Oddane zwycięstwo w Szczecinie…

Jeden rzut wolny mógł zmienić wszystko? Możliwe.

Faul w ostatnich sekundach, przy trzypunktowym prowadzeniu, miałby sens? Możliwe.

Szukanie innych rozwiązań niż rzuty z dystansu w akcjach na zwycięstwo to byłby dobry pomysł? Możliwe.

Anwil miał sporo możliwości, ale bolesne fakty są takie, że totalnie zawaliliśmy końcówkę i wypuściliśmy zwycięstwo z rąk. King Szczecin przez długie minuty gonił, doprowadził do dogrywki i ostatecznie wygrał 88:87. Ta porażka bardzo boli. Szczególnie patrząc na naszą aktualną sytuację w tabeli…

Kamil Łączyński King Szczecin - Anwil WłocławekFOTO: Krzysztof Cichomski/King

Dni mijają, a ja mam ciągle problem z przełknięciem tej porażki. „Rottweilery” trzymały już wygraną w swoich łapach! Początek spotkania był jeszcze wyrównany, ale z czasem zaczęliśmy przejmować kontrolę. W szczytowym momencie prowadziliśmy +13. Ogólnie przewaga była po naszej stronie przez ponad 34,5 minuty. Wszystko szło zgodnie z planem. Szczególnie satysfakcjonowała mnie defensywa. Szkoda tylko, że nie potrafiliśmy odskoczyć rywalom jeszcze wyraźniej i zamknąć tego meczu bez nerwów w końcówce. Nasze humory byłyby wtedy zdecydowanie lepsze…

Anwil zaliczył kilka naprawdę solidnych momentów w Szczecinie. Chwilami Lee Moore wyglądał niczym największa gwiazda koszykówki, a parkiet był jego placem zabaw. Pod względem statystycznym Amerykanin wypadł wręcz rewelacyjnie – 26 punktów, 7 asyst6 zbiórek. W trzeciej kwarcie Luke Petrasek zaczął trafiać zza łuku jak natchniony, a spotkanie zakończył z dorobkiem 22 punktów. Przez całe spotkanie niezwykłą aktywność utrzymywał Kamil Łączyński. Kapitan odważnie atakował i przewidywał ruchy Kinga. „Łączka” zapisał na swoim koncie 12 punktów, 5 przechwytów oraz 3 asysty.

Mieliśmy swoją wielką trójcę i nic nie zwiastowało katastrofy…

W ostatnich sekundach czwartej kwarty Łączyński nie trafił wolnego. Ciągle prowadziliśmy jednak trzema punktami. Trener Przemysław Frasunkiewicz mógł nakazać swoim graczom przerwanie akcji faulem. Szczególnie że piłka trafiła do Kacpra Borowskiego i to była idealna okazja. „Franc” zadecydował jednak inaczej. W efekcie Petrasek minimalnie spóźnił się do Meiera, który wyrównał celną trójką. Mieliśmy jeszcze szansę na zwycięski rzut, ale zabrakło skutecznego pomysłu. Dogrywkę gospodarze rozpoczęli od mocnego uderzenia, ale i tak mieliśmy jeszcze okazję do wyrwania tego meczu. Znowu zabrakło jednak trafionego pomysłu. Wspomniany wcześniej Moore zaliczył kilka naprawdę świetnych zagrań, ale w pewnym momencie zaczęliśmy za bardzo wierzyć w akcje izolacyjne pod tego gracza.

Powyższe fakty wszyscy znają. Widać wyraźnie błędy indywidualne zawodników, ale mnie bardziej zabolało coś innego. Takie wpadki pojedynczych graczy to całkiem normalne zjawisko. W moim odczuciu zabrakło umiejętnego zarządzania kryzysem, który dopadł nas w tych ostatnich sekundach. Traciliśmy przewagę, traciliśmy zwycięstwo, a nie zauważyłem pomysłów czy kombinacji, które byłyby w stanie utrzymać tą wygraną w naszych rękach. Ogarnął nas chaos, w którym totalnie przepadliśmy. Najgorsze, że to nie była pierwsza tego typu końcówka w wykonaniu „Rottweilerów”. Pomyślcie, jakby wyglądała nasza sytuacja, gdybyśmy w kilku takich przypadkach zagrali lepiej. Tymczasem mamy bilans 10-11 i musimy bardzo poważnie drżeć o udział w Play-Off

W Szczecinie zabolały jeszcze dwie statystyki. Przegraliśmy zbiórki aż 44:28. Z kolei wolne trafialiśmy na poziomie 16/27. Te cyfry wyglądają wręcz dramatycznie, a pomimo tego Anwil był o krok od zwycięstwa. To generuje dodatkowy ból, bo przy tak wyraźnych problemach i tak byliśmy „o włos” i nie wykorzystaliśmy wielkiej szansy.

Kolejna porażka na koncie „Rottweilerów”. Stanowczo za dużo tych przykrych doświadczeń! W naszej ekipie naprawdę ciągle drzemie potencjał, ale gramy poniżej możliwości. Przed nami już tylko ważne mecze i każde kolejne niepowodzenie może nieść za sobą bardzo bolesne skutki. Dlatego pozostaje wierzyć, że Anwil wreszcie rozwinie swoje skrzydła, bo czasu pozostało niewiele. Nie chcę nawet wyobrażać sobie kolejnego sezonu poza ósemką…

4 odpowiedzi do “Oddane zwycięstwo w Szczecinie…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *