Rok 2019 w rozdziałach

Nadszedł już rok 2020. Życzę nam wszystkim, aby był co najmniej tak udany, jak ten poprzedni. Kolejny raz chciałbym się właśnie odnieść do tego 2019 roku, bo przecież miło przywracać wspomnienia, które powodują tyle radości.

Tym razem postanowiłem podzielić minione dwanaście miesięcy na rozdziały obrazujące najważniejsze wydarzenia w świecie Anwilu. Wszystko ułożone w porządku chronologicznym.

Anwil MistrzFOTO: anwil24.pl
MISTRZ POLSKI 2019 !!!!

GRUNTOWNA PRZEBUDOWA SKŁADU

Na początku 2019 roku gra naszego zespołu nie zachwycała. Z każdym kolejnym dniem nasilało się widmo zmian, a nadarzyła się ku temu idealna okazja, więc nasi decyzyjni postanowili „iść na całość”. Ivan Almeida rozwiązał swoją umowę z BC Kalev i szybko stał się głównym celem Anwilu. Wszyscy pamiętamy zbiórkę pieniędzy zorganizowaną przez kibiców i ogólny hałas, który wówczas ogarnął nie tylko Włocławek, ale również niemal całą koszykarską Polskę Ostatecznie „El Condor” wrócił do Anwilu i jak wszyscy dobrze pamiętamy, kolejny raz udowodnił swoją wielkość i poprowadził nas do Mistrzostwa.

To nie była jednak jedyna zmiana w składzie „Rottweilerów”. Zakontraktowanie Ivana wymagało znacznie więcej ruchów pośrednich. W rezultacie drużynę opuścili Mateusz Kostrzewski, Vladimir Mihailović oraz Nikola Marković. Oprócz Kabowerdyńczyka ekipę Anwilu zasili również Olek Czyż. Na zakończenie okna transferowego kontrakt z naszym klubem podpisał jeszcze Michał Ignerski i tym sposobem skład „Rottweilerów” został ostatecznie zamknięty.

To były wręcz olbrzymie zmiany. Hurtowe. Na tak zaawansowanym etapie sezonu to zawsze duże ryzyko. Przybyli do nas zawodnicy po pewnych przejściach. Almeida opuścił poprzedniego pracodawcę ze względu na kontuzje. Czyż, w ostatnich latach, częściej przesiadywał w gabinetach lekarskich niż na parkiecie. „Igi” to wielkie nazwisko, ale już weteran, który przez poprzednie dwa lata był daleki od poważnej koszykówki. Potencjał w tych graczach drzemie potężny, ale pojawiał się również spory znak zapytania. Trzeba również pamiętać, że trener miał coraz mniej czasu na ułożenie tej nowej układanki.

Z perspektywy czasu jednak wiemy, że te zmiany okazały się prawdziwym „strzałem w dziesiątkę”. To była odważna decyzja i ryzykowna, ale na szczęście okazała się też MISTRZOWSKA.

WYŻSZY POZIOM NA PLAY-OFF

Przebudowa składu nie przełożyła się na wyraźny skok jakościowy w grze „Rottweilerów”. Nie od razu. Anwil cały czas nie zachwycał. Sezon regularny zakończyliśmy na czwartej pozycji i nie była to dobra pozycja startowa przed Play-Off. Czekała nas bardzo trudna drabinka. Już w pierwszej rundzie naszym rywalem była Stal Ostrów Wielkopolski, czyli ekipa z którą rok wcześniej rywalizowaliśmy o złoto. Wielu ekspertów wieszczyło naszą porażkę już na tym etapie i nie były to głosy pozbawione racjonalnego myślenia. Nie pomagał fakt, że Josip Sobin, ze względu na kontuzję, przedwcześnie zakończył sezon. Mieliśmy swoje problemy i było to widać „gołym okiem”.

Wraz z Play-Off przyszła jednak zupełnie inna forma Anwilu. Nasz zespół wspiął się na zdecydowanie wyższy poziom. W starciach ze „Stalówką” zaprezentowaliśmy koszykówkę, która jeszcze kilka tygodni wcześniej była dla nas wręcz nieosiągalna. „Rottweilery” zaprezentowały iście mistrzowski charakter. Graliśmy z wiarą we własne umiejętności, walczyliśmy o każdą piłkę i po prostu mieliśmy swój styl oraz pomysł. Trener Igor Milicić idealnie przygotował, pod każdym względem, swoich podopiecznych do najważniejszej części sezonu.

Stal grała w tym ćwierćfinale naprawdę bardzo dobrze i dzielnie, a Casper Ware był jak jednoosobowa armia. Mieli jednak pecha, bo Anwil był po prostu zespołem lepszym. Weszliśmy na wyższy poziom i zakończyliśmy serię w trzech meczach. Jak to powiedział Almeida po ostatnim spotkaniu:

„Mieli nas pokonać, ile? 3:1? Co dziennikarze mówili? 3:1? 3:2? 3:0 i sweep!”.

To był taki pierwszy, bardzo poważny znak, że nie zapomnieliśmy o obronie Mistrzostwa.

HEROICZNY SPOKÓJ Z ARKĄ

W półfinale czekała nas jeszcze trudniejsza przeprawa. Naszym rywalem była Arka Gdynia. Wydawało się, że ten zespół wyjątkowo nam nie leży. Trzykrotnie pokonali nas podczas sezonu i były to zwycięstwa przekonujące. W pierwszych dwóch meczach Play-Off przedłużyli swoją dominację. Anwil walczył, ale Arka wydawała się zespołem lepszym. Po meczach we Włocławku, dzięki heroicznej postawie, doprowadziliśmy do wyrównania w serii i to było naprawdę dużo. Na decydujące spotkanie odbywało się jednak w Gdyni i to cały czas Arka wydawała się faworytem.

Piąte spotkanie rzeczywiście rozpoczęli od mocnego uderzenia, bo było nawet 11:0. Anwil zaimponował wówczas spokojem. Trener Milicić nie skorzystał z przerwy na żądanie. To był jasny znak – Panowie mamy plan i ja w Was wierzę. Mijający czas to potwierdził. „Rottweilery” z minuty na minutę rozkręcały się na parkiecie i zaczęliśmy dominować. Przejęliśmy to spotkanie i już nie wypuściliśmy ze swoich rąk. To pokazało, jak silnym charakterem dysponował nasz zespół. Świetna gra otworzyła nam drzwi do finału i kolejne złoto stało się bardzo realne.

WYCZERPUJĄCA DROGA DO MISTRZOSTWA

W finale czekała nas lokalna rywalizacja z Polskim Cukrem Toruń. Lekko nie było. Anwil był dość mocno poobijany. Wcześniej wspomniałem o Sobinie, a szybko z rywalizacji wypadł też Ignerski. To stworzyło wielką dziurę pod naszym koszem. Wielu innych zawodników również cały czas zmagało się z mniejszymi urazami, a do tego dochodziło niesamowite zmęczenie. Mieliśmy za sobą wyboistą drogę i „Twarde Pierniki” wydawały się zespołem bardziej wypoczętym.

Kolejny raz jednak okazało się, że trener Milicić przygotował swoich graczy perfekcyjnie. Mam na myśli aspekt fizyczny, taktyczny oraz przede wszystkim mentalny. Na przestrzeni tej serii Anwil sprawiał wrażenie zespołu lepszego. Torunianie nie poddali się jednak łatwo i potrzebowaliśmy aż siedmiu spotkań w tej rywalizacji. W decydującym starciu nasza ekipa kolejny raz pokazała swój charakter i spokój. Takim sposobem sięgnęliśmy po kolejny tytuł mistrzowski. Piękna historia!

BUDOWA GWIAZDORSKIEGO SKŁADU

Kolejne mistrzostwo zwiększyło nasz apetyt. W rozgrywkach 2019/2020 chcieliśmy sięgnąć po więcej. Liga miał być formalnością, a prawdziwym priorytetem stały się europejskie puchary.

W tym celu mistrzowski Anwil przeszedł prawdziwą przebudowę. Pożegnaliśmy się z wieloma graczami, którzy COŚ znaczyli dla kibiców. W niektórych przypadkach powodem była zmiana koncepcji trenera, a w innych brak porozumienia. Pewnie w oczach niejednego kibica zaszkliła się łza, ale nie było miejsca i czasu na sentymenty.

Jeśli chodzi o nowe twarze w drużynie, to trzeba przyznać, że Anwil wstrząsnął Polską. Tony Wroten czy Ricky Ledo (obaj z przeszłością w NBA) mieli poprowadzić „Rottweilery” do wielkich sukcesów. Większość ekspertów rozpływała się nad ekipą, jaką udało zebrać się we Włocławku i widzieli w naszym zespole niezagrożonego kandydata do złota.

Przedsezonowe sparingi, mecz o Superpuchar Polski czy inauguracja PLK rzeczywiście potwierdziły te oczekiwania. Anwil niszczył swoich rywali i grał przy tym z wielkim polotem oraz niezwykle efektownie.

BOLESNE ROZCZAROWANIE

Szybko okazało się jednak, że nasz zespół nie jest niezniszczały. Porażki pojawiły się bardzo wcześnie, a jeszcze gorsze, że były niesamowicie bolesne. Z Treflem Sopot zdarzyło się coś przerażającego i wydawało się, że długo będziemy musieli czekać na kolejne taki „wyczyn”. Okazało się, że wystarczyło jednak tylko tygodni, bo do Włocławka przyjechał HydroTruck Radomskrzywdził nas w podobny sposób. O porażkach, gdy nie mogliśmy nawet dojść do słowa, nie ma nawet co przypominać.

Obraz Wielkiego Anwilu w kilka tygodni rozleciał się niczym „domek z kart”. Duże braki naszego zespołu zostały brutalnie obnażone. „Rottweilery” nie prezentowały się jak prawdziwy zespół i wyraźnie brakowało im charakteru. Wydawało się, że nie obejdzie się bez zmian kadrowych.

Powolny progres?

Ostatecznie nastąpiła tylko jedna zmiana, ale za to najbardziej konieczna. Milan Milovanović totalnie nie sprostał powierzonej roli i kontrakt z Serbem został rozwiązany. Jego miejsce zajął Shawn Jones i teraz z całą pewnością możemy powiedzieć, że była to zmiana na plus.

Ten transfer nie okazał się lekiem na całe zło, bo na parkiecie Anwil cały czas potrafił zawodzić. Ostatnie tygodnie były jednak dla nas bardzo udane. Rok zakończyliśmy pięcioma zwycięstwami z rzędu i chciałbym, aby ta seria została jeszcze podtrzymana. Widzę na to szansę, bo poprawie uległy nie tylko wyniki Anwilu, ale przede wszystkim gra. W ostatnich starciach nie wyglądaliśmy już jak zbiór indywidualności. Potrafiliśmy pięknie operować piłką i świetnie funkcjonować w defensywie. Wygląda, jakby wszystko zaczęło wreszcie funkcjonować według założonego planu. Wierzę, że to nie jest przypadek, ale permanentna zmiana i to niekońcowa. Wierzę, że trener Milicić wykorzysta ten zespół jeszcze lepiej. Czy tak rzeczywiście będzie? Przekonamy się dopiero w czerwcu. Celów na ten rok nie zmieniamy i cały czas mierzymy w mistrzostwo oraz wyjście z grupy w Lidze Mistrzów, bo to ciągle jest bardzo realne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *