Liga Mistrzów – nasi rywale

Anwil po latach przerwy wraca do rywalizacji na europejskiej arenie. Pucharem, do którego dołączyliśmy, jest Liga Mistrzów, czyli trzeci poziom rozgrywek w Europie. Inauguracja nastąpi już w najbliższą środę wyjazdowym meczem z BK Ventspils. Razem z Łotyszami znaleźliśmy się w grupie A i na pewno nie brakuje tam ciekawych zespołów. Dlatego chciałbym pokrótce przybliżyć profile naszych przeciwników.

Liga Mistrzów

Riesen Ludwigsburg

Ekipa, która od sezonu 2002/2003 nieprzerwanie gra w niemieckiej Bundeslidze. Nie należą do jakichś gigantów u naszych zachodnich sąsiadów, ale potrafią pukać do drzwi ligowej czołówki. W minionym sezonie uplasowali się na trzecim miejscu. Mają również doświadczenie w europejskich pucharach. W latach 1989 – 1994 grali w Korać Cup. Później mieli sporo lat przerwy, a na sezon 2007/2008 dołączyli do ULEB Cup. Był to tylko jednak jeden rok i na powrót do Europy musieli poczekać siedem lat. Po tym czasie nastąpiła przygoda w Eurocup, a od sezonu 2016/2017 występują nieprzerwanie, w Lidze Mistrzów. W zeszłym sezonie dotarli nawet do Final Four tych rozgrywek.

Obecne rozgrywki ligowe rozpoczęli w bardzo dobrym stylu. Na chwilę obecną mają bilans 2-0. Czołowymi postaciami tej ekipy są Adam Waleskowski, Karim Jallow czy Jordon Crawford.

Z Ludwgsburgiem jeszcze nigdy nie graliśmy. Z niemieckimi zespołami nie mamy jednak zbyt dobrego bilansu. Mierzyliśmy się z nimi 6 razy, a zwyciężyliśmy tylko w 2 meczach.

Sidigas Avellino

Mocna ekipa. Dobija do czołówki ligi włoskiej. W ostatnim sezonie uplasowali się na czwartej pozycji, a rok wcześniej stanęli na najniższym stopniu podium. W 2008 roku wywalczyli Puchar Włoch. Smak europejskiej rywalizacji również znają. W Lidze Mistrzów występują już od trzech lat.

Obecny sezon Serie A rozpoczęli od pewnego zwycięstwa. Skład mają bardzo ciekawy. Latem do Avellino przybyło kilka znanych nazwisk. „Pierwsze skrzypce” powinien tam grać amerykański duet Caleb Green oraz Norris Cole. Panowie mają ciekawe kluby w swoim CV, a szczególnie przeszłość Cole’a elektryzuje, bo w latach 2011 – 2017 grał w NBA. Nie był pierwszoplanową gwiazdą, ale bywał bardzo przydatny. Ma w swojej kolekcji nawet dwa pierścienie mistrzowskie wywalczone z Miami Heat. W pierwszym meczu sezonu ci Amerykanie ładnie odpalili. Green zanotował 32 punkty15 zbiórek, a Cole miał 21 punktów13 asyst. Ciekawymi postaciami w Sidigas Avellino powinni również być Matt Costello oraz Hamady N’Diaye. Oni również mają epizodyczną przeszłość w NBA.

To będzie oczywiście pierwsze w historii starcie Anwilu z tą ekipą. Z włoskimi drużynami już się jednak mierzyliśmy i mamy niekorzystny bilans 5-7.

Le Mans Sarthe

Mistrz Francji. To już wystarczy, aby pobudzić wyobraźnię. Łącznie w historii pięciokrotnie wieszali złote medale na swoich szyjach. W nowym sezonie pewnie nie powtórzą tego sukcesu, ale to cały czas bardzo mocna ekipa. W Europie mają niezwykle bogate doświadczenie. Od 1997 roku tylko trzykrotnie nie brali udziału w żadnych europejskich pucharach! Jednym z takich przypadków był zeszły sezon. Wcześniej posmakowali praktycznie wszystkich poważnych szczebli. Teraz wracają do Ligi Mistrzów i na pewno będą mieli ochotę troszkę namieszać. Sukcesów w Europie bardzo im brakuje.

W nowym sezonie ligi francuskiej legitymują się bilansem 2-1. Głównymi postaciami w Le Mans są obrońcy Antoine Eito oraz Michael Thompson, a pod koszem silnym punktem jest Richard Hendrix. Ten ostatni grał w wielu mocnych europejskich klubach oraz jest reprezentantem… Macedonii

Mimo że Le Mans zjeździło prawie całą Europę, a Anwil aż czternaście razy mierzył się z francuskimi przedstawicielami, to nasze losy nigdy się nie skrzyżowały. Ogólnie z przedstawicielami „trójkolorowych” mamy całkiem dobry bilans: 8-6.

BK Ventspils

Nasz pierwszy rywal. Na lokalnym podwórku to prawdziwy gigant. Mają na swoim koncie aż 10 mistrzostw i są lokalnym rekordzistą pod tym względem. Ostatnie wywalczyli w minionym sezonie. W Europie też praktycznie grają co roku. Największym sukcesem było trzecie miejsce w FIBA Europe Champions Cup, które wywalczyli w 2003 roku. Co ciekawe, w półfinale zostali wyeliminowani przez Prokom Trefl Sopot.

Obecnie rywalizują w połączonej lidze łotewsko-estońskiej i mają na razie bilans 2-1. Najlepszym strzelcem Ventspilsu jest silny skrzydłowy Jonathan Arledge. Nie brakuje tam jednak „starych znajomych”. W koszulkach łotewskiej ekipy biegają znani z PLK Aaron Johnson oraz Anthony Beane, a trenerem jest Roberts Stelmahers, czyli człowiek, który zepsuł nam sezon 2016/2017. Zawodnikiem, na którego również warto zwrócić uwagę, jest także Maris Gulbis.

Ventspils to nie tylko zbiór naszych starych znajomych. Ten klub, sam w sobie, jest nam dobrze znany. Do tej pory rozegraliśmy z nimi cztery mecz w europejskich pucharach. Niestety, wygraliśmy tylko raz. Ventspils dwukrotnie gościł również we Włocławku, przy okazji przedsezonowego turnieju Kasztelan Basketball Cup (lata 2007 i 2008). Za każdym razem Łotysze musieli uznać wyższość Anwilu. Nasze drużyny sprawdziły się również m.in. podczas sparingu, w ramach Mazovia Cup w 2008 roku. Wówczas włocławska ekipa wręcz zmiażdżyła rywali 91:53.

Jeśli chodzi o inne potyczki Anwilu z łotewskimi zespołami na europejskiej arenie, to czterokrotnie graliśmy również z ASK Broceni Ryga. Ogólny nasz bilans przeciwko drużynom z tego kraju wynosi zaledwie 3-5.

Banvit B.K.

Zespół, który w lidze tureckiej coś znaczy, ale do najlepszych troszkę brakuje. Największym sukcesem jest dla nich zdobycie krajowego pucharu w 2017 roku. Ciekawe jest to, że Banvit w najwyżej lidze tureckiej gra od sezonu 2004/2005 i od tego również czasu próbuje swoich sił w europejskich zmaganiach. Z całą pewnością są obyci w tym temacie. Największy sukces na tym polu również osiągnęli w 2017 roku, gdy dotarli do finału Ligi Mistrzów.

Nowy sezon ligi tureckiej wystartował w miniony weekend. Banvit podejmował na własnym terenie Demir Insaat Buyukcekmece i niespodziewanie przegrał aż 59:81. Nie jestem ekspertem tych rozgrywek, ale ten rezultat bardzo mnie zaskoczył.

Wśród naszych grupowych rywali w miarę pozytywne wrażenie wywarli Alex Perez oraz Tolga Gecim. Na pewno warto również zwrócić uwagę na takiego podkoszowego jak Stefan Bircević. Zawodnik ten od wielu lat jest członkiem reprezentacji Serbii. Dzięki temu ma w swojej kolekcji srebrne medale z ostatnich Mistrzostw Europy, Mistrzostw Świata czy Igrzysk Olimpijskich. Bircevic nie odgrywa kluczowej roli w swojej reprezentacji, ale samo znalezienie się w takim gronie to już duży zaszczyt, który nie każdego spotyka.

Z Banvitem jeszcze nie mieliśmy przyjemności rywalizować. Z innymi tureckimi ekipami nasz bilans jest jednak zdecydowanie niekorzystny i wynosi 2-6.

BC Nizhny Novgorod

Rosyjski zespół, który, aby zagrać w Lidze Mistrzów, musiał przebrnąć przez trzy rundy eliminacji. Najpierw rozprawili się z portugalskim Porto, następnie z Arisem Saloniki, a w ostatniej rundzie z czeskim BK Pardubice. W drugiej rundzie przegrali pierwszy mecz z Arisem na własnym terenie, ale w gorących Salonikach potrafili odrobić straty z nawiązką. To tylko dowodzi, że mamy do czynienia z mocną ekipą, której nie można lekceważyć.

BC Nizhny Novgorod nie należy do ścisłego grona potęg rosyjskiej koszykówki. Należy jednak pamiętać, że mówimy o świecie opływającym wielkimi pieniędzmi. Dlatego z tego kraju każdy zespół może być niezwykle groźny. Od sezonu 2010/2011 nieprzerwanie grają również w europejskich pucharach. Największym ich sukcesem na tej płaszczyźnie jest półfinał Eurocup2014 roku. W obecnym sezonie nasz grupowy rywal rozegrał do tej pory jeden mecz w lidze VTB. Przegrali jednak z BC Kalev aż 82:68. Co ciekawe, prawdziwym katem rosyjskiego zespołu został dobrze nam znany Ivan Almeida, który zanotował 36 punktów9 zbiórek.

W ekipie z Niżnego Nowogrodu również nie brakuje naszych starych znajomych. W składzie tego zespołu możemy znaleźć takie nazwiska jak Vladimir Dragicević, Chris Czerapowicz czy Aaron Broussard. Wszyscy wymienieni mają przeszłość w PLK i na pewno zapadli w pamięci kibicom Anwilu. O sile tej ekipy stanowi również rozgrywający Kendrick Perry.

Rosyjskie zespoły są naszym najczęstszym rywalem na europejskiej arenie. Z przedstawicielami tego kraju rozegraliśmy aż 20 spotkań i legitymujemy się niezbyt chlubnym bilansem 8-12. Z BC Nizhny Novgorod będzie to jednak nasza pierwsza konfrontacja.

UCAM Murcia

Naszą grupę zamyka ekipa z malowniczej Murcji. Hiszpański zespół musiał przebrnąć przez trzecią rundę eliminacyjną. Tam rywalem UCAM było belgijskie Spirou Charleroi. Nie bez problemów, ale ostatecznie Hiszpanie rozstrzygnęli ten dwumecz na swoją korzyść.

UCAM Murcia na co dzień gra w niezwykle silnej lidze ACB. To już w sumie wystarczy za rekomendację. Na krajowym podwórku nie mają jednak zbyt wielkich sukcesów. Taka drużyna środka tabeli. Rywalizacji w Europie też się dopiero uczą, bo to będzie zaledwie ich trzeci sezon w pucharach. Zaczynali od sezonu 2016/2017 i gry w EuroCup, gdzie dotarli do drugiej rundy. W sezonie kolejnym trafili do Ligi Mistrzów i osiągnęli tam bardzo dobry rezultat, plasując się na trzecim miejscu. O brąz pokonali inny zespół z naszej grupy – niemiecki Riesen Ludwigsburg. Obecny sezon ligi hiszpańskiej rozpoczęli jednak od dwóch porażek.

Najgroźniejszymi graczami UCAM, w mojej opinii, są obrońca Milton Doyle oraz center Marcos Delia. Ten pierwszy, w zeszłym sezonie rozegrał 10 spotkań dla Brooklyn Nets. Z kolei Delia jest reprezentantem Argentyny. W każdej chwili „coś od siebie” dołożyć mogą również tacy gracze jak Ovie Soko czy rumuński podkoszowy Emanuel Cate. W składzie UCAM kryje się również taka postać jak Damjan Rudez. Chorwat w latach 2014 – 2017 rozegrał łącznie 146 meczów w NBA. Od czasu powrotu na „Stary Kontynent”, delikatnie mówiąc, jednak nie błyszczy.

Z hiszpańskimi drużynami również mamy doświadczenie. Nigdy lekko nie było i obecnie w konfrontacji z nimi legitymujemy się bilansem 3-7.

Jedna odpowiedź do “Liga Mistrzów – nasi rywale”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *