pkt i 7 as), Aleksiej Urgiumov (19 pkt) czy Roman Olszewski (17 pkt i 13 zb). Ciekawostka – Ugriumov pochodzi właśnie z St. Petersburga i pierwsze koszykarskie kroki stawiał właśnie w Spartaku. Rosjanin grał we Włocławku podczas rozgrywek 1993/1994, a następnie wrócił do swojego rodzimego zespołu.

To był wielki mecz, który rozpoczął jeszcze większą historię. Jedno z tych spotkań, których nie widziałem i bardzo żałuję, bo raczej już nigdy nie zobaczę. Podejrzewam jednak, że mało kto miał możliwość oglądania tego spotkania.

Na rewanż do Włocławka rosyjski zespół leciał z silnym zamiarem zamazania plamy po strasznym blamażu. Do przerwy prowadzili nawet 34:37, ale ostatecznie to Nobiles postawił na swoim i wygraliśmy 76:69. Tym samym pewnie przypieczętowaliśmy awans do kolejnej rundy eliminacji.

Tam czekał na nas chorwacki KK Zadar, który niestety okazał się za mocny. W pierwszym meczu padł wynik 86:60, a rewanż we Włocławku wygraliśmy tylko 78:75 i tym samym zakończyliśmy debiutancki sezon na parkietach Europy. Co ciekawe, w chorwackiej ekipie czołowym graczem był wówczas Alan Gregov. Nazwisko, którego we Włocławku raczej nie trzeba przedstawiać. W pierwszym meczu Gregov rzucił nam 11 punktów, a podczas rewanżu w starej hali OSiR 18 pkt. Jak widać, już wtedy dobrze czuł się w popularnym „kurniku”.

Nie ukrywam – tęsknię za występami Anwilu w europejskich pucharach. Tęsknię za tymi wojażami w nieznane. Tęsknię za przyjazdami nieznanych ekip i budowaniu sobie o nich zdania na tle walki z naszym zespołem. Tęsknie za podziwianiem wielu świetnych koszykarzy na parkiecie naszej hali. Tęsknię, ale wierzę, że jeszcze tam wrócimy.

Występy na parkietach Europy niosą za sobą wiele pozytywów. Poprawiają aspekt marketingowy, są dodatkowym wabikiem dla graczy na rynku transferowym oraz przede wszystkim budują markę klubu i dają dużo radości kibicom. Poza tym twierdzę, że taki dodatkowy mecz w tygodniu zawsze lepiej wpłynie na rozwój zawodników niż suchy trening. Aby jednak tam grać na solidnym poziomie potrzebne jest solidne zaplecze finansowe. Naprawdę bardzo chcę, żeby Anwil ponownie otworzył dla siebie bramy Europy, ale nie w roli „chłopca do bicia”. Dlatego teraz pozostaje mi tylko wierzyć i czekać. Uważam, że nasi obecni włodarze wiedzą kiedy nadejdzie odpowiedni moment na ten krok i nie będą forsować pomysłu na siłę.

3 odpowiedzi do “Przywitanie z Europą”

  1. Niestety ale Anwil w Europie skończył się dużo wcześniej niż w PLK (2003/04 dwumecz z Arisem Saloniki) a widoków nawet na medal w tej śmiesznej lidze nie widać a co tu gadać o starcie w pucharach z nadzieją na wyjście grupy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *